W poniedziałek ruszył proces w sprawie "urodzin Hitlera". Akt oskarżenia wobec sześciu uczestników wydarzenia zorganizowanego w 2017 roku przez stowarzyszenie Duma i Nowoczesność trafił do Sądu Rejonowego w Wodzisławiu Śląskim w wyniku przesłuchania prawie 60 świadków i zebrania kilkunastu opinii biegłych. Organizator wydarzenia Mateusz S. podczas składania wyjaśnień, a także Adrian K. i Tomasz R nie przyznali się do winy. Jeszcze w poniedziałek i we wtorek wyjaśnienia mają składać kolejni oskarżeni.
Akt oskarżenia Prokuratura Okręgowa w Gliwicach skierowała przeciwko Mateuszowi S., Adrianowi K., Dawidowi K., Tomaszowi R., Dorocie R. i Krystianowi Z. Zostali oskarżeni o popełnienie 13 maja 2017 roku przestępstwa "polegającego na publicznym propagowaniu nazistowskiego ustroju państwa poprzez zorganizowanie i przeprowadzenie obchodów sto dwudziestej ósmej rocznicy urodzin Adolfa Hitlera".
Śledztwo w tej sprawie zostało wszczęte na polecenie Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobry w styczniu 2018 roku po reportażu "Superwizjera" TVN dotyczącego obchodów "urodzin Hitlera", które odbyły się ponad pół roku wcześniej w lesie w Wodzisławiu Śląskim. Prowadziła je Prokuratura Okręgowa w Gliwicach.
Pięcioro z sześciorga oskarżonych na rozprawie
Na pierwszą rozprawę w procesie stawiło się pięcioro z sześciorga oskarżonych. Stawiennictwo wszystkich nie jest jednak wymagane, by rozpocząć proces.
Odczytany został akt oskarżenia, a główny organizator wydarzenia Mateusz S. rozpoczął składanie wyjaśnień. Nie przyznał się do winy i zapowiedział, że przedstawi okoliczności zorganizowania - jak mówił - "prywatnej imprezy w lesie", a także "polityczny charakter tej sprawy" oraz argumenty przemawiające za niewinnością oskarżonych.
Do tego zarzutu nie przyznali się także dwaj inni oskarżeni - Adrian K. i Tomasz R. Jeszcze w poniedziałek, a także we wtorek wyjaśnienia mają składać kolejni oskarżeni.
Zeznania Mateusza S.
W poniedziałkowych wyjaśnieniach S. – zarówno złożonych przed sądem, jak i odczytanych z akt śledztwa – nie pojawił się opisywany wcześniej przez część mediów wątek, jakoby obchody "urodzin Hitlera" miały być zamówione i opłacone kwotą 20 tys. złotych przez tajemniczych mężczyzn, a warunkiem miało być zaproszenie na imprezę wskazanej osoby - dziennikarki TVN. Stacja od początku stanowczo zaprzeczała takim sugestiom.
W poniedziałkowych wyjaśnieniach w sądzie organizator wydarzenia, 37-letni górnik Mateusz S., przyznał, że jest zafascynowany III Rzeszą, zaznaczając, że jego zainteresowanie ma charakter prywatny i nie oznacza "wyznawania tej ideologii czy polityki". Po złożeniu wyjaśnień nie chciał odpowiadać na pytania sądu i stron, nie wykluczył jednak tego w dalszej części procesu.
- Fascynuje mnie III Rzesza, jest to jedno z moich zainteresowań obok Imperium Rzymskiego i kultury Wikingów. Po prostu podoba mi się cała otoczka związana z III Rzeszą, czyli potężne marsze, porządne mundury, duża ilość flag, odznaczenia, symbolika i okrzyki, które nigdy nie były widoczne w żadnym innym państwie na świecie. Mnie się to podoba i mam do tego prawo - mówił oskarżony.
Oskarżony przekonywał, że nigdy publicznie nie propagował nazizmu
Mateusz S. przekonywał, że nigdy publicznie nie propagował nazizmu. - Nigdy nie propagowaliśmy publicznie nazistowskiego ustroju. Różne akcenty miały miejsce jedynie na imprezach prywatnych. Nigdy nie byliśmy karani za takie czyny, to jest dowód na to, że nie było to robione publicznie – mówił S. Dodał także, że ma prawo do prywatności i nie musi się tłumaczyć z działań podejmowanych niepublicznie.
Oskarżony potwierdził, że scenerią pokazanego w reportażu "Superwizjera" spotkania w lesie były m.in. flagi ze swastykami, swastyka z drewna (później podpalona - red.), popiersie i portret Hitlera oraz poświęcony mu album, a on sam miał na sobie niemiecki mundur.
Kwestionował jednak ustalenia prokuratury, według których propagowanie nazistowskiego ustroju w lesie miało charakter publiczny. Jak mówił, w bliskim sąsiedztwie tego miejsca nie ma ścieżek rowerowych czy szlaków turystycznych (jak ustaliła prokuratura - red.), do najbliższych zabudowań jest spora odległość (według prokuratury – flagi i samo wydarzenie mogły być stamtąd widoczne - red.), a do miejsca spotkania prowadzą jedynie nieoznaczone ścieżki.
Według Mateusza S., miejsce spotkania zostało wybrane tak, by zagwarantować niepubliczny charakter imprezy. Również w zaproszeniu na wydarzenie, które S. rozesłał do wybranych znajomych przez komunikator portalu społecznościowego, mowa była o tym – podkreślał oskarżony - że będzie to impreza niepubliczna, za zaproszeniami, a informacji o niej nie należy umieszczać w internecie. S. przekonywał, że gdyby chciał, by impreza była publiczna, zorganizowałby ją gdzie indziej, a zaproszenia rozesłał do wszystkich około 550 znajomych z Facebooka, a nie 68 wybranych.
- Wiem, że nie mogę takiej imprezy organizować publicznie, bo tego zabrania prawo. Zabezpieczyłem się, aby ta impreza nie przerodziła się w imprezę publiczną – zaznaczył S., wskazując na ukryte w lesie miejsce spotkania oraz ograniczenie kręgu zaproszonych, by nie trafiły tam przypadkowe osoby.
Samo wystąpienie S. na obchodach było – jak podkreślał – mówione bez podnoszenia głosu, bez nagłośnienia, adresowane tylko do grona uczestników, nie mogło więc być – według niego – publicznym propagowaniem nazizmu. Jak przekonywał, nawet gdyby ktoś przypadkowy zobaczył z daleka np. flagi ze swastyką, nie musiało to być propagowanie faszyzmu, ale np. realizacja zdjęć do filmu czy impreza rekonstrukcyjna.
- Organizując tę imprezę, jako kierownik (górnik zatrudniony w czeskiej kopalni – red.) znający przepisy, jako maturzysta historii z wynikiem bardzo dobrym, jako mąż i ojciec, jako członek grupy rekonstrukcji historycznej, jako wieloletni działacz narodowy byłem w pełni świadomy, co robię - że organizuję imprezę prywatną i niepubliczną – podkreślił.
Prokurator: wykażemy publiczny charakter "urodzin Hitlera"
Prokuratura chce wykazać, że propagowanie przez oskarżonych nazistowskiego ustroju państwa miało charakter publiczny. - W mojej ocenie to wydarzenie, te zachowania, których podjęli się oskarżeni, miały charakter publiczny i zamierzam to wykazać w tym postępowaniu - powiedziała dziennikarzom prokurator Agnieszka Marcińczyk.
- W tej sprawie przeprowadzono bardzo szczegółowe i drobiazgowe postępowanie przygotowawcze. W zakresie dotyczącym tego znamienia wykonano szereg czynności dowodowych, w szczególności trzykrotnie przeprowadzono oględziny miejsca zdarzenia, odtworzono to zdarzenie praktycznie minuta po minucie - argumentowała.
Pozostałe zarzuty dla Mateusza S.
Oskarżony nie przyznał się też do zarzutów propagowania faszyzmu poprzez ubiór i gesty nazistowskiego pozdrowienia podczas imprezy muzycznej w Boguszowicach i festiwalu "Orle Gniazdo". Przekonywał, że zgodnie z regulaminem również te imprezy nie były publiczne, dlatego czuł się tam "swobodnie, prywatnie". Nie przyznał się również do posiadania ślepej amunicji.
Mateuszowi S., liderowi stowarzyszenia Duma i Nowoczesność postawiono dodatkowo trzy inne zarzuty: dwa są związane z publicznym propagowaniem nazistowskiego ustroju państwa w trakcie koncertu 22 października 2016 roku w Boguszowicach koło Rybnika oraz 15 lipca 2017 roku w czasie festiwalu Orle Gniazdo. Postawiono mu także zarzut posiadania bez pozwolenia amunicji do broni palnej.
"Każdy z nas ma prawo robić to, na co ma ochotę w swoim zaciszu"
W ocenie S., sprawa, w której jest oskarżony, ma charakter polityczny. - Sprawa ta jest typowo polityczna, zachowania te w tym kraju są niedopuszczalne, ponieważ nie zgadzają się z profilem politycznym władzy – mówił. Powiedział, że ukrywał swoją fascynację III Rzeszą przed rodziną, sąsiadami i kolegami z pracy, a wyszła na jaw przez sfilmowanie prywatnej imprezy ukrytą kamerą.
- Każdy z nas ma prawo robić to, na co ma ochotę w swoim zaciszu, w swojej prywatności – mówił S. - TVN ujawnił moją tajemnicę bez mojej zgody - dodał.
- Przykro mi, że musimy spotykać się z powodu braku poszanowania prywatności w tym kraju (…), że czyjeś tajemnice wywlekane są na forum w celach politycznych, finansowych i w ten sposób niszczy się życie osobiste obywateli tego kraju – powiedział oskarżony.
- Prywatny koncert, rozmowa w barze o Hitlerze, koszulka ze swastyką w mieszkaniu, podnoszenie ręki na prywatnej działce, ognisko w głębi lasu w małym gronie znajomych (…). Prokuratura nie uznaje pojęcia +niepubliczne+, a przepis mówi wyraźnie, że zabronione jest propagowanie publiczne - dodał.
Jak mówił, ma prawo do swoich poglądów. Jednocześnie zaznaczył, że on i jego znajomi są zgodni, iż "błędem Hitlera były obozy koncentracyjne i napaść na kraje słowiańskie", choć nie są zgodni np. w tym, czy Hitler był dobrym strategiem wojennym.
- Każdy ma prawo mieć swoje zdanie – ocenił S. Według niego prywatna rozmowa o Hitlerze w barze nie może być dowodem na publiczne propagowanie faszyzmu. Jako dowód na – jego zdaniem – polityczny charakter sprawy, oskarżony przytoczył zdanie, które – jak mówił - miał wygłosić funkcjonariusz Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego po zatrzymaniu S. po emisji reportażu TVN: "Warszawa powiedziała, że organizator ma iść siedzieć".
- Prywatna impreza w lesie została wykorzystana politycznie, w tym kraju jest tylko jedna opcja polityczna, każda inna musi zostać zniszczona – mówił Mateusz S.
"Nie jestem złym człowiekiem, za takiego się nie uważam"
Oskarżony przytoczył też informacje o internetowym profilu "Towarzysz Michał", gdzie – jak relacjonował – można zobaczyć film z "obchodów urodzin Stalina". S. poinformował, że składa w tej sprawie zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa publicznego propagowania totalitaryzmu, i pytał, czy twórca tego profilu będzie potraktowany przez służby tak jak on - zatrzymany, a później objęty dozorem policyjnym, zabezpieczeniem majątkowym i zakazem opuszczania kraju. Oskarżony powiedział, że "jeżeli sąd uzna, że ta prywatna impreza w lesie była przestępstwem", to wnioskuje o wymierzenie kary tylko jemu, ponieważ – jak mówił – "pozostali uczestnicy byli przekonani (…), że przychodzą na imprezę prywatną, niepubliczną, a więc nie mieli świadomości, że dojdzie do złamania prawa". - Ja nie jestem złym człowiekiem, za takiego się nie uważam. Wręcz przeciwnie, uważam, że zrobiłem przez te wszystkie lata wiele dobrego dla naszej ojczyzny, dla społeczeństwa. Wyrok skazujący sądu w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej będzie dla mnie największym ciosem z tych, które dotychczas otrzymałem w związku z tą sprawą, dlatego, że uważam się za aktywnego obywatela Polski – podsumował swoje wyjaśnienia S.
Pozostałe oskarżenia
Także Krystian Z. i Dawid K. zostali oskarżeni o popełnienie również innych występków. Z. miał publicznie propagować nazistowski ustrój państwa w trakcie trwania festiwalu Orle Gniazdo w 2013 i 2017 roku. K. miał natomiast wznosić gest nazistowskiego pozdrowienia na koncercie w Boguszowicach.
Wszystkim oskarżonym w tej sprawie poza Mateuszem S. grozi kara do dwóch lat pozbawienia wolności. Mateuszowi S. grozi natomiast kara do ośmiu lat pozbawienia wolności.
Jeszcze przed skierowaniem do sądu aktu oskarżenia przeciwko sześciu osobom, gliwicka prokuratura oskarżyła innego z uczestników "urodzin Hitlera" - Adama B. - który dobrowolnie poddał się karze. Poza propagowaniem nazizmu odpowiadał także za nielegalne posiadanie broni - pistoletu i kilkunastu sztuk amunicji. Sąd w Wodzisławiu skazał go na ponad 13 tysięcy złotych grzywny i zobowiązał go do pokrycia kosztów postępowania.
Dziennikarskie śledztwo
W styczniu 2018 roku dziennikarze "Superwizjera" TVN ujawnili wyniki swojego dziennikarskiego śledztwa. Na nagraniach, które zostały zarejestrowane ukrytą kamerą, pokazano zorganizowane w maju 2017 roku w lesie nieopodal Wodzisławia Śląskiego "obchody urodzin" Adolfa Hitlera.
Materiał pokazywał między innymi rozwieszone na drzewach czerwone flagi ze swastykami i "ołtarzyk" ku czci Hitlera z jego czarno-białą podobizną oraz wielką drewnianą swastyką nasączoną podpałką do grilla, która po zmroku została podpalona. Widać było też uczestników spotkania przebranych w mundury Wehrmachtu, wznoszenie toastów "za Adolfa Hitlera i naszą ojczyznę, ukochaną Polskę" oraz częstowanie tortem w kolorach flagi Trzeciej Rzeszy.
Dziennikarze pokazali także zamknięty dla przypadkowych osób festiwal Orle Gniazdo. Grające tam zespoły wykonywały utwory sławiące nacjonalizm, faszyzm oraz atakujące mniejszości narodowe i seksualne. Można było też zobaczyć moment, na którym po wezwaniu ze sceny publiczność zaczęła wykonywać gest hitlerowskiego pozdrowienia.
Wniosek o delegalizację Dumy i Nowoczesności
Wszyscy podejrzani w tej sprawie, którzy zostali zatrzymani przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, usłyszeli zarzuty propagowania nazistowskiego ustroju poprzez zorganizowanie i przeprowadzenie 128. rocznicy urodzin przywódcy Rzeszy Niemieckiej, w trakcie której pochwalano, afirmowano te rządy, prezentowano i wykorzystywano emblematy, nagrania i teksty oraz inne gesty nawiązujące do symboliki nazistowskiej.
4 stycznia gliwicki sąd rozpoczął rozpoznawanie wniosku o delegalizację Dumy i Nowoczesności. Pismo złożył w połowie lutego ubiegłego roku starosta wodzisławski. Do postępowania zmierzającego do delegalizacji stowarzyszenia włączyła się także gliwicka prokuratura.
Autor: akw, akr//now,adso / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24