- Facet chce kupić stocznie chyba, co ja mam zrobić?! - usłyszał w słuchawce reporter TVN24, gdy podając się za inwestora zadzwonił do Ministerstwa Skarbu z propozycją zakupu polskich stoczni. Co zrobić, ustalano w ministerstwie 20 minut. "Proszę napisać do nas e-maila" - zasugerowała w końcu rozmówczyni.
- Szukamy na siłę inwestora do tych stoczni. I znajdujemy. Takiego, jak znaleźliśmy - mówił na początku tygodnia premier Donald Tusk. Tyle, że ten inwestor nie zapłacił. Reporter TVN24 postanowił więc sprawdzić, czy jesteśmy otwarci na nowych potencjalnych kupców. Zatelefonował na numer podany na stronie ministerstwa skarbu i po angielsku wyraził wstępne zainteresowanie kupnem stoczni w Gdyni i Szczecinie.
Pani po drugiej stronie, również po angielsku, poprosiła o chwilę cierpliwości. - Facet chce kupić stocznie chyba, co mam robić?! - dało się słyszeć ściszony i przestraszony głos.
Poproszono reportera-inwestora, by zadzwonił ponownie za 20 min. Zadzwonił, pytając czy może stanąć do przetargu?
- Właściwie, to jeszcze nie wiemy, bo to zależy od inwestora z Kataru. Ciągle czekamy na jego decyzję, ale jeśli jest pan rzeczywiście zainteresowany, to sugeruję napisać do nas e-maila - odpowiedziała pracownica ministerstwa skarbu.
Nie ma wątpliwości - resort wciąż wierzy w Katarczyków, a inni potencjalni nabywcy muszą poczekań na rozwój wypadków. Rzecznik rządu Paweł Graś zapowiadał nawet w środę, że Katarczycy pojawią się jeszcze w tym tygodniu. Słowa te jednak mocno zaskoczyły ministra skarbu Aleksandra Grada.
Jeśli sprawa sprzedaży stoczni nie zostanie pozytywnie rozwiązana do poniedziałku, Grad, według zapowiedzi premiera, powinien stracić stanowisko.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24