Wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł twierdzi, że obecne przepisy o przestępstwach przeciw wolności religijnej mają rodowód komunistyczny, wręcz stalinowski. I między innymi dlatego chce je zmienić. Tymczasem jeden z ważniejszych przepisów karnych, ten karzący za złośliwe przeszkadzanie w nabożeństwach, wszedł w życie już w 1932 roku. Dwanaście lat przed zainstalowaniem komunistycznej władzy w Polsce. I niemal w identycznej formie obowiązuje dziś.
Dlaczego wiceminister, wbrew faktom, publicznie głosi komunistyczny rodowód tego przepisu - pytał Marcina Warchoła reporter "Czarno na białym" Artur Zakrzewski. Do tej rozmowy jeszcze wrócimy. Na razie przedstawmy kontekst.
Inicjatywa ziobrystów
Solidarna Polska - partia, na czele której stoi minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, a do której należy również wiceminister Marcin Warchoł - forsuje zmianę przepisów Kodeksu karnego. Zmiana miałaby dotyczyć artykułów dotyczących przestępstw przeciwko wolności religijnej. Projekt leży w Sejmie od połowy kwietnia. Oficjalnie - 11 maja - marszałek Sejmu skierowała go do konsultacji z kościołami, instytucjami państwa i samorządami prawniczymi. Na jego temat ma wypowiedzieć się Biuro Analiz Sejmowych. Wnioskodawca, czyli grupa posłów, został zobowiązany do uzupełnienia uzasadnienia.
Od tamtego czasu w publicznie dostępnych dokumentach sejmowych nie ma śladu świadczącego o jakimkolwiek postępie prac nad tym projektem. Wygląda na to, że w obozie Zjednoczonej Prawicy nie ma zgody, a więc i większości głosów za projektem Solidarnej Polski. "Obecne regulacje ws. obrazy uczuć religijnych są wystarczające" - oświadczył trzy dni po złożeniu projektu Marek Ast z PiS, przewodniczący sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka. Solidarna Polska zaczęła więc zbierać podpisy obywateli pod swoim projektem, tak jakby miał być to projekt obywatelski. Liderem akcji zbierania podpisów został wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł. Aktywnie uczestniczył w spotkaniach z wyborcami. Publicznie zawsze występował w koszulce z napisem "W obronie chrześcijan". Bo pod takim hasłem partia Ziobry zbierała podpisy, korzystając z procedury przewidzianej dla obywatelskich projektów ustaw.
Co zawiera projekt
Proponowana przez ziobrystów zmiana nie przewiduje zaostrzenia kar. Przewiduje natomiast bardziej ogólne określenie znamion przestępstw. Brzmi uczenie, ale w praktyce wygląda następująco. Na przykład artykuł 195 Kodeksu karnego przewiduje karę dla sprawcy, który "złośliwie przeszkadza publicznemu wykonywaniu aktu religijnego kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej". Tak sformułowany przepis zakłada, że sprawcy trzeba udowodnić, że przeszkadzał złośliwie. Przeszkadzanie niezłośliwe przestępstwem nie jest, bo nie wyczerpuje znamion opisanych w kodeksie. Ziobryści chcą, żeby każde, a nie tylko złośliwe przeszkadzanie nabożeństwom było karalne, gdyż - jak napisali w uzasadnieniu projektu złożonego w Sejmie - "sprawcy działają również w wyniku innych niż złośliwość, lecz również nagannych motywacji".
Motywacje wiceministra
Wiceminister Warchoł, w udzielanych wywiadach, potrzebę wykreślenia słowa "złośliwie" motywuje nie tylko prawnie, ale również historycznie. "Dzisiejsze prawo pochodzi jeszcze z lat stalinowskich, dokładnie z 1949 roku. Zostało stworzone wówczas, gdy było ciche przyzwolenie na ataki na Kościół. Natomiast w tej chwili to stalinowskiego [stalinowskie - red.] prawo jest wykorzystywane przez agresorów do tego, żeby atakować osoby wierzące. Po pierwsze, słabość polega na tym, że osobie, która zakłóca np. nabożeństwo, trzeba udowodnić, że czyniła to złośliwie. To powoduje bezkarność" - mówi w wywiadzie dla "Do Rzeczy" (17 lipca 2022 r.) "(...) mamy prawną blokadę karania sprawców, którą sprytnie wymyślili komuniści. Zapis art. 195 został tak sformułowany, by trzeba było w sądzie udowodnić, że ktoś 'złośliwie przeszkadzał' we Mszy św." - twierdzi w wywiadzie udzielonym "Niedzieli" (2 sierpnia 2022 r.).
Makarewicz komunistą?
Jak te wypowiedzi mają się do faktów? Przepis uznający za przestępstwo "złośliwe przeszkadzanie" obowiązuje w polskim prawie nie od 1949, a od 1932 roku. I nie wymyślili go komuniści.
Dziewięćdziesiąt lat temu - 11 lipca 1932 r., na mocy rozporządzenia prezydenta RP Ignacego Mościckiego, został ogłoszony polski kodeks karny. Jest nazywany do dzisiaj kodeksem Makarewicza - od nazwiska głównego autora jednolitego polskiego prawa karnego. Tu zaznaczmy na wszelki wypadek, choć to oczywista oczywistość - ani prezydent Mościcki, ani profesor Makarewicz komunistami nie byli.
W kodeksie Makarewicza znajduje się przepis przewidujący karanie za - podkreślmy - złośliwe przeszkadzanie "publicznemu, zbiorowemu wykonywaniu aktu religijnego uznanego prawnie wyznania lub związku religijnego" (art. 174).
Wiceminister zmienia front
Artur Zakrzewski z "Czarno na białym" przygotował reportaż poświęcony inicjatywie Solidarnej Polski. Pokażemy go dziś o godz. 20.35 w TVN24. Zapytał wiceministra Warchoła, dlaczego utrzymuje, że artykuł 195. Kodeksu karnego, ten dotyczący "złośliwego przeszkadzania", wymyślili komuniści. - Oni go powielili. Oni powielili to samo, co było wcześniej - zapewnił Marcin Warchoł. W tej rozmowie już nie utrzymywał, że przepis komuniści wymyślili. Jak te wypowiedzi mają się do faktów? Otóż komuniści nie tylko nie wymyślili karania za złośliwe przeszkadzanie. Komuniści również nie powielili tego przepisu. Komuniści ten przepis... uchylili.
Bierut uchyla, Andrejew przywraca
W 1949 roku, do którego odwołuje się wiceminister, 5 sierpnia prezydent Bolesław Bierut ogłosił "dekret o ochronie wolności sumienia i wyznania". Dekret ten uchylał przedwojenny przepis dotyczący złośliwego przeszkadzania, nie wprowadzając w zamian żadnej innej ochrony dla publicznie wykonywanych aktów religijnych.
Ochrona ta została przywrócona, i to tylko częściowo, by nie powiedzieć pozornie, dopiero na mocy komunistycznego kodeksu karnego w 1969 r. (tzw. kodeks Andrejewa). Kodeks z 1969 roku zakładał karanie tylko za złośliwe przeszkadzanie pogrzebom, uroczystościom i obrzędom żałobnym. W przepisie tym nie było ani słowa o obrzędach związanych z jakimś wyznaniem. Przepis ten, choć zawarty w rozdziale o ochronie wolności religijnej, chronił również świeckie pogrzeby. Nie chronił natomiast nabożeństw innych niż pogrzeby.
Dodatkowo kodeks z 1969 roku, w bardzo ogólnie i szeroko sformułowanym przepisie, przewidywał m.in. karanie za zmuszanie kogoś do powstrzymania się od czynności religijnej lub obrzędu. Niezależnie od tego, czy motywacją była złośliwość, czy coś innego.
Dziś obowiązuje Kodeks karny z 1997 roku. Jego artykuł 195 uznaje za przestępcę każdego, "kto złośliwie przeszkadza publicznemu wykonywaniu aktu religijnego kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej". Jest to, co ciekawe, ochrona szersza niż w kodeksie przedwojennym.
Prawo z 1932 roku chroniło obrzędy religijne wykonywane publicznie i zbiorowo. Dzisiejsze prawo, przed złośliwym przeszkadzaniem, chroni obrzędy wykonywane publicznie. Nie muszą być wykonywane zbiorowo.
Co komuniści wymyślili naprawdę
W publicznych wypowiedziach dotyczących inicjatywy "W obronie chrześcijan" wiceminister Warchoł twierdzi jeszcze, że przepisy dotyczące ochrony uczuć religijnych zostały wprowadzone przez komunistów. To akurat prawda. W przedwojennym kodeksie Makarewicza nie ma przepisu chroniącego uczucia religijne, choć jest tytuł rozdziału "Przestępstwa przeciw uczuciom religijnym". Ale tytuł rozdziału to nie przepis.
Karanie za obrazę uczuć religijnych przewidywał dopiero wspomniany wcześniej dekret Bieruta. Teoretycznie można było za to trafić do więzienia nawet na pięć lat.
Inne zagadnienia związane z pomysłem Solidarnej Polski pokażemy w TVN24 dziś o godz. 20.35 w reportażu Artura Zakrzewskiego "Wolny kraj?".
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock