Zbyszko Siemaszko sfotografował nastoletnią Grażynkę, która podczas potężnej ulewy biegła ulicą Puławską w Warszawie. To zdjęcie ma już 52 lata. Teraz udało się je zrobić jeszcze raz. Łukasz Ostoja-Kasprzycki odnalazł bosą dziewczynę sprzed lat i namówił, by znów stanęła przed obiektywem.
W lipcu 1968 roku powstało jedno z najpopularniejszych zdjęć Warszawy: fotografia z "lewitującą dziewczyną" biegnącą boso po chodniku przy ulicy Puławskiej. Zalany Mokotów, przejeżdżająca taksówka marki Warszawa 223. Na spust migawki naciskał wtedy Zbyszko Siemaszko, znany fotograf, dokumentalista odbudowującej się stolicy.
Przez 52 lata nikt nie zdołał odpowiedzieć na pytanie: kim jest lewitująca dziewczyna?
Udało się dopiero w tym roku. Kultowe zdjęcie opublikował Łukasz Ostoja-Kasprzycki z bloga PoWarszawsku i wtedy zadziała się magia.
Bosa modelka rozpoznała się na zdjęciu. Odnalazł się także wnuk Zbyszka Siemaszki oraz aktualny właściciel samochodu widocznego na fotografii.
17 października prawie w komplecie spotkali się na ulicy Puławskiej, żeby na chwilę cofnąć się w czasie. W tę niezwykłą inicjatywę zaangażowała się redakcja Dzień Dobry TVN".
Pstryk
Cztery miesiące temu pani Grażyna skomentowała zdjęcie autorstwa Zbyszka Siemaszki i napisała: to ja jestem tą dziewczyną. Nigdy wcześniej nie widziała tej fotografii. Na forum zawrzało. Wszyscy chcieli wiedzieć, jak potoczyły się losy nastoletniej wówczas dziewczyny.
Pani Grażyna opowiedziała o tamtym deszczowym dniu i zdradziła, gdzie tak biegła. Ale Łukaszowi to nie wystarczyło. Namówił ją, by znów dała się sfotografować w tym samym miejscu.
Łukasz: Mieliśmy się zobaczyć w lipcu, ale nie wyszło. Zorganizowanie spotkania kilku osób w określonym miejscu nie jest takie łatwe. Zwłaszcza podczas pandemii. Ale w końcu się udało 17 października, jednak najpierw Grażyna przyjechała do mnie na kawę.
Grażyna: Przyniosłam Łukaszowi moje zdjęcie, na którym jestem w tej samej czerwonej sukience, co wtedy. Nie pamiętam, kiedy dokładnie zostało zrobione, ale albo to było w 1968 roku, albo rok później.
Łukasz: Jak zobaczyłem to zdjęcie, to już absolutnie nie było żadnych wątpliwości. To dziewczyna ze słynnej fotografii Zbyszka Siemaszki!
Grażyna: To ty jeszcze miałeś jakieś wątpliwości? Chyba powinnam się obrazić! (śmiech)
Kiedy dotarli na ulicę Puławską, też dali sobie chwilę na wspomnienia.
Łukasz: Wybraliśmy się na krótki spacer po okolicy. Przez te wszystkie lata to miejsce bardzo się zmieniło.
Grażyna: Nie ma już Supersamu, do którego wtedy wstąpiłam zobaczyć, za czym stoi kolejka. Mur pobliskiej jednostki wojskowej nawet wygląda inaczej. Kina Moskwa też już próżno szukać.
Fotografia Siemaszki jest czarno-biała, ale wiadomo, że nastoletnia Grażynka miała wtedy na sobie czerwoną płócienną sukienkę w kremowe paseczki. Nikt nie miał takiej jak ona. Sukienkę uszyła jej babcia ze skrawków materiału, które jej zostały. Początkowo biegła w sandałach, ale gdy zaczęła się w nie wlewać woda z kałuż, chwyciła buty w rękę. Jak było teraz?
Grażyna: Podczas sesji było piekielnie zimno i jeszcze ta jesienna mżawka. Trudno byłoby założyć strój, który jakoś by korespondował z tamtą płócienną sukienką. Założyłam czarny płaszcz, biały szalik, czarne krótkie kozaczki i oczywiście maseczkę.
Tuż obok chodnika, tak jak i przed laty, stanęła warszawa z lekko uchylonymi drzwiami. Co prawda nie ta sama, ale identyczny model.
Łukasz: Sprowadzenie tego samego auta spod Lublina okazało się zbyt kosztowne. Ale za to aura nam sprzyjała. Padał deszcz i nawet na chodniku pojawiły się kałuże.
Za obiektywem aparatu stanął nie kto inny, jak Filip Siemaszko, który po dziadku odziedziczył pasję i rodzinne studio fotograficzne na Ochocie. Na ulicy Puławskiej pojawił się z trzema aparatami, jednak wśród nich nie było linhoffa.
Flip: Długo zastanawiałem się, czy dziadek zrobił to zdjęcie linhoffem, czy innym aparatem. Wydaje mi się, że jednak użył yashicy, aparatu z dwoma wbudowanymi obiektywami. Dlatego zabrałem ze sobą właśnie ten. Na Puławskiej sporo się pozmieniało, więc trudno było ustawić dokładnie ten sam kadr. Nawet auto musieliśmy postawić trochę dalej, żeby nie zatamować ruchu. Ale udało się.
Chwila dla fotografa. Pani Grażyna przeszła chodnikiem kilka razy. Pstryk. W pół godziny Filip zrobił około 30 zdjęć, yashicą 5.
Grażyna: Kiedy pierwszy raz przeszłam koło tej warszawy i spojrzałam na nią, to przez chwilę poczułam się, jakbym cofnęła się w czasie. Jakby to był znów tamten dzień. To samo miejsce, ale świat już zupełnie inny. To było wspaniałe uczucie. Trudno było mi ukryć wzruszenie. Przypomniałam sobie, że przecież tamtego deszczowego dnia biegłam tędy na spotkanie z ojcem. Miałam odebrać truskawki, które udało mu się załatwić. Spieszyłam się, żeby nie dostać od niego bury za spóźnienie. A teraz, choćbym nie wiem jak szybko biegła, to on już na mnie nie czeka.
Filip: Cieszę się, że mogłem poznać Grażynę. To wspaniała i bardzo ciepła osoba. Dobrze nam się współpracowało podczas sesji. Zresztą już jej zapowiedziałem, że to jeszcze nie koniec. Jak tylko ta pandemia się trochę uspokoi, to mam nadzieję, że znów się spotkamy, ale już na sesji w naszym rodzinnym zakładzie fotograficznym. Wspaniale było stać się częścią tej niesamowitej akcji.
"Dziękuję chłopakom"
Łukasz: To było niesamowite przeżycie. Historia zatoczyła koło, a my wszyscy staliśmy się jej częścią. Na moim blogu publikuję wiele zdjęć i dzięki internautom niejedną ciekawą historię udało się poznać. Ale po raz pierwszy udało się odnaleźć bohaterów fotografii i odtworzyć zdjęcie. Magia internetu zadziałała w realu.
Grażyna: To wszystko bardzo mnie wzruszyło. Dopiero jak wróciłam do domu, to zdałam sobie sprawę, że z tego poruszenia nawet nie podziękowałam chłopakom za to, co dla mnie zrobili. A jest za co! Filipowi za to, że tak wspaniale kontynuuje dzieło swojego dziadka. A Łukaszowi za tę miłość do Warszawy, która zaprowadziła nas wszystkich ponownie na ulicę Puławską.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: NAC