Wydarzenia ostatnich dni są logiczną konsekwencją zachowania całej administracji prezydenta Donalda Trumpa - ocenił w "Faktach po Faktach" były ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce Stephen Mull. W TVN24 komentował zamieszki w Waszyngtonie. - Całe wydarzenie było poważnym i bezprecedensowym testem dla naszej demokracji - przyznał.
W dniu, gdy amerykański Kongres zatwierdzał wynik wyborów prezydenckich, do budynku wdarli się zwolennicy Donalda Trumpa. W wyniku starć zginęło pięć osób, w tym policjant, a ponad 60 zostało aresztowanych. W Waszyngtonie wprowadzono stan wyjątkowy, który będzie obowiązywał do 21 stycznia, czyli pierwszego dnia po zaprzysiężeniu Joe Bidena na prezydenta.
CZYTAJ TAKŻE: "Czuła się dumna, że służyła w wojsku". "Był wspaniałym człowiekiem". Nie żyją po ataku na Kapitol>>>
Wydarzenia z Waszyngtonu komentował w piątkowych "Faktach po Faktach" ambasador USA w Polsce w latach 2012-2015, Stephen Mull.
"To był pierwszy taki atak od 1814 roku, kiedy brytyjscy żołnierze podpalili Kapitol"
Dyplomata wspominał, jakie były jego pierwsze reakcje na to, co działo się w Waszyngtonie. - Moją pierwszą reakcją było: horror. Taki zamach na Kapitol? Przecież to cytadela amerykańskiej demokracji - powiedział w TVN24. - To był pierwszy taki atak od 1814 roku, kiedy brytyjscy żołnierze podpalili Kapitol w czasie wojny (brytyjsko-amerykańskiej - red.) - ocenił. - Nie było takiego wydarzenia od tego czasu do tego tygodnia - dodał.
Wyraził opinię, że szturm był "osobiście podburzony przez prezydenta Trumpa, na podstawie czystego kłamstwa, że wyniki naszych wyborów były sfałszowane". - Całe wydarzenie było poważnym i bezprecedensowym testem dla naszej demokracji - skomentował. - Ale w ostatecznym rozrachunku można powiedzieć, że zdaliśmy ten test. Po zakończeniu zamieszek Kongres wrócił natychmiast do pracy. Pracował prawie całą noc i zatwierdził zwycięstwo (demokraty, Joe) Bidena - przypomniał.
Mull przyznał jednak, że pozostaje jeszcze wiele pracy do zrobienia, "aby zapobiegać takim wydarzeniom w przyszłości". - Mam smutną satysfakcję, że nasze instytucje przeżyły te wydarzenia - powtórzył.
Ostatnie wydarzenia "logiczną konsekwencją" zachowania administracji Trumpa
Trwają dyskusje o ewentualnym odsunięciu Donalda Trumpa od władzy albo poprzez impeachment, albo na podstawie 25. poprawki do amerykańskiej konstytucji, mówiącej o niezdolności prezydenta do sprawowania urzędu. Mull zapytany został w TVN24, co by radził ustępującemu prezydentowi w takiej sytuacji.
- Spróbowałbym przekonać go, że najłatwiejszym wyjściem z tej sytuacji jest rezygnacja ze stanowiska i przekazanie władzy wiceprezydentowi (Mike'owi - red.) Pence'owi - odpowiedział. - Gdyby prezydent Trump odmówił, to wspierałbym procedurę, aby tymczasowo odebrać władzę prezydentowi przy pomocy 25. poprawki - dodał.
Były amerykański ambasador w Polsce ocenił, że "wydarzenia ostatnich dni są logiczną konsekwencją zachowania całej administracji prezydenta Trumpa".
"Biden ma zdolności do takiego wyzwania"
Mówiąc o prezydencie elekcie Joe Bidenie, Mull ocenił, że "przez całą karierę był on bardzo pragmatyczny". - On buduje konsensus wśród oponentów i budzi dużo zaufania, nie ma za sobą skandalów, mówi bardzo szczerze, czasami może za szczerze - opisywał. - Myślę, że mamy dużo szczęścia, że to on będzie nowym prezydentem - podsumował.
- Zasadniczym wyzwaniem dla Bidena będzie pokazanie Amerykanom, że jeszcze można zaufać prezydentowi, Kongresowi i instytucjom rządu - powiedział. - Myślę, że Biden ma zdolności do takiego wyzwania - stwierdził. Zastrzegł jednak, że "bez wątpienia będzie bardzo trudno" to dokonać.
Jakie znaczenie dla Polski ma - według Mulla - zmiana na fotelu głowy państwa w USA, która dokona się 20 stycznia, podczas inauguracji nowego prezydenta? - Znam prezydenta Bidena bardzo dobrze. Przez całą jego karierę był bardzo dobrym przyjacielem Polski - odpowiedział dyplomata.
Wspomniał czasy, gdy pełnił funkcję ambasadora w naszym kraju. - Kiedy byłem w Stanach Zjednoczonych, to było zaraz po aneksji Krymu przez Rosję (2014 - red.), było wtedy bardzo dużo niepokojów. Miałem wtedy spotkanie z doradcą (ówczesnego wiceprezydenta - red.) Bidena. Poprosiłem, czy byłoby możliwe, czy wiceprezydent może pojechać do Polski, aby konsultować, jak można najlepiej ochronić Polskę - opowiedział.
- Usłyszałem wtedy, że jest bardzo zajęty i będzie trudno. Jednak tej samej nocy dostałem telefon i powiedziano mi, że wiceprezydent Biden bardzo chce jechać do Polski i czy mogę wsiąść do niego do Air Force Two (samolot wiceprezydenta USA - red.) i pojechać razem. To było fantastyczne. W samolocie do Polski, na drugi dzień, prawie cały lot Biden mówił o demokracji i polskiej historii - wspominał. - Mówił wtedy, że jego nazwisko powinno brzmieć "Bidenski" - dodał.
Czytaj więcej o przylocie Bidena do Polski w 2014 roku: "Joe Biden w Polsce. Rozmawia z Tuskiem o Ukrainie"
Mull podkreślił, że nie zaobserwował dotąd "żadnych zmian" w stosunkach polsko-amerykańskich. - Oczywiście będą kwestie do dyskusji. Jest pewien niepokój o stan demokracji w Polsce, jeśli chodzi o niezależność sądów, wolność prasy, czy o status osób LGBT. Ambasador Mosbacher również wyraziła niepokoje w tych sprawach - zaznaczył.
- To nie znaczy, że nie jesteśmy sojusznikami. My też mamy dużo wyzwań i problemów w naszej demokracji. Możemy się uczyć od siebie - dodał.
"Po pandemii na pewno znów będę w Polsce"
Stephen Mull, który przestał pełnić funkcję ambasadora USA w naszym kraju w 2015 roku, został także zapytany o swą biegłość w języku polskim. - Mówić po polsku to bardzo trudne wyzwanie. Bardzo tęsknię za Polską, miałem okazję tu od czasu do czasu wrócić przed pandemią, mówić po polsku i być z przyjaciółmi, wypić polskie piwo, zjeść polskie jedzenie, które uwielbiam - odpowiedział. - Po pandemii na pewno znów będę w Polsce - zapewnił.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24