Maszyna, która runęła w pobliżu lotniska w Babich Dołach miała przed lądowaniem problemy z silnikiem - oceniają świadkowie tragedii. - Widać było, że znosi samolot. Pilot próbował go posadzić, ale nie udało się - relacjonuje pan Michał, który w chwili katastrofy był kilkaset metrów od miejsca wypadku. Piloci odbywali lot treningowy, ćwiczyli lądowanie z jednym sprawnym silnikiem.
- To nie wydarzyło się na samej płycie lotniska, ale za nim, w pobliżu ogródków działkowych. W momencie, kiedy przyjechałem na miejsce strażacy gasili już szczątki maszyny. Stałem około sto metrów od niej - opowiada Michał Jaworowicz. Kiedy przyglądał się akcji strażaków spotkał działkowca, który był najbliżej wraku. - Powiedział mi, że dwie osoby nie dawały oznak życia, a trzecia była przygnieciona - opowiadał.
Według innego ze świadków, "nic nie zapowiadało tragedii". - Widziałem, jak podchodzi do lądowania. Samolot był delikatnie przechylony na jedną stronę. Zniknął za krzakami i wtedy pojawił się olbrzymi dym. Wtedy zadzwoniłem na numer 112 i po kilku minutach usłyszałem syreny. Wozy pojawiły się po dwóch, trzech minutach - opowiadał.
Solidny
M-28 Bryza to lekki, dwusilnikowy samolot transportowy i patrolowo-rozpoznawczy. W tej wersji używa go Marynarka Wojenna. Jest modernizacją radzieckiej konstrukcji An-28, prototyp został oblatany w 1993 roku. Maksymalny pułap wynosi 6000 m, maksymalna prędkość 350 km/h. Z ładunkiem jednej tony M-28 może przelecieć ok. 1300 km. W wersji morskiej załoga liczy sześć osób.
Źródło: TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24.pl/Fot.Michał Jaworowicz