|

Pozwoliliśmy odrodzić się wilkom. Dlaczego teraz chcemy do nich strzelać?

wilk shutterstock_1264569916
wilk shutterstock_1264569916
Źródło: Shutterstock

Wilk, który zaatakuje człowieka, jest zabijany. Ale kiedy sprawdzi się dokładnie, dlaczego doszło do agresji, często okazuje się, że wcześniej człowiek maczał w tym palce. Uczeni przekonują, że wilki boją się ludzi. Dlaczego więc do nas przychodzą? I czy przestaną, jeśli zaczniemy do nich strzelać?

Artykuł dostępny w subskrypcji

- Czy wilk jest zły? - pytam profesor Sabinę Pierużek-Nowak, biologa, prezesa Stowarzyszenia dla Natury "Wilk", badaczkę drapieżników.

- Nie - odpowiada stanowczo. - Żadne zwierzę nie jest. Zbyt często mierzymy je swoją miarą. Przypisywanie im takich konotacji czy celowych działań jest totalnym niezrozumieniem przyrody. To nadużycie. Tylko my mamy intencje - przekonuje.

Z wilkami pracuje od ponad 20 lat. Stowarzyszenie, którego jest prezesem, śledzi niemal każdy przypadek, w którym wilk staje na drodze człowieka, a spotkanie niesie za sobą konsekwencje.

Na początku marca dwaj pilarze, którzy pracowali w lesie niedaleko Brzozowa (woj. podkarpackie), mieli zostać zaatakowani przez wilki. Robotnikom nic się nie stało. Dwie 10-miesięczne samice, które zbliżyły się do nich, już nie żyją. Zostały zastrzelone.

Również w pierwszych dniach marca profesor Rafał Kowalczyk, dyrektor Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży, odłowił wilczycę, która od kilku miesięcy pojawiała się na ulicach miejscowości. - Mieszkańcy mogą odetchnąć z ulgą - cieszył się Albert Litwinowicz, wójt Białowieży. Mogą odetchnąć, bo wilczyca zagryzała psy lub podążała za osobami wyprowadzającymi je na spacer. Niemal w tym samym czasie w Żytnikach schwytano wilka, który przeszedł nocą przez cały Poznań. Zwierzę trafiło do Ogrodu Zoologicznego w Poznaniu, gdzie czeka, aż znajdzie się dla niego odpowiednie miejsce.

Analizy zachowania obu tych wilków wykonane przez badaczy dowodzą, że miały jako szczenięta bliski kontakt z ludźmi i psami. Najprawdopodobniej były wychowywane przez osoby prywatne i zostały uwolnione lub uciekły z kojców. Trwają badania genetyczne, które mają ustalić ich pochodzenie. 

Naukowcy podkreślają, że wilki boją się ludzi. Jesteśmy ich najgroźniejszymi wrogami, to przez nas najczęściej giną. Dlaczego więc do nas przychodzą?

Bo wróciły do lasów

W grudniu ubiegłego roku zakończyło się liczenie polskich wilków. Trwało trzy lata. Podczas senackiej komisji środowiska 4 grudnia minionego roku Katarzyna Pawlikowska, dyrektor generalny Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska, przedstawiła wyniki monitoringu wilka i rysia.

Liczba wilków? 1886 sztuk. Margines błędu? Od 200 do 500. Przyjęto, że w kraju mamy około dwóch tysięcy przedstawicieli tego gatunku.

Podobne liczby GIOŚ podawał w 2019 roku.

20 lat wcześniej, w 2001 roku, ogólnopolską inwentaryzację wilka prowadzili pracownicy nadleśnictw i parków narodowych, a koordynowali ją ówczesny Zakład Badania Ssaków PAN (obecnie Instytut Biologii Ssaków) i Stowarzyszenie dla Natury "Wilk". Oszacowano wtedy, że jest ich między 460 a 560. Nieco mniej było w 1998 roku, kiedy wilka objęto w Polsce ścisła ochroną.

W ciągu dwóch dekad ich liczba wzrosła czterokrotnie. To sukces na skalę Europy.

Kiedy spojrzymy na mapę występowania tych drapieżników, można powiedzieć, że żyją we wszystkich większych lasach. Ale według danych wspomnianego monitoringu GIOŚ najwyższe zagęszczenie występuje w populacji karpackiej.

Mapa występowania wilka w Polsce (sezon 2019/2020)
Mapa występowania wilka w Polsce (sezon 2019/2020)
Źródło: Generalny Inspektorat Ochrony Środowiska

- W Polsce na obszarze nizinnym naliczono 1500 osobników, a w górskim około 300 - mówi profesor Krzysztof Schmidt, badacz ssaków drapieżnych z Instytutu Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk w Białowieży. Największe zagęszczenie wilków jest w Bieszczadach.

Dlaczego? Autorzy projektu tłumaczą to wyjątkowo dużym zagęszczeniem jeleni, na które polują wilki. A kopytnych jest w Polsce sporo. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego w polskich lasach żyje ponad 900 tysięcy saren i niemal 300 tysięcy jeleni szlachetnych.

Przed 1998 rokiem populacja wilka w Polsce była ograniczana polowaniami. Myśliwi zabijali jednego czy dwa, uśmiercając czasem całą rodzinę. - Wilki żyją w watahach, czyli grupach rodzinnych. Wystarczy zabić oboje rodziców, by unicestwić całą watahę - tłumaczy profesor Schmidt. Wataha pozbawiona najsilniejszych osobników, które zdobywają pożywienie, najprawdopodobniej nie przetrwa. - Więc jeśli zastrzelono dwa wilki, to tak naprawdę sześć lub dziesięć - dodaje.

A jeśli młode nie padną? Narobią więcej szkód. Tak jak 10-miesięczne szczenięta, które podeszły do pilarzy na Podkarpaciu.

- Kiedy niedoświadczone osobniki będą próbowały polować, może być gorzej. Zdolności utrzymania się przy życiu, zdobywania pożywienia dla potomstwa wilki uczą się latami - mówi profesor Schmidt. Młodziak pójdzie na łatwiznę, wejdzie do stodoły, budy, śmietnika. Zajrzy do zagrody, będzie łypać na psa czy kota, które biegają w okolicy samopas. Pies to łatwa zdobycz, tym bardziej kiedy drogę ucieczki ograniczoną ma łańcuchem. A kiedy w lokalnej prasie pojawia się zdjęcie wilka z psią głową w pysku, w debacie padają argumenty za użyciem broni.

Bo ulegamy panice

Stowarzyszenie dla Natury "Wilk" sprawdza takie doniesienia. Badacze chcą wiedzieć, czy nie są wyssane z palca.

Jeśli nie są, trzeba sprawdzić, dlaczego wilk zagryza psy. W Trzebiczu (Lubuskie) informacje się potwierdziły, a sfotografowany osobnik miał w pysku psią głowę.

- Pochodził z wilczej grupy, która została odcięta od swoich terenów łowieckich. Zawsze przychodziła z Puszczy Noteckiej w dolinę Noteci, żeby tam polować. W ostatnich latach las, składający się prawie wyłącznie z nasadzonych monokultur sosnowych, już wczesnym latem jest opustoszały. Rośliny zielne zamierają, zbiorniki wysychają, zwierzęta kopytne przenoszą się w doliny rzeczne, bo tam jest zielono. Wilki idą za nimi. Na ich drodze wyrastają jednak kolejne domy, domki letniskowe, ośrodki wypoczynkowe, wszystko otoczone wysokimi płotami, oddzielone wąskimi uliczkami - wyjaśnia profesor Pierużek-Nowak. Droga do pożywienia została odcięta.

Tak dzieje się coraz częściej. Sytuację pogarsza pandemia, która stęsknionych za wycieczkami i zniechęconych siedzeniem w domach Polaków pchnęła do lasów.

Liczbę wilków w Polsce szacowano przez trzy lata
Liczbę wilków w Polsce szacowano przez trzy lata
Źródło: Shutterstock

W styczniu tego roku Wielkopolska Izba Rolnicza zwróciła się z wnioskiem do ministra klimatu i środowiska "o podjęcie pilnych działań w zakresie zarządzania populacją wilka".

"Portale społecznościowe pełne są informacji zawierających zdjęcia wilków przy domostwach, na głównych drogach wiejskich, czy też zawierają drastyczne fotografie psów domowych, które nie przeżyły takiego spotkania. Rolnicy zgłaszają przedstawicielom wielkopolskiego samorządu rolniczego przypadki kontaktu z wilkiem na polach podczas prac. Zauważalne jest również zwiększenie bytowania zwierzyny leśnej, która szuka schronienia przed wilkiem na otwartych przestrzeniach pól, czy też bliżej domostw ludzkich właśnie na tych terenach, na których widziano przedstawicieli tego gatunku" - czytamy w piśmie skierowanym do ministra Michała Kurtyki.

Zaniepokojenie wyraził również poseł Prawa i Sprawiedliwości Kazimierz Matuszny. W interpelacji poselskiej zapytał: "Czy przewiduje się wprowadzenie dodatkowych mechanizmów ochronnych w stosunku do hodowli owiec w związku z wysoką śmiertelnością tych zwierząt na skutek wzrostu populacji drapieżników?".

Głos zabrał też Paweł Lisiak, Krajowy Łowczy. "Od pewnego czasu w mediach ukazuje się coraz więcej informacji o zwiększaniu się ilości wilków na terenie naszego kraju. (...) Myśliwi zaś otrzymują od społeczeństwa coraz więcej próśb o pomoc w związku z obawą przed tymi drapieżnikami" - napisał. I dalej: "Nasze społeczeństwo jest podzielone w sprawie wilków. Dla rolników realnym problemem jest zabijanie przez wilki zwierząt hodowlanych. Na terenach wiejskich mnożą się przypadki zjadania psów. (...) Są już doniesienia o wilkach bytujących na obrzeżach wielkich miast, polujących na jelenie między zabudowaniami".

Lisiak, argumentując odstrzał wilka, powołał się na koncepcję profesora Henryka Okarmy, biologa, ale i członka Polskiego Związku Łowieckiego. Prof. Okarma wielokrotnie podkreślał, że to myśliwi powinni docelowo gospodarować populacją tego gatunku.

- Był swojego czasu taki reportaż z Białowieży, w którym wypowiadała się mieszkanka miejscowości. Mówiła, że jej córka była prześladowana przez wilka. A była prześladowana tak, że szła z psem i podążał za nią wilk. Nie było żadnego ataku, agresji, po prostu podążał. Ona czuła się zagrożona. No i ta pani stwierdziła: "wszyscy wychowywaliśmy się na Czerwonym Kapturku, musimy bać się wilka" - relacjonuje Krzysztof Schmidt. - Niestety wyrastamy otoczeni opowieściami przesyconymi strachem przed wilkami, przed drapieżnikami - przyznaje. Podszytych strachem opowieści mamy nadal pod dostatkiem. Ale już nie na stronach książek dla dzieci, a w serwisach informacyjnych i mediach społecznościowych.

W Polsce występuje wilk szary
W Polsce występuje wilk szary
Źródło: Shutterstock

- Mamy w Polsce 126 tysięcy myśliwych. To dość wpływowa grupa, która od momentu objęcia wilka ochroną, chce, by gatunek ten powrócił na listę zwierząt łownych. Na skutek ochrony wilk rozszerzył swój zasięg występowania i pojawił się w lasach zachodniej Polski, gdzie został wytępiony wiele lat temu. Trudno się tamtejszym myśliwym pogodzić z faktem, że muszą się dzielić zasobami z nowym przybyszem. Mam też wrażenie, że czują się nieswojo w lesie, w którym można wieczorem spotkać wilka. To właśnie myśliwi z zachodniej Polski są najbardziej aktywni w lobbowaniu za odstrzałami - przekonuje Sabina Pierużek-Nowak.

Myśliwi mają za złe wilkom polowanie na jelenie czy sarny. - Niestety, niechęć do wilków przesłania im racjonalne argumenty poparte wynikami badań, mówiących, że wilki zabijają zupełnie inne osobniki w populacji niż te będące w kręgu ich łowieckich zainteresowań. Wielu z nich, podsycając strach, stara się wręcz, aby obawa przed drapieżnikami w społeczeństwie nie zaniknęła - mówi biolog.

Wilki nie są konkurencją dla myśliwych, a wręcz przyczyniają się do utrzymywania zwierzyny łownej w zdrowiu. - Wilki nie są w stanie zabić każdego zwierzęcia. Dziki bronią się aktywnie, więc bardzo trudno im zabić zdrowego dorosłego dzika. Jelenie czy sarny uciekają znacznie szybciej, niż biegają wilki. Zatem każdy z przedstawicieli tych gatunków, który zostanie upolowany, musi mieć jakiś feler. To mogą być problemy ze zdrowiem, starszy wiek lub młody, albo brak doświadczenia. Zostaje natomiast ta świetna klasa jeleni czy saren, które są w na tyle dobrej kondycji, że są w stanie temu wilkowi umknąć. Obyte, doświadczone i zdrowe osobniki dochodzą do rozrodu - tłumaczy badaczka.

Ssaki kopytne, żyjące na obszarze, na którym występują wilki, te najlepsze cechy przekazują potomstwu. - W związku z tym myśliwi mają na talerzu najlepsze jelenie i sarny - podkreśla.

Profesor Pierużek-Nowak zwraca również uwagę na to, że jako odbiorcy informacji nie zawsze umiemy je zweryfikować i ulegamy manipulacji. Bo wilk to temat nośny nie tylko w Polsce, ale i w innych krajach. Na przykład w Rosji, gdzie populacja drapieżnika może sięgać nawet 40 tysięcy osobników. To ze wchodu do polskich internautów trafiają często dramatyczne nagrania, na których widać watahę rozszarpującą psa.

- Takie filmy, celowo kadrowane, przesyłane są potem na portale, do urzędów gmin, a nawet urzędów państwowych, ale też do zwykłych ludzi - mówi. - I pojawia się informacja, że to było "wczoraj u nas albo w okolicy". Jeśli jest to celowe, aby uzyskać efekt paniki, to jest po prostu okrucieństwo wobec osób, które nie są w stanie zweryfikować tych informacji - ocenia badaczka.

- Zdarzały mi się rozmowy z matkami, babciami, które po obejrzeniu takiego nagrania pytały przerażone, czy one mogą teraz puścić dzieci do szkoły. Kiedy proszę, aby pokazały mi to nagranie, okazuje się, że to film sprzed jakiegoś czasu i zupełnie innego miejsca. Niestety czasem źródłami takich fake newsów są również myśliwi. Te same nagrania, spreparowane w ten sam sposób, pojawiają się również w Czechach, Włoszech, Chorwacji czy w Niemczech - relacjonuje.

- My, badacze wilków z całej Europy, przekazujemy sobie informacje o nowych filmach, by ułatwić ich demaskowanie - dodaje.

Bo nigdy nie zamykamy oczu

Nawoływanie do odstrzału to jedno. Inną sprawą jest liczba doniesień medialnych poświęconych wilkom. Z każdym kolejnym temperatura dyskusji rośnie.

- Dzieje się tak, bo obecność wilków jest dużo częściej rejestrowana i nagrywana wszelkimi możliwymi sposobami. Każdy ma aparat fotograficzny w telefonie, wielu kierowców wyposaża auta w kamerki samochodowe. Domy i posesje są monitorowane - wylicza Pierużek-Nowak. Podobnie ulice miast.

Wilk na ulicy Białowieży
Wilk na ulicy Białowieży
Źródło: Urząd Gminy Białowieża

Znacznie łatwiej jest zarejestrować coś, co kiedyś było nieuchwytne. Dziś łapane jest okiem kamery, kiedy próbuje przemknąć nocą obok naszego domu. W miejscach, gdzie kiedyś kwitło dzikie życie, wyrastają kolejne domy i osiedla, między nimi wiją się kolejne nitki dróg i autostrad. - A drapieżniki muszą się jakoś przedzierać, aby korzystać ze środowiska naturalnego, aby móc przejść z jednego lasu do drugiego, z jednego terenu na inny - mówi profesor Pierużek-Nowak.

Obecność zwierząt zwykle nas cieszy, ale kiedy są to drapieżniki - niekoniecznie. Filmy czy zdjęcia trafiają do sieci w mgnieniu oka, często bez szerszego kontekstu. A kiedy podchwycą je media, spotkanie z wilkiem może urosnąć do rangi ataku. - Myślę, że gdyby nie te wszystkie środki rejestrujące, obecność wilków w naszym świecie byłaby dużo mniej zauważalna. My jednak nagrywamy wszystko wokół siebie, niezależnie od pory, więc również te nocne próby ominięcia ludzkiej aktywności udaje nam się nagrać - ocenia profesor Pierużek-Nowak.

Dla zwierząt noc jest czasem, kiedy mają szanse skorzystać ze środowiska, które dzielą z nami. Przemykają więc między naszymi domami i samochodami. Powinniśmy wtedy spać, bo tak to zorganizowała natura, aby drapieżniki, czyli ludzie i wilki, nie wchodziły sobie w drogę. My jednak nie śpimy.

Środowisko, w którym żyjemy, jest ograniczone. - W Polsce mamy 38 milionów ludzi. W porównaniu z tą masą - zwierząt jest niewiele. Jeśli ocenimy poszczególne populacje różnych gatunków zwierząt, na przykład tych dużych, takich, które oddziałują na otoczenie, to są nieporównywalnie mniejsze populacje - wskazuje badaczka. W Polsce żyje około 190 tysięcy lisów, około 60 tysięcy borsuków, między 200 a 300 rysi i niewiele ponad 100 niedźwiedzi.

- Myślę, że trudno nam zrozumieć, że to my jesteśmy zagrożeniem, a nie te nieliczne populacje - mówi. A kiedy wchodzimy sobie w drogę, pojawia się problem. - Proszę sobie wyobrazić, że ten proces zawłaszczania natury zostanie w jakikolwiek sposób ograniczony. To niemożliwe - zaznacza Pierużek-Nowak.

Wilki nie mogą żyć obok nas, nie natykając się na nas. I na odwrót. Nie wiedzą, że nie chcemy ich oglądać. - Polują na dzikie zwierzęta kopytne, więc chodzą tam, gdzie chodzą sarny i jelenie. A te zwierzęta często pojawiają się blisko naszych domów. Nie dlatego, że wilki wyganiają je z lasu, ale dlatego, że my gwarantujemy im mnóstwo jedzenia. Są sady, ogródki, uprawy, jest wszystko to, co pyszne, czego można się najeść, z czym w lesie jest słabo. Zwykle latem panuje susza, praktycznie cała wegetacja zamiera, nie ma co jeść. Całe to towarzystwo szuka jedzenia. A za nimi, czyli za swoim pokarmem, idą wilki - tłumaczy biolog.

Wilki nie mogą żyć obok nas, nie natykając się na nas
Wilki nie mogą żyć obok nas, nie natykając się na nas
Źródło: Federico Di Dio photography / unsplash.com

Bo jesteśmy nieodpowiedzialni

Gospodarka odpadami w Polsce pozostawia wiele do życzenia. Zdarza się, że śmieci wyrzucamy niemal za ogrodzenie, a kiedy świadomie zostawiamy resztki dla zwierząt, nie zdajemy sobie sprawy z tego, że zakładamy im pętlę na szyję. - Zwierzęta, które przywykają do ludzkiego jedzenia, zwykle giną. Przestają być samowystarczalne - tłumaczy Sabina Pierużek-Nowak.

Resztki pozostawione przez ludzi wabią również wilki, a drapieżniki mogą się od takiego karmienia uzależnić. Jak wyjaśnia badaczka, chodzi najczęściej o te osobniki, które są chore i nie mogą samodzielnie polować. - Wśród takich przykładów mamy wilka, który miał wadliwy narząd wewnętrzny, uniemożliwiającą mu polowanie. Kiedy w miejscu, w którym zazwyczaj znajdował resztki, tym razem ich nie było, doszło do konfliktu między nim a ludźmi mieszkającymi w pobliżu. Został odstrzelony - relacjonuje.

- Jeśli ktoś mieszka na wsi, musi bezwzględnie zadbać o to, aby nie składować odpadków spożywczych. One zawsze generują zapach, budzą ciekawość zwierząt. Przyczyn, dla których nie dbamy o to, jest dużo. Pierwsza sprawa to oczywiście niechlujstwo - mówi profesor Krzysztof Schmidt.

Ale też brak odpowiedzialności.

W Bieszczadach rozwinęła się turystyka wilcza. "Całorocznych, profesjonalnych czatowni fotograficznych w otulinie Bieszczadzkiego Parku Narodowego Stowarzyszenie dla Natury 'Wilk' naliczyło kilkanaście" - pisze OKO.press. Ile jest ich w całym kraju? Nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że zwierzynę nęci się przed obiektywy jedzeniem.

Amatorzy fotografii, nie tylko z Polski, gotowi są zapłacić za taką możliwość nawet dwa tysiące euro. Tak dokarmiane drapieżniki, nie tylko wilki, ale również niedźwiedzie czy ptaki drapieżne mogą przywyknąć do zapachu i widoku człowieka. Jak wyjaśniają badacze, człowiek staje się dla nich źródłem pożywienia i z nim będą go kojarzyć.

Drapieżniki wabi się pożywieniem również na tak zwane nęciska, czyli miejsca służące do odstrzału zwierząt. Stosuje się je w celu redukcji populacji lisów, jenotów czy borsuków.

Podobnie sytuacja wygląda w przypadku pozostawiania resztek pożywienia lub opakowań po nim w lesie lub w pobliżu lasu, dokarmiania bezdomnych zwierząt domowych pozostałościami obiadu, których skosztować mogą również drapieżniki. W odruchu serca dokarmiamy również chorą zwierzynę leśną.

Kolejnym problemem, na który zwraca uwagę prezes Stowarzyszenia dla Natury "Wilk", są liczne fermy i tuczarnie drobiu. - Wiele z nich podchodzi bardzo nieodpowiedzialnie do gospodarki odpadami. Często na ich zapleczach jest mnóstwo resztek, które składuje się na pryzmach lub w dołach. Do takich miejsc również przychodzą wilki, a także lisy czy jenoty - przekonuje Sabina Pierużek-Nowak.

Nadal też, mimo apeli ekologów i badaczy przyrody, zabieramy młode zwierzęta z lasu.

Szczenię wilka zabrane z nory
Szczenię wilka zabrane z nory
Źródło: Stowarzyszenie dla Natury "Wilk"

- Wilcze szczenięta, zwłaszcza w lasach gospodarczych (gdzie prowadzi się wycinkę w celu pozyskania surowca - red.) są dość szybko widoczne na drogach leśnych. One się bawią, kiedy ich grupa rodzicielska poluje. Zdarza się, że spacerujący w lasach ludzie natykają się na takie szczenię. Może im się wydawać, że młode zwierzę zostało porzucone i niestety zdarza się, że zabierają je do domu lub odwożą do schroniska - mówi badaczka.

Takie zwierzę do naturalnego środowiska już nie wróci. Profesor Pierużek-Nowak wyjaśnia, że wystarczą trzy lub cztery tygodnie, by wilk przestał się czuć wilkiem. Gdy podrośnie i zacznie sprawiać problemy, najczęściej jest wywożony do lasu lub sam ucieka. - Nawet jeśli nie będzie mieć pełnego zaufania do człowieka, będzie chciał przebywać w okolicy ludzi. Mieliśmy do czynienia z takimi osobnikami, które nie chciały wrócić do lasu - mówi badaczka. Jednak wilk, nawet jeśli przestanie się czuć wilkiem, to wciąż nim pozostaje. To najprawdopodobniej oswojenie było przyczyną zachowania wilczycy z Białowieży, która nie bała się ludzi, oraz osobnika, którego, biegającego między autami, schwytano koło Poznania.

Bo nie dbamy o naszą własność

W lutym, na przestrzeni zaledwie tygodnia, do lokalnych mediów trafiło kilka doniesień o wilkach. 22 lutego Wirtualna Polska poinformowała o danielach rozszarpanych pod Oleśnicą (Dolnośląskie). Serwis naszemiasto.pl informował o watasze w okolicach Trzemeszna (Wielkopolskie) 24 lutego. "Czy jest zagrożeniem dla zwierząt?" - pytali w artykule dziennikarze. Tego samego dnia lokalne media pisały o ataku wilka na psa w Nowym Łupkowie (Podkarpacie). O białowieskim, już odłowionym wilku, który zjadał psy, informowano kilka dni wcześniej.

Badacze podkreślają, że padające ofiarą zwierzęta gospodarskie i domowe nie są jednoznacznym sygnałem, że w danym miejscu wilków jest za dużo. A tym bardziej że jest to preludium do ataków na ludzi. Jeśli na danym terenie inwentarz nie jest odpowiednio chroniony, wystarczy jeden osobnik, który o tym wie i będzie wracać.

Sabina Pierużek-Nowak przekonuje, że hodowcy mają pełen wachlarz możliwości ochrony inwentarza, jednak nie zawsze z niego korzystają. - Na przykład Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Olsztynie prowadzi projekt przekazywania hodowcom fladr (odstraszających czerwonych flag na sznurku) czy pastuchów elektrycznych. Takie inicjatywy wspomagają również organizacje ekologiczne. My przez wiele lat dostarczaliśmy hodowcom owczarki podhalańskie i fladry do ochrony stad - mówi badaczka.

Pod koniec 2021 roku zakończy się trwający niemal cztery lata projekt Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej dla województwa warmińsko-mazurskiego. Akcja ma wesprzeć hodowców w radzeniu sobie z drapieżnikami. W tym czasie Fundusz na ochronę upraw i zwierząt hodowlanych przed negatywnym oddziaływaniem wilków i bobrów przekaże Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Olsztynie ponad 1,7 miliona złotych. Do hodowców w województwie warmińsko-mazurskim trafiło między innymi kilkanaście owczarków podhalańskich, natomiast leśnicy i rolnicy otrzymali zabezpieczenia w postaci specjalnych ogrodzeń.

Czworonogi zostały przekazane również hodowcom na Podkarpaciu. Szczenięta kupiła Fundacja WWF Polska. Wcześniej, w ramach porozumienia z Regionalną Dyrekcją Ochrony Środowiska w Rzeszowie, otrzymali oni również elektryczne pastuchy. Psy są od stuleci wykorzystywane przez hodowców w wypasach zwierząt gospodarskich. Długotrwała selekcja doprowadziła do ukształtowania na całym świecie około stu ras psów pasterskich. W Polsce najczęściej wykorzystuje się owczarki podhalańskie. Warunkiem jest jednak to, aby dorastały ze stadem, którego mają strzec.

Podobnie dzieje się w innych częściach Polski. Na stronie każdej z regionalnych izb rolniczych można znaleźć wskazówki dotyczące zabezpieczania stad. W sklepach internetowych jeden metr fladry kosztuje około 7 złotych. Jeśli chcielibyśmy zbudować ogrodzenie z pastucha elektrycznego, koszt stu metrów to około 350 złotych.

Stowarzyszenie dla Natury "Wilk" zamieściło na swojej stronie poradnik dla hodowców i właścicieli zwierząt. Można w nim odnaleźć wskazówki, jak zabezpieczyć inwentarz. - W Polsce mamy też świetnie funkcjonujący system odszkodowań za szkody wyrządzane przez gatunki chronione - przekonuje profesor Pierużek-Nowak.

Jednak, aby otrzymać odszkodowanie, hodowca musi zabezpieczyć ślady ataku drapieżnika i natychmiast skontaktować się z Regionalną Dyrekcja Ochrony Środowiska. Stowarzyszenie podkreśla, że w takiej sytuacji nie należy angażować w to policji lub myśliwych, bo oni nie mają uprawień, by szacować wielkość wyrządzonych przez wilki szkód.

Zmiany w polskim prawie, które umożliwiły wypłatę odszkodowań, nastąpiły już w 1997 roku. Mniej więcej w tym samym czasie, w którym Polska wzięła pod ścisłą ochronę wilka.

Za straty spowodowane przez wilki można się domagać odszkodowania
Za straty spowodowane przez wilki można się domagać odszkodowania
Źródło: tvn24.pl

- Wilki są inteligentne, szybko się uczą i żaden błąd gospodarza im nie umknie - mówi Pierużek-Nowak. - Są rozwiązania, które pomagają zminimalizować szkody, ale nigdy nie będzie ich zero. Jednak jeśli spojrzymy na kraje, w których prowadzi się normalną gospodarkę łowiecką w odniesieniu do wilków, to widać, że tam również są szkody. Każdy kraj, który posiada jakąkolwiek populację wilka, ma szkody. Wilki nie odróżniają zwierząt dzikich od zwierząt gospodarskich - wyjaśnia.

- Wilk jest gatunkiem z dyrektywy siedliskowej [mówi o ochronie siedlisk przyrodniczych, dzikiej fauny i flory, jest częścią prawa Unii Europejskiej - red.]. Jeśli w danym kraju unijnym ma status gatunku łownego, to nie oznacza, że poziom odstrzału jest dowolny. Zawsze musi być określony limit dostosowany do tego, jak duża jest populacja na danym terenie i jakie są perspektywy jej rozwoju - dodaje.

- Należałoby zadać pytanie, czy jest potrzeba regulacji liczby wilków i co chcielibyśmy poprzez nią osiągnąć. Cele mogą być różne. Na przykład zapewnienie poczucia bezpieczeństwa w społeczeństwie. Być może obywatele widzący myśliwego strzelającego do wilków, byliby spokojniejsi? - zastanawia się profesor Krzysztof Schmidt. - Ale ile wilków trzeba by zabić, aby taki cel osiągnąć? Wszystkie? - pyta.

Nie znaczy to jednak, że wilk jest nietykalny. Jeśli w danej gminie poziom szkód wilczych jest duży i dotyka kilku gospodarstw, Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska może wyrazić zgodę na odstrzał. W Polsce co roku jest wydawanych nawet kilkanaście takich zgód.

Te drapieżniki zabijają około półtora tysiąca zwierząt hodowlanych rocznie - wylicza Stowarzyszenie dla Natury "Wilk". Około 26 milionów złotych wynosiła średnia kwota odszkodowań za szkody spowodowane przez gatunki chronione w ciągu ostatnich trzech lat. Jeśli chodzi o wilki, jest to około miliona złotych rocznie. Szkody wyrządzone przez bobry - dla porównania - szacuje się na nawet dwadzieścia razy więcej.

gosia wideo
Fotopułapka uchwyciła wilki w Beskidzie Żywieckim
Źródło: Stowarzyszenie Dla Natury Wilk

Badacze podkreślają jednak, że inwentarz, a także młode sarny, jelenie czy dziki padają również ofiarą psów, a w wielu sytuacjach trudno odróżnić, który gatunek zadał szkody. W 2018 roku w Zbychowie (Pomorskie) właściciel znalazł w zagrodzie 17 rozszarpanych danieli. Hodowca oraz lokalny myśliwy wskazali stado wilków. Informacja obiegła media. Przeanalizowane przez badaczy nagrania z monitoringu ujawniły prawdziwego sprawcę - owczarka niemieckiego, który nocą dostał się do zagrody. Ścigał i zagryzał kolejne zwierzęta. Jego zębom nie umknęły samice i cielęta. Z życiem uszedł tylko samiec. Zwierzęta były nieodpowiednio zabezpieczone, a pies urwał się z łańcucha, którego końcówka zwisała mu z szyi podczas ataku.

- Z jednej strony pokochaliśmy wilki, mamy je w domach. Wszystkie psy, wszystkie rasy, które wyhodowaliśmy, to są w około 98 procentach wilki. Z drugiej strony nie lubimy tych oryginałów - mówi Sabina Pierużek-Nowak.

- Istnieją teorie, które mówią, że kiedy prowadziliśmy koczowniczy tryb życia, wykorzystywaliśmy wilki do tropienia i zabijania zwierzyny i że od tego zaczęło się ich udomowienie. Szczenięta zabrane z nor i wychowane w ludzkich grupach traktowały je jako swoje rodziny i polowały z nimi, tak jak teraz polują dla siebie - wyjaśnia biolog. - Ale potem, kiedy zaczęliśmy hodować zwierzęta, przestało nam być z nimi po drodze. Zaczął się konflikt, który trwa do dziś. Głównie dlatego, że zabijają zwierzęta gospodarskie - dodaje.

Obok owiec, kóz czy krów łupem często padają również psy. Dlaczego mają na pieńku z wilkami?

- Wilki atakują psy domowe, bo to niestety łatwy pokarm dla tych osobników, które mają jakieś problemy, na przykład młodych, pozbawionych rodziców - tłumaczy Krzysztof Schmidt.

- Drugą sprawą jest to, że dla wilków psy to po prostu inne wilki. Jeśli mieszkają na ich terenie, mogą być postrzegane jako konkurencja lub partnerzy, ale zawsze będą dla wilków magnesem - mówi badacz.

Niestety i w tym przypadku nasi pupile giną najczęściej z naszej winy. Psa upolować łatwiej niż uciekającą zwierzynę leśną. - Zwierzęta mieszkające z ludźmi są pozbawione jakiejkolwiek możliwości ucieczki. My udomowione gatunki pozbawiliśmy możliwości obrony przed drapieżnikiem. Nie dziwmy się zatem, że jeśli nie są odpowiednio przez nas chronione, padają ofiarami drapieżników - tłumaczy profesor Pierużek-Nowak.

- Psy są szczególnie narażone na ataki wilków, kiedy mają możliwość swobodnego biegania po lesie - wskazuje biolog. - Tam psy znakują teren moczem i odchodami, żerują na resztkach wilczych ofiar, czyli zachowują się jak intruzi. Wilki ich nie tolerują, bronią swego domu bezkompromisowo. Trafią za tropem psa pod nasz dom i mogą dać mu dotkliwą nauczkę - ostrzega.

Wilki żyją i polują w grupach
Wilki żyją i polują w grupach
Źródło: Shutterstock

Dlatego nie powinniśmy puszczać psów wolno, zwłaszcza kiedy mieszkamy w okolicach zalesionych. Nie jest to bezpieczne dla naszego zwierzęcia pod wieloma innymi względami, atak wilka jest tylko jednym z nich. Wałęsające się psy mogą również atakować zwierzynę leśną oraz hodowlaną, a czasem zagryzają się wzajemnie. - Pamiętajmy również, że pies trzymany na łańcuchu pozbawiony jest jakiekolwiek możliwości walki lub ucieczki. Tak jak chronimy inwentarz, powinniśmy chronić również nasze zwierzęta domowe - podkreśla badaczka.

- Jeśli jest problem, należy go zdiagnozować, zastanowić się, dlaczego wilki napadają na zwierzęta - czy te zwierzęta są odpowiednio zabezpieczone, i co my, ludzie, możemy zrobić, aby temu zaradzić, ale również w którym momencie zawiniliśmy - mówi Krzysztof Schmidt.

Wilk musi jeść. Jeśli człowiek podsuwa mu pod pysk łatwo dostępny pokarm w postaci źle zabezpieczonej zwierzyny hodowlanej lub uwiązanych unieruchomionych psów, on z tego skorzysta. - Wilki, co należy podkreślić, mają nieustający problem ze zdobyciem pożywienia. Można powiedzieć, że ciągle chodzą głodne. Kiedy człowiek udostępnia pożywienie, zjedzą je - wyjaśnia profesor Schmidt.

Bo się nie uczymy

Kiedy pytam badaczy o ataki wilków na człowieka, zgodnie odpowiadają, że to rzadkość. - W ostatnich 20 latach były w Polsce trzy takie przypadki. Raz powodem była wścieklizna, dwa razy nieuleczalna choroba i nieodpowiedzialne zachowania ludzi - mówi profesor Pierużek-Nowak.

Co powinniśmy uznać za agresję? - Czasami trudno zinterpretować zachowanie zwierzęcia. U wilków, ale też u psów, zarówno strach, jak i agresja objawiają się obnażeniem zębów. Dopiero pozycje ogona i uszu pozwalają na prawidłową ocenę stanu emocjonalnego drapieżnika. Najbardziej jednoznaczne jest ugryzienie - odpowiada Sabina Pierużek-Nowak. - Ale takich zdarzeń jest bardzo mało, biorąc pod uwagę wielkość populacji oraz to, że w dużej mierze zamieszkujemy ten sam teren. W porównaniu do innych drapieżników, na przykład pum i innych dużych kotowatych, możemy mówić o marginalnych zdarzeniach, jeśli chodzi o wilka - wyjaśnia. - Znacznie częściej dochodzi w Europie do ataku dzików czy niedźwiedzi, choć i one starają się unikać ludzi, a zdarzenia te są zazwyczaj sprowokowane przez człowieka - dodaje.

- Na pewno w czołówce są psy, sprawcy dotkliwych, a czasami śmiertelnych pogryzień ludzi, których co roku jesteśmy świadkami - przekonuje.

Wilki, które zaatakowały ludzi, zostały natychmiast zastrzelone. Potem przeprowadzono sekcję oraz analizy genetyczne. Badacze rozmawiali również ze świadkami zdarzenia i mieszkańcami miejscowości. - Za każdym razem, kiedy podrąży się temat, przeprowadzi badania terenowe, przejrzy zdjęcia i filmy z okresu, kiedy osobnik pojawiał się w pobliżu zabudowań, okazuje się, że człowiek przyczynił się do jego oswojenia lub stopniowego uzależnienia pokarmowego albo zwierzę było bardzo chore - tłumaczy biolog.

- Mieliśmy do czynienia z przypadkami, w których wilk został jako szczenię zabrany z lasu, a następnie po kilku miesiącach do niego wyrzucony. Kończyło się to niestety tak, że to młode zwierzę wracało w pobliże ludzkich osad i dochodziło do konfliktów, bo ludzie, z oczywistych względów, nie tolerują wilków plączących się po miejscowości - wyjaśnia profesor Pierużek-Nowak.

Są to jednak przypadki - podkreśla - skrajnie nieliczne. - I niemal zawsze mają podłoże chorobowe lub habituacji (przyzwyczajania się - red.), uzależnienia pokarmowego. Dzikie wilki nie rzucają się na osoby, które idą przez las. Od ponad dwudziestu lat badam wilki i żaden z tych, które tropiłam, nie był agresywny, choć zdarza się, że depczę im po piętach i mogłyby mnie uznać za uciążliwą. To one odchodzą jak najdalej, starają się mnie unikać i nigdy w żaden sposób mi nie zagroziły - relacjonuje.

Bo agresją nie jest to, że wilk przejdzie przed naszym autem czy domem. Nie jest to również objaw oswojenia - mówią badacze. - Dla nich samochód jest po prostu przedmiotem, nie wiedzą, że w środku jest człowiek - mówi Pierużek-Nowak.

Zdrowe wilki zazwyczaj nie wchodzą w drogę człowiekowi, a spotkania są raczej przypadkowe. - Podobnie jak u ludzi, u wilków obserwujemy zmienność osobowości. Są osobniki bardziej lub mniej śmiałe. Zdrowy osobnik może być ciekawski lub mieć za sobą różne doświadczenia z człowiekiem, niekoniecznie złe, i nie postrzegać człowieka jako zagrożenie. I taki wilk może nie zejść od razu z drogi, będzie się przypatrywać - tłumaczy Krzysztof Schmidt. Podkreśla, że wilki mają znacznie gorszy wzrok niż my. - Postrzegają świat w dużej mierze na podstawie węchu. To on jest głównym źródłem informacji. Dlatego może być tak, że jeśli do wilka nie dotrze nasz zapach, on będzie się zastanawiać, kto przed nim stoi - wyjaśnia.

Zdrowe wilki nie wchodzą w drogę człowiekowi
Zdrowe wilki nie wchodzą w drogę człowiekowi
Źródło: Shutterstock

Co zrobić, jeśli poczujemy się zagrożeni? Pierwsza sprawa to nie przeszkadzać zwierzętom. Idąc do lasu lub zapuszczając się na tereny dzikie, niejako godzimy się na spotkanie z ich mieszkańcami. Jeśli jakiekolwiek dzikie zwierzę znalazło się na naszej drodze, najlepiej odczekać. - Jeśli nie ruszy, to wycofać się poza pole widzenia tego zwierzęcia. Jeśli to nie skutkuje, jeśli wilk nie odszedł, a wręcz zaczął się przybliżać, należy zacząć pokazywać obecność - tłumaczy badacz.

Co to znaczy? Powinniśmy zacząć machać rękami, klaskać, gwizdać, głośno się zachowywać. Wilk musi zrozumieć, że ma do czynienia z człowiekiem. - Jeśli to nie skutkuje i wilk nadal podchodzi, wtedy możemy już czymś rzucić w jego kierunku, ale za wszelką cenę powinniśmy się po prostu oddalić - mówi profesor Schmidt.

Bo ich nie doceniamy

Najwięcej osobników ginie pod kołami aut - nawet 60 rocznie, oraz przez choroby. Na przykład przez świerzbowca, pasożyta, który wywołuje świąd. Zarażone wilki drapią się do krwi, wypada im sierść, na skórze pojawiają się złuszczenia i sączące się rany. Chorobę przetrwają te, którymi opiekuje się wilcza rodzina.

- Spotykamy się jednak coraz częściej z nielegalnym zabijaniem wilków z broni palnej - wskazuje prezes Stowarzyszenia na rzecz Natury "Wilk".

Kłusownictwo na wilkach w Polsce
Kłusownictwo na wilkach w Polsce
Źródło: Stowarzyszenie dla Natury "Wilk"/tvn24.pl

Według jego danych w latach 2002-2019 w taki sposób uśmiercono w Polsce co najmniej 35 wilków, choć badacze podkreślają, że przypadków jest więcej, bo te wskazane dotyczą tylko tych osobników, które znaleziono i zbadano. Czasem wilka uwolnionego z wnyków, potrąconego lub postrzelonego uda się uratować. Jeśli dodatkowo zwierzę może powrócić do naturalnego środowiska, to okazja dla badaczy, by "uzbroić" je w nadajnik GPS. Urządzenia zakładane są również zdrowym odłowionym osobnikom.

- Prowadzimy badania, których jednym z elementów jest zakładanie obroży telemetrycznych GPS/GSM. W ciągu ostatnich trzech lat założyliśmy je jedenastu wilkom. To daje ogromną liczbę informacji na temat wymagań przestrzennych, przemieszczania się, aktywności - wylicza Pierużek-Nowak.

To bezcenne dane, również dla innych zwierząt.

Borny był jednym z wilków, którym w minionym roku założono obroże telemetryczne. Został odłowiony na Roztoczu, z którego wiosną wyruszył na zachód. "Bez problemów przepłynął Wisłę w miejscu, gdzie ma ona ponad 200 metrów szerokości, przekroczył drogę krajową numer 19" - czytamy w relacji stowarzyszenia. Borny pokonał również "starą" drogę krajową numer 7 (obecnie droga wojewódzka 735) i ekspresową "siódemkę" w Puszczy Świętokrzyskiej. Jego trasa potwierdziła przypuszczenia badaczy na temat górnych, budowanych nad trasami szybkiego ruchu, przejść dla zwierząt. - Dolne przejścia są dla takich długodystansowych wędrowców zbyt hałaśliwe, boją się ich i zazwyczaj je omijają - wyjaśnia Pierużek-Nowak. - Wszystkiego dowiedzieliśmy się dzięki tym obrożom - dodaje. Takie przejścia wybierają również sarny, lisy, dziki czy jelenie.

Górne przejście dla dzikich zwierząt
Górne przejście dla dzikich zwierząt
Źródło: TVN24

Borny został zastrzelony. Podobnie jak Kosy, Miko, Rado czy Klincz. Wszystkie miały obroże telemetryczne. - Wszystkie swoje ostatnie namiary przesłały nam spod ambon myśliwskich - mówi badaczka.

- Połowa naszych wilków, tych "emisariuszy", została uśmiercona. Straciliśmy również sprzęt, który został zniszczony, ale przede wszystkim możliwość zdobywania kolejnych informacji na temat aktywności zwierząt - ubolewa prezes Stowarzyszenia dla Natury "Wilk". To właśnie takie dane są pomocne przy wielomilionowych inwestycjach drogowych, w ramach których planuje się przejścia dla zwierząt. Chodzi tu również o nasze bezpieczeństwo. Rocznie w Polsce dochodzi do około 30 tysięcy kolizji ze zwierzyną leśną. Według danych policji w 2019 roku w zdarzeniach z udziałem zwierząt zginęły 23 osoby, a 388 zostało rannych.

Wilk uratowany z wnyków w nadleśnictwie Młynary (Warmińsko-Mazurskie)
Źródło: Nadleśnictwo Młynary

"Wilk pozostanie ściśle chroniony"

- Obecność uciążliwych, najprawdopodobniej oswojonych lub chorych osobników w pobliżu ludzkich siedzib, ataki na psy i bardzo nieliczne zachowania agresywne wobec ludzi, nawet jeśli relacje świadków, powodowane głęboko zakorzenionym strachem, są przesadzone, są niestety wykorzystywane, aby nastawić opinię publiczną przeciwko całej populacji tego gatunku i idei jej ochrony - przekonuje profesor Pierużek-Nowak.

- Widać to w mediach i portalach społecznościowych, gdzie mnożą się sensacyjne tytuły i dramatyczne komentarze przestraszonych internautów. Czasami nie ma innego wyjścia, jak poświęcić takiego osobnika, aby ludzie przestali się bać i wiedzieli, że w podobnych sytuacjach nie będą skazani na borykanie się z uciążliwym drapieżnikiem. Że system działa, a ochrona nie jest rygorem, który w żaden sposób nie pozwala na rozważną interwencję, gdy inne sposoby zawiodą - tłumaczy biolog.

- Takie rozwiązanie jest zagwarantowane w Dyrektywie Siedliskowej w stosunku do przedstawicieli wszystkich gatunków, nawet najbardziej rzadkich i ściśle chronionych - wskazuje.

- Wilk jest i pozostanie gatunkiem ściśle chronionym. Jego populacja jest na zadowalającym poziomie i stale rośnie - powiedział 8 marca Polskiej Agencji Prasowej Piotr Otrębski, rzecznik Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, ucinając spekulacje na temat zmian w statusie prawnym wilków w Polsce.

Przypomniał, że wydanie decyzji o eliminacji pojedynczych osobników zawsze jest ostatecznością i musi mieć mocne uzasadnienie.

W przypadku wilków z Brzozowa Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska przychylił się do wniosku miejscowego burmistrza i wydał decyzję zezwalającą na odstrzał maksymalnie trzech osobników. - Decyzja ta wzbudziła emocje, co GDOŚ rozumie, jednak jest on jedynym kompetentnym organem do wydawania takich trudnych i często niepopularnych decyzji, które w określonych sytuacjach w poczuciu odpowiedzialności wydawać musi - zauważył Otrębski.

Dodał, że Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska jest w stałym kontakcie z naukowcami oraz organizacjami pozarządowymi, z którymi prowadzi systematyczną wymianę wiedzy i doświadczeń. - GDOŚ będzie kontynuować działania promujące odpowiedzialne postawy wobec wilków i innych dzikich zwierząt, żeby do sytuacji takich jak ta z Brzozowa dochodziło jak najrzadziej - podsumował.

Zdaniem profesora Krzysztofa Schmidta problem niezrozumienia wilka wynika z ludzkiej niechęci do czytania i poznawania informacji neutralnych. - Kiedy wystąpi jakiś przykry wypadek z wilkiem, jest on nagłaśniany przez wszystkie media. Natomiast edukacji, która by pokazywała wilka od strony przyrodniczej, jego rolę, co robić, jak sobie radzić, jest niewiele - ubolewa.

Z tego powodu sytuacje często neutralne urastają do rangi dramatycznych. - Wystarczy, że ktoś spotka wilka w lesie, zobaczy go niedaleko zabudowań, a on dodatkowo przez jakiś czas nie chce usunąć się z drogi, i już jest traktowany jako zagrożenie - dodaje Schmidt.

Wilki łączą się w pary na całe życie
Wilki łączą się w pary na całe życie
Źródło: Shutterstock

Dawniej uważano, że ochrona gatunkowa niczego nie wspiera, a jedynie zwiększa kłusownictwo. Wilki pokazały, że jest wręcz odwrotnie. - Ochrona pozwoliła na rozszerzenie jego zasięgu praktycznie na całą Polskę aż po granicę z Niemcami. Ten gatunek zaczął zasiedlać Europę Zachodnią. I dzieje się to między innymi dzięki objęciu go ochroną w naszym kraju - mówi profesor Sabina Pierużek-Nowak.

Czytaj także: