- Władze Bydgoszczy nie zgadzają się na szantaż pracowników MZK - to oficjalne stanowisko bydgoskiego ratusza wobec protestu kierowców autobusów. Związek Zawodowy Pracowników Komunikacji Miejskiej domaga się odwołania prezesa spółki - ratusz nie chciał z nimi rozmawiać, więc zorganizowali dwugodzinny strajk ostrzegawczy.
- Ani władze Bydgoszczy ani mieszkańcy miasta nie mogą być dalej szantażowani przez grupę osób usiłujących załatwić swoje prywatne sprawy kosztem interesu publicznego - ogłosił w oficjalnym stanowisku ratusz.
Władz nie przekonał desperacki protest pracowników MZK. Od czwartku w siedzibie spółki głoduje 6 związkowców. Żądają odwołania szefa MZK. - Nasz prezes robi wszystko żeby firma upadła. Chce rozbić całą spółkę. To jest skandal - mówi jeden z nich Zbigniew Kowalski. Dwóch spośród głodujących w niedzielę trafiło do szpitala.
- Pan prezes wyciągnął tę spółkę z najgorszego dołka finansowego. Stara się, żeby ta prosta była coraz bardziej prosta - broni prezesa MZK Lucyna Kojder-Szweda, z-ca prezydenta Bydgoszczy.
Żeby skłonić zarząd spółki do rozmów, kierowcy zorganizowali strajk ostrzegawczy. Na dwie godziny (od 3:50 do 5:50) w Bydgoszczy stanęła miejska komunikacja. Związkowcy zapowiedzieli, że jeśli ta akcja nie przyniesie rezultatu, w czwartek zorganizują strajk generalny.
Szef MZK, Witold Dębicki, zapowiedział co prawda swoją dymisję, ale zamiast tego poszedł na zwolnienie lekarskie. Rada nadzorcza spółki nie mogła się w związku z tym zająć jego odwołaniem.
Źródło: Polskie Radio
Źródło zdjęcia głównego: TVN24