Na granicy polsko-białoruskiej w Usnarzu Górnym wciąż koczuje grupa migrantów. Michał Potocki z "Dziennika Gazety Prawnej" mówił w TVN24, że kluczowa jest odpowiedź na pytanie, na czyim terytorium znajdują się te osoby. - Jeżeli ci ludzie dalej przebywają na terytorium Białorusi, to jakiekolwiek dopuszczenie kogoś przez tę linię byłoby naruszeniem tejże granicy - zwracał uwagę. Wskazywał, że oznaczałoby to "nie tylko naruszenie prawa, ale byłby to też gotowy materiał dla kampanii propagandowej" reżimu Alaksandra Łukaszenki.
W Usnarzu Górnym (województwo podlaskie) na granicy Polski z Białorusią pod ponad dwóch tygodni koczuje grupa cudzoziemców. Osoby te nie są wpuszczane do Polski, granicę zabezpiecza Straż Graniczna i żołnierze, jest tam też policja. Polska oraz wszystkie kraje bałtyckie - Litwa, Łotwa, Estonia zarzucają Białorusi zorganizowanie przerzutu imigrantów na jej terytorium w ramach tzw. wojny hybrydowej. We wspólnym oświadczeniu premierzy Polski, Litwy, Łotwy i Estonii stwierdzili, że bieżący kryzys na granicach z Białorusią został zaplanowany i systematycznie zorganizowany przez reżim Alaksnadra Łukaszenki.
Kluczowe pytanie o przebieg granicy
Sytuację komentował w TVN24 dziennikarz Michał Potocki z "Dziennika Gazety Prawnej". Mówił, że kluczowa jest odpowiedź na pytanie, na czyim terytorium znajdują się migranci i "gdzie przebiega linia graniczna".
- Ta linia graniczna może przebiegać przez sam środek miejsca, w którym koczują migranci, sytuacja jest bardzo trudna do zinterpretowania - ocenił. Polskie władze oraz Straż Graniczna wielokrotnie podkreślały, że koczujący znajdują się na terytorium Białorusi.
Potocki o przekraczaniu granicy
Potocki był pytany, czy Polska złamałaby prawo, jeżeliby jej przedstawiciele przekazali migrantom jedzenie, wodę czy też ofiarowali opiekę medyczną. - Jeżeli ci ludzie dalej przebywają na terytorium Białorusi, to jakiekolwiek dopuszczenie kogoś przez tę linię (graniczną - red.), byłoby naruszeniem tejże granicy. Jeżeli te osoby rzeczywiście przebywają po stronie Białorusi, to białoruskie władze odpowiadają za ich bezpieczeństwo, za ich zdrowie i za decyzję, co dalej - zwracał uwagę.
- Trudno mi sobie wyobrazić, żeby przedstawiciele Straży Granicznej, dostarczając jedzenie, przechodzili na stronę białoruską - powiedział Potocki.
Jego zdaniem taka postawa polskich służb, mimo że kierowałyby się one względami humanitarnymi, "to byłoby nie tylko naruszenie prawa, ale byłby to też gotowy materiał dla kampanii propagandowej, która już tam trwa".
- Białoruskie media państwowe w tej chwili oskarżają Polskę nieomal o faszystowskie traktowanie cudzoziemców, (...), przekroczenie tej granicy sprawiłoby, że te oskarżenia natychmiast zmieniłyby się w oskarżenia o przekroczenie granicy polsko-białoruskiej - zwracał uwagę dziennikarz "Dziennika Gazety Prawnej".
- Na tym polega ten problem, który stworzy sztucznie Łukaszenka, że tak naprawdę, którego wyjścia byśmy nie wybrali jako państwo, to i tak dajemy asumpt do tego, żeby zorganizować jakąś kolejną kampanię propagandową przeciwko naszemu państwu - zakończył Potocki.
Europejski Trybunał Praw Człowieka wydał środki tymczasowe
Europejski Trybunał Praw Człowieka wydał środki tymczasowe i nakazał Polsce oraz Łotwie zapewnić migrantom koczującym na granicy z Białorusią wodę, żywność, opiekę medyczną i, jeśli to możliwe, tymczasowe schronienie. Nie oznacza to nakazu wpuszczenia ich na terytorium Polski i Łotwy.
W niedzielę polskie MSZ skierowało do strony białoruskiej notę dyplomatyczną, oferując pomoc humanitarną dla migrantów. Białoruś odmówiła zgody na wjazd konwoju na jej terytorium.
Źródło: TVN24