- Polska nie straciła i nie straci tych środków. Jeśli sąd potwierdzi nieprawidłowości na jednym z odcinków, to trzeba będzie przesunąć te środki na inny z odcinków - powiedział w piątek premier Donald Tusk, komentując wstrzymanie przez Komisję Europejską środków na drogi. - Ryzyko utraty środków jest minimalne, ale naprawienie tej sytuacji będzie wymagało trochę czasu - dodał Tusk.
Według premiera, "sprawa znana jest od dłuższego czasu". - Stanowisko Komisji (Europejskiej - red.) było przygotowywane z udziałem Polski. Ocena ze strony komisji jest budowana na podstawie oceny własnej, ale też działań krajów zainteresowanych, w tym przypadku Polski. Fakt, że komisja otrzymała informacje wynikał z pracy polskich służb, ABW i prokuratur w ramach tarczy antykorupcyjnej. Po to ją powołaliśmy, by być pewnym, że inwestycje ze wsparciem europejskim są prowadzone rzetelnie - zapewnił Tusk.
I dodał: - Wynika to z przekonania, że zaufanie między Polską a Brukselą w sprawie środków jest konieczne dla dalszych negocjacji budżetowych. Do tej pory nie było takich zdarzeń i Polska jest w Europie oceniana jako rzetelna. Dla nas ta reputacja jest bardzo istotna - podkreślił szef rządu.
Bez związku z budżetem
Premier podkreślił, że KE wstrzymuje środki po to, by dać Polsce czas na udokumentowanie naszych działań. - Polska nie straciła i nie straci tych środków - zapewnił premier. Zaznaczył, że "nie ma zastrzeżeń" do pracy urzędów w tej kwestii. - Zaangażowanie i gorliwość służb doprowadziły do tego, że stosunkowo szybko ta sprawa została wykryta. Dziś nie należy się spodziewać radykalnej zmiany stanowiska. Spodziewamy się, że raport mówiący, w jaki sposób Polska będzie działała, aby przeciwdziałać takim rzeczom, będzie kluczowy - powiedział premier.
- Nie doszukiwałbym się spisku, nie sądzę by decyzja komisji miała bezpośredni związek z finałem negocjacji budżetowych - zapewnił szef rządu.
Polska "to nie kraj specjalnej troski"
Premier powiedział też, że nie interweniował osobiście w KE ws. zawieszenia dopłat do inwestycji drogowych, bo "Polska nie jest państwem specjalnej troski".
- Nie muszę jeździć na interwencje, żeby o coś prosić, żeby Polsce ktoś w czymś odpuścił, bo Polska sobie świetnie radzi. Nie wierzę też, że jakakolwiek bezpośrednia interwencja może zmienić cokolwiek, gdy chodzi o regulacje i przepisy, których trzeba przestrzegać - wyjaśnił.
Nie mamy powodu, by działać panicznie, nie będziemy też nikogo prosić o odstępstwa od reguł - skwitował.
Autor: mn, adso//gak/k / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: M. Śmiarowski/KPRM