Przedwojenne zobowiązania, niewyobrażalne pieniądze i jedna trzecia miasta - to stawka, o jaką katowicki magistrat toczy zacięty bój ze spółką Giesche SA - donosi "Gazeta Wyborcza".
Sprawa dotyczy co najmniej jednej trzeciej powierzchni Katowic. Są tam zabytkowe osiedla Nikiszowiec i Giszowiec znane z filmów Kazimierza Kutza, kamienice w Szopienicach i Zawodziu oraz działki w różnych punktach miasta.
Potężny ród Giesche
Ród Giesche był jednym z najpoważniejszych producentów węgla kamiennego na Górnym Śląsku. Oprócz kopalń węgla należały do nich cztery kopalnie galmanu i ołowiu oraz kopalnia rudy cynku Matylda koło Świętochłowic. Posiadali też huty cynku, srebra i ołowiu. Ich fabryki urosły w katowickich Szopienicach, Bogucicach i Załężu, zbudowali nowoczesne osiedla robotnicze w Giszowcu i Nikiszowcu.
Do podziału Śląska w 1922 r. potężna spółka rodu Giesche nazywała się Die Bergwerks-Gesellschaft Georg von Giesches Erben. Potem utworzono Giesche SA z siedzibą w Katowicach oraz Georg von Giesches Erben AG we Wrocławiu. W 1926 r. Niemcy sprzedali swoje udziały w polskiej części Górnego Śląska. Akcje kupili Amerykanie. Po wojnie majątek firmy został znacjonalizowany.
Pasjonat starych dokumentów
Marek Niegrzybowski jest znany jako prezes gdyńskiej firmy Doradca/Nexus. O sobie mówi: pasjonat starych dokumentów. To on dotarł do akcji, które spółka Giesche SA emitowała przed wojną. - Wraz z grupą znajomych z Trójmiasta odkupywaliśmy je od spadkobierców osób, które były w ich posiadaniu - mówi. W połowie 2005 roku Niegrzybowski na ich podstawie reaktywował spółkę Giesche SA. W Krajowym Rejestrze Sądowym czytamy, że kapitał założycielski wynosi pół miliona złotych. Niegrzybowski ogłasza, że jego firma jest sukcesorką przedwojennej Giesche SA.
Spółka - jak jej wielka poprzedniczka - zajmuje się więc m.in. górnictwem rud żelaza, wydobyciem węgla brunatnego i kamiennego, hutnictwem. Działalności jednak nie prowadzi. Niegrzybowski chce najpierw odzyskać własność: kopalnie, huty, domy, grunty, które kiedyś należały do rodu Giesche, a teraz są własnością skarbu państwa, gminy, prywatnych firm i osób oraz spółdzielni mieszkaniowych.
Niegrzybowski nie chce słyszeć, że majątek firmy został znacjonalizowany i nic mu się nie należy. - W przypadku Giesche SA zastosowano ustawę wywłaszczającą mienie poniemieckie, a przecież akcje firmy należały do Amerykanów. Spółka tak naprawdę nigdy nie została więc wyrejestrowana - tłumaczy.
Domów, hut, kopalni nie oddamy!
Prezydent Uszok: - Domy, grunty, mieszkania, kopalnie, fabryki i huty! To jedna trzecia powierzchni Katowic. Nie zamierzam nikomu tego oddawać. To niepojęte! Będę walczył do końca, bo to mi brzydko pachnie - dodaje. W sądzie toczy się kilkanaście spraw o odzyskanie różnych nieruchomości wytoczonych przez Giesche SA.
- Jeśli wygrają choć jedną, zostanie uruchomiona lawina, wtedy trudno nam będzie już cokolwiek zrobić, a chodzi o majątek o ogromnej wartości - mówi Uszok. Dlatego napisał do ministra sprawiedliwości, sprawą zajął się już prokurator.
Prawnicze kruczki
Tymczasem zdaniem prawników spółka ma szanse na odbiór nieruchomości. Jeśli spełni dwa warunki, może mieć otwartą drogę do reprywatyzacji. Po pierwsze, musi wykazać ciągłość swojego istnienia, po drugie, unieważnić nacjonalizację.
Giesche SA może się także powołać na ustawę reprywatyzacyjną, której projekt jest już gotowy. Przewiduje on wypłacenie 15 proc. wartości utraconego mienia. Rekompensaty przysługiwać mają m.in. spadkobiercom byłych właścicieli oraz spółkom prawa handlowego. Utworzony będzie fundusz rekompensacyjny zasilany m.in. z dochodów z prywatyzacji, sprzedaży nieruchomości skarbu państwa. Jeśli Giesche SA wywalczy odszkodowanie, na jej konto mogą wpłynąć niewyobrażalne pieniądze.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: TVN24