- Wystąpiłem do pana prokuratora Seremeta. To jest zawiadomienie o przestępstwie i mam nadzieję, że działanie pana Seremeta doprowadzi do tego, iż nie tylko odpowiedzialni za to zostaną zidentyfikowani i ukarani, ale przede wszystkim, że zostaną wprowadzone takie zabezpieczenia, które pozwolą instytucjom Sejmu pracować w pełni swobodnie - powiedział Antoni Macierewicz, odnosząc się do problemów podczas wczorajszej konferencji jego zespołu smoleńskiego.
Podczas środowej konferencji zespołu smoleńskiego referaty prezentowane przez ekspertów zespołu za pośrednictwem Skype'a były zakłócane przez liczne połączenia przychodzące. Dzwonili m.in użytkownicy o nickach "Władimir Putin" czy "je**ć Tuska". Zakłócić konferencję nie było trudno, bo na ekranach były widoczne nicki ekspertów i zadzwonić do nich mógł praktycznie każdy użytkownik Skype'a.
Zawiadomienie do Seremata
W czwartek Macierewicz poinformował dziennikarzy, że wszystkie wygłoszone oraz niewygłoszone referaty znajdują się na stronie internetowej zespołu. - Do pobrania są możliwe wszystkie prezentacje, łącznie z tymi, które na skutek ataku hakerskiego nie mogły zostać wygłoszone - powiedział poseł PiS.
Przeprosił ekspertów swojego zespołu za to, że nie wszyscy mogli wygłosić referaty. Chodzi m. in. o Grzegorza Szuladzińskiego. - Brak zabezpieczeń ze strony Sejmu doprowadził do takiej sytuacji, iż on swojego referatu wczoraj nie mógł wygłosić. Wierzę głęboko, że nigdy więcej taka sytuacja już się nie zdarzy - powiedział Macierewicza.
I dodał: - Wystąpiłem do pana prokuratora Seremeta, to jest zawiadomienie o przestępstwie i mam nadzieję, że działanie pana Seremeta doprowadzi do tego, iż nie tylko odpowiedzialni za to zostaną zidentyfikowani i ukarani, ale przede wszystkim, że zostaną wprowadzone takie zabezpieczenia, które pozwolą instytucjom Sejmu RP pracować w pełni swobodnie - ocenił szef zespołu. Pytany przez dziennikarzy o zawiadomienie doprecyzował: - Jest to zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa i prośba, żeby zostało wszczęte postępowanie mające wykryć tych sprawców - dodał.
Uzasadnienie
W uzasadnieniu zawiadomienia Macierewicz podkreślił, że podczas prac zespołu eksperci mieszkający m.in. w Kanadzie i USA często przedstawiają swoje prace za pośrednictwem łącz internetowych udostępnianych przez Sejm. Jak zaznaczył, podczas środowego posiedzenia zespołu już w trakcie pierwszej prezentacji jednego z ekspertów "nastąpił atak blokujący łączność i uniemożliwiający prezentację". Atak ten - podkreślił Macierewicz - trwał następne 45 minut. "Działanie to nosiło znamiona przygotowanego i profesjonalnego ataku na działalność instytucji Sejmu i wskazuje, że istnieje możliwość sparaliżowania prac Sejmu" - napisał Macierewicz.
Słowa eksperta
Antoni Macierewicz odniósł się też do słów jednego z ekspertów swojego zespołu - prof. Jacka Rońdy. W telewizji Trwam Rońda podkreślił: - Oni (piloci w Smoleńsku - red.) niestety zeszli poniżej 100 metrów. Ja w wywiadzie z panem Kraśko trochę zagrałem - powiedział i przyznał, że dokument, który prezentował w tamtej rozmowie i który miał być dowodem, że piloci poniżej 100 metrów jednak nie zeszli, był "blefem".
Macierewicz pytany, czy takimi wypowiedziami ekspert nie dyskredytuje prac zespołu, odparł: - Nie. Myślę, że dyskredytują siebie i swoją pracę dziennikarską ci, którzy mącą w głowach obywatelom Polski - podkreślił. - Jest oświadczenie prof. Rońdy, ono zostało wydane jakiś czas temu. Wskazuje, że zmanipulowano jego wypowiedź, i że nie zmienia swojego stanowiska. W tej sprawie my nie mamy między sobą różnic. Wszyscy eksperci zespołu zgadzają się, że pan major Protasiuk podjął decyzję na 9 minut przed dojściem do punktu decyzji, i że jeżeli nie będzie pogody, to zostanie wykonany manewr odejścia w automacie i przygotował na to całą załogę. Gdy podszedł do punktu decyzji, czyli 100 metrów, została wydana przez niego komenda odejścia. Niestety na skutek awarii do tego odejścia nie doszło, później nastąpiła eksplozja i samolot został zniszczony. Wszyscy eksperci, co do takiego przebiegu wydarzeń, się zgadzają - dodał. Zapewnił, że "stanowisko prof. Rońdy jest jednoznaczne". - Nastąpiło nieporozumienie, źle zrozumiano jego słowa - ocenił poseł.
Po tym jak sprawa zaczęła być przekazywana przez media, prof. Rońda wydał oświadczenie: "W związku z moją wypowiedzią w audycji nadanej wczoraj wieczorem w TV Trwam pragnę uściślić podaną przeze mnie informację: Samolot rządowy w chwili wybuchu lub serii wybuchów, tj. miedzy TAWS 37 i TAWS 38, znajdował się na wysokości w przedziale 50 do 60 metrów. W chwili decyzyjnej, kiedy Major Protasiuk pierwszy raz wydał komendę: "Odchodzimy", samolot znajdował się na wysokości ponad 100 metrów. Mimo prawidłowych działań załogi, samolot zniżał się dalej z nieznanych powodów technicznych. Wybuch lub seria wybuchów spowodowała dezintegrację konstrukcji TU 154 na wysokości w przedziale od 50 do 60 metrów" - napisał.
Sporne zdjęcie
Macierewicz odniósł się też do jednego z niepublikowanych wcześniej zdjęć ze Smoleńska, które w tym tygodniu pokazał zespół smoleński przy KPRM. Chodzi o fotografię brzozy, w którą uderzył samolot. Pokazano m.in. metalowe elementy samolotu wbite w drzewo i resztki poszycia Tu-154M wiszące na gałęziach. Macierewicz powiedział, że to zdjęcie jest mu znane, jednak jego zdaniem może ono świadczyć o tym, że doszło do eksplozji, a nie o tym, że skrzydło samolotu uderzyło w to drzewo.
- Te pędzące odłamki skrzydła z prędkością 270 km/h zawieszają się na tej brzozie? Na tych gałęziach? Jeśli ktoś mnie chce przekonać, że coś takiego jest możliwe, to naprawdę jest twórcą zupełnie nowej fizyki - powiedział. - Panie premierze, proszę zmienić doradców, bo oni nawet już nie ośmieszają siebie, nie ośmieszają nawet pana, oni Polskę ośmieszają - dodał.
Według Macierewicza, "jeżeli kilkadziesiąt metrów wcześniej, dużo wyżej, doszło do eksplozji i poszczególne fragmenty tego samolotu, w tym skrzydła rozpadały się wytracając prędkość (...), to jest możliwe, że taki mały kawałek spadając doleciał i zawisnął wśród gałęzi, to jest możliwe".
Podręcznikowe cechy
Poseł PiS przekonywał też, że przedstawiona w środę analiza dr. Bogdana Gajewskiego z Międzynarodowego Towarzystwa Badania Wypadków Lotniczych wskazuje, że w przypadku katastrofy smoleńskiej "mamy do czynienia z nieomal podręcznikowym nagromadzeniem tych cech, które obligują do podjęcia badań z punktu widzenia spowodowania tragedii przez eksplozję, ale tego nie zrobiono".
Gajewski zaprezentował wytyczne ICAO (Międzynarodowa Organizacja Lotnictwa Cywilnego), na podstawie których powinny być wyjaśniane i badane przyczyny katastrof lotniczych na świecie. Według niego zarówno raport MAK, jak i komisji Jerzego Millera, nie spełniają podstawowych wymogów ICAO i znacząco odbiegają od dokumentów, które opisują przyczyny innych znanych katastrof lotniczych.
Zaprezentowana w środę wstępna hipoteza zespołu Macierewicza mówi o tym, że przyczyną katastrofy Tu-154M był łańcuch wydarzeń "zapoczątkowany przejęciem naprowadzania samolotu przez ośrodek decyzyjny w Moskwie", a o katastrofie "przesądziła eksplozja w trakcie odejścia maszyny na drugi krąg".
Autor: mn//bgr / Źródło: tvn24.pl, TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24