Kampania wyborcza zamienia się często w wolną amerykankę, a kandydaci i ich sztaby oklejają plakatami co tylko się da zmieniając miasta w jeden wielki słup ogłoszeniowy. W wielu przypadkach robią to nielegalnie. Co gorsza ze sprzątnięciem pozostałości po wyborach niestety też bywają duże problemy.
W Krakowie władze z problemem poradziły sobie całkiem nieźle. Jak przyznaje Jacek Bartlewicz, rzecznik Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu w Krakowie, pod Wawelem kampania była intensywna, ale większość sztabów wyborczych posprzątała już swoje plakaty. - Wszystko dzięki sankcjom i karaniu. Nic tak nie działa na wyobraźnię jak pieniądze, które trzeba zapłacić po kampanii wyborczej - tłumaczy rzecznik.
Są kary
Tym bardziej, że kary są niemałe. Rekordzistą jest kandydat PO Wojciech Filemonowicz, który ma do zapłacenia już ok. 22 tys. zł, a kara cały czas rośnie, ponieważ nie wszystkie jego plakaty zostały usunięte. Na drugim miejscu znalazł się Łukasz Gibała (PO), który na chwilę obecną musi zapłacić ponad 10 tys. zł. A do tego dojdą kary za nielegalne zaklejanie mienia komunalnego (skrzynek zasilających oświetlenie uliczne).
Na trzecim miejscu pod względem wysokości kary znalaźli się ex equo Katarzyna Matusik-Lipiec (PO) i Paweł Klimowicz (Obywatele do Senatu).
Zgodnie z prawem kandydaci mają 30 dni na usunięcie swoich plakatów. Mogą je jednak wieszać tylko po uzyskaniu od władz miasta zgody na takie działania i tylko w miejscach do tego przeznaczonych. Niektórzy krakowscy kandydaci zgody na umieszczanie plakatów nie uzyskali lub straciła ona ważność. Pomimo tego reklamówki pojawiły się na mieście i były umieszczane np. na skrzynkach sygnalizacji świetlnych, co jest niezgodne z prawem. Z tego powodu kandydaci zostali obciążeni karami.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24