Wizyta prezydenta USA Joe Bidena w Kijowie wniosła wiele uspokojenia - powiedział w "Rozmowie Piaseckiego" Bartosz Cichocki, ambasador RP w Ukrainie. Podkreślił, że "słowa solidarności, poparcia zapadły w pamięć", niemniej, jak dodał, "tutaj toczy się codzienna bardzo intensywna wojna, giną ludzie". - Nawet jeśli ta wojna się skończy w tym roku, to musimy sobie zdawać sprawę, że rosyjskie zagrożenie w ciągu najbliższej dekady nie zniknie - ocenił dyplomata w rozmowie z TVN24.
Prezydent USA Joe Biden w poniedziałek przyjechał z niezapowiadaną wizytą do Kijowa. Ambasador RP w Ukrainie Bartosz Cichocki powiedział, że ta wizyta wniosła "wiele uspokojenia". - Poziom stresu podnosił się w związku ze zbliżającą się rocznicą agresji (…) Wiele osób uznało, że skoro prezydent USA przyjeżdża i na dodatek oddaje cześć poległym pod dźwięk syren alarmu bombowego, to znaczy, ze nie jest tak źle - dodał.
- Ten sygnał poparcia, wsparcia, solidarności, jednoznacznego określenia, kto winowajcą, kto jest ofiarą, pozostanie długo w pamięci Ukraińców - ocenił.
Ambasador Polski w Ukrainie: słowa solidarności, poparcia zapadły w pamięć
Cichocki mówił, że wystąpienie prezydenta USA w Warszawie też zwróciło uwagę w Ukrainie. Dodał, że publicznie odnosił się do niego między innymi ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenski.
- Słowa solidarności, poparcia zapadły w pamięć. Niemniej tutaj toczy się codzienna bardzo intensywna wojna, giną ludzie - powiedział ambasador RP. Mówiąc o Ukraińcach zmagających się z rosyjską agresją, dodał, że "duchowe wsparcie oczywiście jest bardzo ważne, ale oni mają tutaj wiele codziennych kłopotów".
"Wszyscy lojalnie strzegliśmy w dyskrecji informacji" o wizycie Bidena w Kijowie
Pytany o kulisy wizyty Bidena w stolicy Ukrainy, Cichocki powiedział, że "wszyscy lojalnie strzegliśmy w dyskrecji tej informacji".
- Uczestniczyłem w minionym roku w organizacji wielu naszych najwyższych wizyt. One do końca nigdy nie są przesądzone. W każdej chwili mogą zostać odwołane lub ich przebieg może być zmieniony - mówił.
Ambasador RP o warunkach do rozpoczęcia rozmów pokojowych
W piątek, 24 lutego, minie rok od rosyjskiej napaści na Ukrainę. - Nie wydaje mi się, żeby ta wojna skończyła się szybko, jeśli wspólnota międzynarodowa nie podejmie nowych jakościowo kroków, jeśli chodzi o wsparcie zbrojne, wsparcie materialne Ukrainy - ocenił ambasador Cichocki.
Dodał, że "jeśli nie uda się odepchnąć w pierwszym półroczu Rosjan do międzynarodowo uznawanych granic Ukrainy, to nie powstaną w tym roku warunki do rozpoczęcia rozmów pokojowych i pewnie wtedy wkroczymy w kolejny rok wojny".
- Od naszego wspólnego wysiłku zależy, czy ta wojna będzie długa, czy skończy się szybciej - mówił gość "Rozmowy Piaseckiego".
Cichocki: nawet jeśli wojna skończy się w tym roku, rosyjskie zagrożenie w ciągu dekady nie zniknie
Pytany, czy Ukraińcy liczą się z perspektywą wojny nie tylko przez miesiąc, ale przez następne lata, ambasador powiedział, że na początku roku zapadło przekonanie, że wojna skończy się w tym roku. - Teraz wydaje mi się, że tych głosów jest mniej - dodał.
- Nawet jeśli ta wojna się skończy w tym roku, to musimy sobie zdawać sprawę, że rosyjskie zagrożenie w ciągu najbliższej dekady nie zniknie. A po drugie, będziemy mieli do czynienia z ogromnym wyzwaniem w postaci odbudowania Ukrainy, wyciągnięcia tego państwa z zapaści gospodarczej. To też zajmie niejedną dekadę - ocenił.
Cichocki: to jest nasza wspólna wojna
Prowadzący program Konrad Piasecki zauważył, że Bartosz Cichocki był jednym z niewielu ambasadorów i jedynym dyplomatą państwa Unii Europejskiej, który nie wyjechał z Kijowa, kiedy rozpoczęła się rosyjska inwazja. Zapytał ambasadora, czy wierzył wówczas w swoje szczęście, czy w siłę armii ukraińskiej. Cichocki odparł, że nie chciałby "schodzić na osobiste wymiary".
- Dyplomacja nie jest sprawą Cichockich czy Piaseckich. To jest polityka państwa i opiera się na wartościach - dodał. Przyznał jednak, że to był trudny czas. - Myśmy byli przygotowani z kolegami, z którymi zostałem, na różne warianty - powiedział.
- Pamiętam bardzo dobrze pożegnanie z panem prezydentem Andrzejem Dudą 23 lutego, gdzie nikt tego nie powiedział głośno, ale mieliśmy wszyscy świadomość, że możemy się jeszcze bardzo długo albo i nigdy nie spotkać - wspominał.
- Natomiast zostaliśmy, bo my jesteśmy w zupełnie innej sytuacji (…) reprezentujemy tutaj państwo sąsiednie. Jeśli Ukraina upadnie, to dokąd wyjedziemy? To my jesteśmy wtedy następni. My, Polacy musimy w szczególności dać Ukrainie wszystko to, co zapewni jej skuteczność w obronie przed agresorem - zaznaczył.
Dodał, że "to jest nasza wspólna wojna".
- Jesteśmy w gruncie rzeczy w komfortowej sytuacji. Ja osobiście podejmowałem decyzję o pozostaniu. Wielu Ukraińców podejmuje decyzję o wyjeździe na front. Matki żegnają synów, żony - mężów. Skala poświęcenia czy zagrożenia jest zupełnie nieporównywalna - ocenił polski ambasador.
Ambasador RP w Ukrainie: najtrudniejsze były miesiące przed agresją
Gość "Rozmowy Piaseckiego" został zapytany, który moment tego roku był dla niego najtrudniejszy. - Najtrudniejsze były te momenty, kiedy widzimy, że nasi znajomi, współpracownicy czy przyjaciele tracą swoich bliskich, kiedy widzimy niszczone bezpowrotnie miasta, kiedy słyszymy o tysiącach porywanych dzieci z Ukrainy na terytorium Rosji, kiedy widzimy cierpienie ludzi niewinnych, bezbronnych - wymieniał.
Przyznał, że najtrudniejsze były dla niego miesiące przed agresją. - Nie wiedziałem, czego oczekiwać. Nigdy nie byłem na wojnie, ale wielu bardziej doświadczonych kolegów też wspominało, że na takiej wojnie też nigdy nie byli. Natomiast jak już to się wszystko zaczęło, to włącza się pewien mechanizm samoocalenia, determinacji - powiedział Cichocki.
Pytany, czy długo jeszcze Ukraina wytrzyma w tym stanie, w jakim jest, z problemami bytowymi, z elektrycznością, odpowiedział, że Ukraińcy robią się coraz bardziej zdeterminowani. - Oni rozumieją, że nie mają nic do stracenia i będą walczyć do końca - dodał.
Ambasador zauważył, że Ukraina zawsze uchodziła za państwo "niezwykle słabe pod względem instytucji". - Skorumpowane, nieefektywne i ze wspaniałym społeczeństwem - dodał.
- Na tej wojnie okazuje, że instytucje ukraińskie działają fantastycznie. Kolej, słynny monopol, rozkradany latami, dzisiaj wozi prezydenta Stanów Zjednoczonych z wyremontowaną przez bydgoską Pesę salonką - wskazał gość "Rozmowy Piaseckiego".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24