"Otwórzcie szeroko oczy", "oceńcie właściwie realia" - nawoływał w obronie Jacka Rostowskiego Donald Tusk. Wystąpienie szefa rządu oburzyło opozycję. A wszystko dlatego, że premier zarzucił jej "plądrowanie walizek pasażerów, kiedy wszyscy walczą o to, by statek (Polska) bezpiecznie przepłynął przez sztorm (kryzys)". W czasie, gdy w Sejmie przemawiał minister finansów Tusk mówił zaś dziennikarzom, że jeszcze latem Rada Ministrów przedstawi precyzyjny projekt ewentualnych zmian podatkowych na lata 2010-2011.
Premier bronił ministra finansów zawzięcie. Używał argumentów, próśb i metafor. I właśnie jedna z nich wyprowadziła posłów opozycji z równowagi. - Nie jest dobrą metodą, że kiedy panuje sztorm i wszyscy na statku powinni sobie pomagać, znajduje się grupa ludzi, która w tym czasie kiedy wszyscy inni ciężko pracują, plądruje walizki pasażerów. Tak nie powinno się robić - zaznaczał szef rządu.
"Dobra robota", a nie "plądrowanie"
Swoje wystąpienie zakończył natomiast apelem i nawiązaniem do wcześniejszej przenośni. - Zwracam się jeszcze raz do posłów opozycji żebyśmy rozmawiali serio o tym, co można i co trzeba zrobić żeby Polskę bezpiecznie przeprowadzić przez ten kryzys. To wymaga minimum dobrej woli. Wierzę, że jeszcze w sobie tę dobrą wolę odnajdziecie, bo jeśli nie, będziemy musieli zrobić to bez was. Ale szkoda by było, bo wszyscy jesteśmy tutaj przeznaczeni przez naszych wyborców do dobrej roboty, a nie do plądrowania walizek - zakończył Donald Tusk. Posłowie Platformy nagrodzili go gromkimi brawami.
Wcześniej Donaldowi Tuskowi sala nie pomagała. Jego kolejne argumenty krytykowali na bieżąco posłowie PiS. W pewnym momencie marszałek Bronisław Komorowski zaapelował nawet by "nie prowadzić z premierem zbiorowej polemiki". - Dam sobie radę - odparł szef rządu.
"Nie można oskarżać nas o grabież"
Po wystąpieniu szefa rządu w Sejmie zawrzało. Pierwszy na mównicę wyszedł szef SLD Grzegorz Napieralski. - Rozumiem, że pozycja pana premiera jest ważna, ale nie można obrażać ludzi na tej sali. Pana metafora dotycząca plądrowania walizek na statku jest czymś nieprzyzwoitym – zaznaczył i poprosił o półgodzinną przerwę.
O chwilę oddechu i zwołanie Konwentu Seniorów zwrócił się także Krzysztof Putra z PiS, który na mównicy stanął po Napieralskim. - Nie przystoi, żeby premier w tym miejscu oskarżał opozycję o grabież. Nie można gawędzić, tylko trzeba mówić prawdę. Zachowanie premiera było nieetyczne – oceniał. Marszałek zgodził się na 10-minutowa przerwę.
Apel: Otwórzcie oczy!
Wcześniej w kilkunastominutowym wystąpieniu premier powtarzał, że stan polskiej gospodarki jest lepszy niż innych państwach europejskich. - Nie ma takiego kraju w UE - gdy porównamy sytuację finansów publicznych i poziom rozwoju gospodarki - Polska wypadłaby źle. Wręcz przeciwnie, z jakimkolwiek krajem UE porównamy się, wszystkie bez wyjątku kryteria są zadowalające lub bardzo dobre – przekonywał Donald Tusk.
Zaznaczył, że argumenty PiS przeciwko Jackowi Rostowskiemu są miałkie i wynikają z tego, że opozycja nie ocenia realnie sytuacji, która panuje dziś w polskiej gospodarce. - To jest apel o to, żebyście otworzyli szerzej oczy, ocenili naprawdę realia w jakich przyszło ministrowi pełnić swoją funkcję. (…) Gdybyśmy mieli poczucie, że sprawy finansów publicznych i gospodarki są w rękach ludzi niesprawdzających się, to nie czekalibyśmy ani chwili na wotum nieufności ze strony opozycji, tylko w dobrze pojętym interesie publicznym i własnym szukalibyśmy innych ludzi – zaznaczał szef rządu.
Najsłabsi przede wszystkim
Kiedy Tusk wymieniał państwa, w których sytuacja gospodarcza jest dużo trudniejsza, niż w Polsce (przytaczał dane dotyczące deficytów budżetowych w Niemczech gdzie sięgnie on blisko 90 mld euro, w Hiszpanii - równowartość 469 mld zł, czy we Francji - 520 mld zł) z sali słychać było głosy "ale my żyjemy w Polsce".
Premier jest jednak pewien, że jego ministrowie idą dobrą drogą i schodzić z niej nie zamierza. - Będziemy w tych realiach dokonywali takich wyborów, jaki dokonaliśmy wczoraj – zaznaczył szef rządu. Było to nawiązanie do środowego głosowania w Sejmie, w którym posłowie (za sprawą głosów PO) ostatecznie nie zgodzili się na zagwarantowanie mediom publicznych minimalnej kwoty wpływów w wysokości ok. 880 mln złotych rocznie.
Donald Tusk sarkastycznie wytłumaczył, że jeśli będzie musiał wybierać między utrzymaniem podwyżek dla nauczycieli, a limuzyną dla szefa TVP Andrzeja Urbańskiego, to zawsze wybierze podwyżki. - Będziemy szukali takich dróg, by kryzys dotknął jak najmniej najsłabsze grupy. (...) Ja mam tutaj co do grosza wyliczone skutki finansowe wszystkich waszych projektów – zwracał się do opozycji. - Delikatnie licząc, gdybyśmy przyjęli wasze sugestie, zwiększyłoby to deficyt przynajmniej o 15 miliardów złotych – przekonywał.
Sprawę podatków wyjaśnią latem
Podczas gdy w Sejmie na mównice wszedł minister Rostowski, premier Donald Tusk rozmawiał już w kuluarach z dziennikarzami. Powtórzył wtedy, że jeśli będzie taka potrzeba, to latem rząd przedstawi ewentualne propozycje zmian w podatkach na lata 2010-2011.
Pytany czy propozycje rządu będą zakładać zwiększenie podatku VAT z 22 do 23 proc. powiedział: - Będziemy mieli odwagę Polakom powiedzieć, jeśli będzie potrzeba ewentualnej podwyżki podatków.
Dodał też, że ze względu na "bezpieczeństwo inwestycji, pewność tego, co będzie się działo w Polsce, którą obywatele mają prawo odczuwać", rząd chce "jak najszybciej poinformować, co będzie konieczne, jeśli będzie konieczne".
Tusk zapewnił, że jeszcze latem Rada Ministrów przedstawi precyzyjny projekt ewentualnych zmian podatkowych na lata 2010-2011. - Dzisiaj to jest ewentualność, za miesiąc powiemy jak to powinno wyglądać. Nie będziemy czekali dłużej niż tego będzie wymagało precyzyjne przeliczenie - dodał Tusk.
Źródło: tvn24.pl, PAP