Ponad 200 pasażerów od piątku czeka w portugalskim Faro i szwajcarskim Zurychu na samolot. Maszyna linii Centralwings, którą mieli lecieć, przymusowo lądowała w Szwajcarii i pusta wróciła do Warszawy. Rzecznik linii zapewnia, że jeszcze w sobotę po turystów poleci drugi samolot.
Centralwings: pasażerowie muszą jeszcze trochę poczekać
Samolot leciał z polskimi turystami z Warszawy do Faro. Stamtąd miał zabrać do Polski drugą grupę turystów. Pytany o przyczyny nieplanowego lądowania maszyny rzecznik Centralwings Kamil Wnuk przyznaje, że była to decyzja pilota. - Pilot zauważył drobną usterkę i chciał to sprawdzić. To było zwykłe lądowanie techniczne - tłumaczy. W nocy mechanicy na szwajcarskim lotnisku nie pracują, więc maszynę można było sprawdzić dopiero rano.
Skutek - odwołany lot z portugalskiego Faro. 150 turystów, którzy mieli odlecieć z tego miasta do Polski, przetransportowano do hotelu. Jak relacjonuje Wnuk, rano okazało się, że usterka powstała "z przyczyn niezależnych". - Małe wyładowanie atmosferyczne spowodowało, że potrzebna będzie kontrola całego samolotu. Więc lotem technicznym maszyna wróciła do Warszawy - tłumaczy.
A na lotnisku w Zurychu zostali pasażerowie, którzy mieli lecieć z Warszawy do Faro.
Jednak zanim okazało się, że samolot nie doleci do Faro, na tamtejsze lotnisko przetransportowano już wszystkich pasażerów odwołanego w piątek lotu z Portugalii do Polski. I kolejny raz okazało się, że nie wylecą. - Będą musieli jeszcze trochę poczekać - mówi rzecznik Centralwings. Zapewnia, że wieczorem zastępcza maszyna dotrze do Portugali i tuż przed północą turyści wylecą do Polski. - Około 5 rano, czyli dobę po planowanym powrocie będą w Polsce - dodaje.
Pasażerowie: zostawili nas bez pomocy
Pasażerowie, którzy czekają w Portugalii na wylot juz blisko dobę, są zniecierpliwieni i zmęczeni. - W piątek po trzech godzinach koczowania na lotnisku o 2 w nocy przewieźli nas do hotelu. Po czterech godzinach zostaliśmy wymeldowani - relacjonuje na antenie TVN24 pani Joanna, jedna z pasażerek. Od rana cała grupa czeka na lotnisku na bagaże. - Dopiero po południu dostaliśmy vouchery na jedzenie i picie - skarży się pani Joanna i dodaje, że nie ma kontaktu z organizatorem wycieczki. - Zostawili nas bez pomocy i opieki. Rezydenci w Portugalii i Hiszpanii wyłączyli telefony. W głównym biurze w Opolu nikt nie odbiera - mówi pasażerka. Przyznaje, że całej grupie pomogła tylko konsul z Lizbony.
Przedstawiciel firmy turystycznej w rozmowie z TVN24 zaprzecza. Twierdzi, że pasażerowie otrzymali posiłki i zapewniono im nocleg w wysokiej klasy hotelach.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24