Wirtualna Polska opublikowała w czwartek tekst dotyczący profesora Wojciecha Maksymowicza, chirurga, posła Polski 2050. Już wcześniej WP informowała, że kilkanaście razy Maksymowicz "zajmował się polityką i wybierał Sejm zamiast szpitala, choć był w olsztyńskiej placówce wpisany na dyżury".
Dziennikarze opisali historię pacjentki, która w sierpniu 2015 roku, w wieku 81 lat, trafiła do Kliniki Neurologicznej Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Olsztynie. Skierował ją tam lekarz po tym, jak odczuwała sztywnienie lewej części ciała i miała trudności z mową.
W szpitalu stwierdzono, że kobieta musi być poddana zabiegowi angiografii tętnic szyjnych. To - czytamy w WP - "w największym uproszczeniu badanie tętnic w organizmie, którego dokonuje się za pomocą prowadnika pozwalającego lekarzowi na uzyskanie precyzyjnego obrazu". "To skomplikowany zabieg, który polega na sprawnym operowaniu różnymi zestawami cewników i prowadników, które są sztywne i ostre" - pisze portal.
OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE W TVN24 GO
Maksymowicz "asystował tyko na papierze"
Operację przeprowadził Mariusz S., lekarz w trakcie specjalizacji. Dopiero zbierał wtedy doświadczenie, więc operację miał wykonać z asystą fachowca, którym był profesor Wojciech Maksymowicz. W 2015 roku Maksymowicz kierował Kliniką Neurologiczną Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Olsztynie, był też dziekanem Wydziału Nauk Medycznych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego.
"Maksymowicz w lekarskim raporcie jest wpisany jako osoba asystująca. Gdy wszystko będzie szło dobrze - zadaniem profesora będzie po prostu przyglądanie się pracy młodszego kolegi po fachu. Gdyby jednak pojawił się jakikolwiek kłopot - bardzo doświadczony neurochirurg przejmie dowodzenie na sali" - pisze WP.
Jednak - jak ustalili dziennikarze - "profesor Wojciech Maksymowicz jest asystą jedynie na papierze, a - jak się później okaże - jest bardzo potrzebny na sali operacyjnej".
Kobieta zmarła
Po zakończonej operacji kobieta została odwieziona na salę i wybudzona. Początkowo nic nie wskazywało na komplikacje. Stan kobiety zaczął się jednak szybko pogarszać. Lekarze zlecili kolejne badanie tętnic - arteriografię aorty zstępującej oraz naczyń krezkowych i tętnic nerkowych.
Badanie przeprowadził 2 września ten sam lekarz - Mariusz S. - i miał mu ponownie asystować Maksymowicz. Po raz kolejny jednak nie było go na sali - pisze WP.
Po operacji stan pacjentki nadal się pogarszał. Ostatecznie kobieta została przetransportowana do Szpitala Wojewódzkiego w Olsztynie. Tam lekarze określili jej stan jako ciężki i zdecydowali o usunięciu prawej nerki. Chirurg stwierdził pęknięcie torebki nerki. "Jako rozpoznanie pooperacyjne został wpisany uraz nerki podczas zabiegu angioplastyki tętnicy szyjnej, którego dokonano 31 sierpnia 2015 roku" - podaje WP.
Po tym zabiegu kobieta trafiła na oddział intensywnej terapii. 11 września stwierdzono u niej rozległy udar, a dzień później zmarła.
Rodzina pozwała szpital
Rodzina zmarłej kobiety pozwała szpital. Olsztyński sąd okręgowy wydał wyrok w grudniu 2020 roku. "Szpital (bądź jego ubezpieczyciel) musi zapłacić rodzinie zmarłej kobiety ponad 98 tysięcy złotych. Wyrok jest nieprawomocny. Nie zgodziły się z nim obydwie strony sporu. Rodzina uważa, że jej krzywda jest więcej warta. Szpital obstaje, że do błędu nie doszło, więc nie powinien płacić wcale" - czytamy w WP.
Jednocześnie - podaje portal - trwa sprawa karna, materiał gromadzi jedna z prokuratur regionalnych.
Sąd: jest związek przyczynowy pomiędzy nieprawidłowym leczeniem a śmiercią
Dziennikarze Wirtualnej Polski dotarli do uzasadnienia wyroku sądu okręgowego. Powołani przez sąd biegli stwierdzili, że 31 sierpnia 2015 roku Mariusz S. wykonał zabieg nieprawidłowo, a dalsze skomplikowane leczenie było wynikiem powikłań, które powstały po błędzie lekarza. Drugi zabieg - 2 września - był wykonany "co do zasady prawidłowo".
"Niewątpliwie powikłania w postaci uszkodzenia nerki są wkalkulowane w ryzyko zabiegu. Jednakże fachowość lekarza polega na tym, aby powikłanie najszybciej zlokalizować i jak najszybciej zaopatrzyć. W realiach niniejszej sprawy powikłanie nie zostało rozpoznane w trakcie zabiegu. Powyższe spowodowało opóźnienia w leczeniu powikłania" - stwierdził sąd w uzasadnieniu, które cytuje WP.
"Ostatecznie Sąd Okręgowy w Olsztynie doszedł do przekonania, że istnieje związek przyczynowy pomiędzy nieprawidłowym leczeniem kobiety a jej śmiercią" - czytamy w Wirtualnej Polsce. "Przy zabiegu zabrakło asysty doświadczonego specjalisty, który w trakcie zabiegu mógłby weryfikować na bieżąco działania operatora" - głosi uzasadnienie wyroku.
Maksymowicz przesłuchiwany przez sąd powiedział, że "nadzorował zabieg, który wykonywał Mariusz S. w dniu 31 sierpnia 2015 r.", ale "nie był przez cały czas zabiegu na sali, przyszedł w trakcie". Przyznał, że nie było go też przy zabiegu przeprowadzonym 2 września. Zapewniał, że "jest w stanie ocenić, czy ktoś jest do tego przygotowany (do przeprowadzenia zabiegu - red.), czy nie".
Maksymowicz: podjąłem kroki prawne
Maksymowicz w przesłanym tvn24.pl oświadczeniu napisał, że nie będzie zabierał głosu w tej sprawie, bo "nie jest stroną postępowania, a wyrok nie jest prawomocny". Poinformował, że podjął kroki prawne "w stosunku do osób szkalujących jego dobre imię".
W rozmowie z WP profesor zaznaczył, że nie był stroną opisanego procesu cywilnego, dlatego nie zamierza komentować doniesień. - Jeżeli macie państwo pytania, to stroną był szpital, proszę zadać pytanie szpitalowi - powiedział Maksymowicz.
Zdaniem profesora, w przypadku pracy jego kolegi nie doszło do błędu medycznego. - Zasadniczą kwestią jest to, czy w tej sprawie popełniono tam błąd w sztuce lekarskiej, czy nie. Tego nie rozstrzyga sąd cywilny, bo ten rozstrzyga o odszkodowaniu. Szósty rok jest prowadzone postępowanie prokuratorskie. Do tej pory nie stwierdzono przekonujących danych, które świadczyłyby o tym, że jestem w błędzie, a uważam, że nie było żadnego błędu w sztuce kolegi. Uważam, że jego postępowanie było normalne i właściwe. Powikłania nie były bezpośrednio związane z zabiegiem, a powikłaniami działań środków przeciwkrzepliwych - oświadczył.
- Jeżeli chodzi o postępowanie, to dobrze by było, gdyby prokuratura nie miała nacisków medialnych, ani nacisków politycznych, dlatego nie będę tego dalej komentować. Jeżeli postępowanie jest w toku, to nie powinienem tego robić, tak jak i państwo nie powinni tego robić. W najbliższym czasie poinformuję opinię publiczną o podjętych krokach prawnych, bo uważam, że wiele danych było błędnych i zmanipulowanych - powiedział poseł w rozmowie z Wirtualną Polską.
Hołownia: cierpliwie czekamy na rozstrzygnięcie
Szymon Hołownia, szef Polski 2050, w czwartek na konferencji w Sejmie był pytany o sprawę Maksymowicza. - Profesor Maksymowicz poinformował nas, że w tej sprawie, która w jego ocenie bardzo poważnie narusza jego dobra osobiste i godzi w jego dobre imię oraz jego chwalebną historię wykonywania zawodu, podejmie kroki prawne i będzie bronił swoich praw, przedstawiając stan faktyczny - przekazał.
Dodał, że dla jego ugrupowania to "wystarczający komunikat" - Jeżeli profesor Maksymowicz jest przekonany, że ma materiał do tego, żeby bronić swoich racji, my będziemy cierpliwie czekali na rozstrzygnięcie - powiedział.
Autorka/Autor: ads/kab
Źródło: Wirtualna Polska, tvn24.pl