Kilkadziesiąt osób demonstrowało w Warszawie przeciwko wojnie w Afganistanie i udziale w niej polskich żołnierzy. Manifestanci, którzy przeszli pod ambasadę USA i kancelarię premiera, domagali się także zaprzestania blokady Gazy przez Izrael.
Demonstranci, idąc w asyście policji, nieśli transparenty m.in.: "Nie wierzę w humanitarną okupację", "Polska, NATO - precz z Afganistanu", "Dość morderczej polityki Izraela". Za platformą z nagłośnieniem szli młodzi ludzie grający na instrumentach perkusyjnych. W demonstracji wzięli udział przedstawiciele Młodych Socjalistów, Pracowniczej Demokracji i partii Racja.
Przed ambasadą USA demonstranci, oprócz żądania wycofania wojsk z Afganistanu, żądali także zmiany izraelskiej polityki wobec Palestyny. - Dlaczego właśnie tutaj? Bo bez zgody i czynnego współdziałania Stanów Zjednoczonych niemożliwa byłaby polityka, wskutek której Palestyńczycy żyją już w trzecim pokoleniu w niewoli - tłumaczył jeden z organizatorów demonstracji.
Kandydaci nie przyszli
- Chcemy pokazać przed wyborami prezydenckimi, że Afganistan jest jedną z kluczowych kwestii polskiej polityki - mówił Filip Ilkowski z Inicjatywy "Stop Wojnie", która zorganizowała demonstrację. - W kampanii wyborczej o Afganistanie słyszymy tyle, co nic. Nie jest to zaskoczeniem, bo afgańska wojna jest bardzo niepopularna w społeczeństwie" - dodał. Ubolewał, że żaden z tych kandydatów na prezydenta, którzy są przeciw interwencji, nie przyszedł na demonstrację.
Rano w wyniku eksplozji ładunku wybuchowego umieszczonego przy drodze, w Afganistanie zginął polski żołnierz kpr. Miłosz Górka. Lekko poszkodowanych zostało ośmiu innych żołnierzy.