– Jak nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo, że chodzi o pieniądze – tak prof. Maciej Sadowski z Instytutu Ochrony Środowiska, mówi o przyjęciu przez Parlament Europejski rezolucji popierającej tzw. kroki milowe przygotowane przez Komisję Europejską na drodze do redukcji CO2. Zdaniem znawców tematu na ograniczeniach w emisji dwutlenku węgla mają zarobić np. producenci turbin wiatrowych. Jakby tego było mało okazuje się, że według różnych szacunków ludzka działalność to zaledwie kilka procent CO2, który trafia do atmosfery.
Zdaniem Macieja Sadowskiego hasła troski o Matkę Ziemię to "dosyć fasadowy element". - Rzeczywistym problemem jest znalezienie metod na to, żeby gospodarka mogła wykorzystywać mniej energii, żeby była bardziej konkurencyjna i tańsza właśnie poprzez ograniczenie zużycia surowców - stwierdza profesor.
Wszystko zostanie na papierze?
Według Sadowskiego, który jest szefem polskiej grupy roboczej do spraw pakietu klimatyczno-energetycznego, wysiłki brukselskiej demokracji, która chce coraz mocniej przykręcać śrubę dla emisji CO2 to sprawa miliardów euro, a nie walki o klimat.
Postanowienia unijnego pakietu klimatycznego wejdą w życie w styczniu przyszłego roku. Dokument zakłada, że do 2020 roku (w porównaniu z rokiem 1990) w Europie o 20 proc. zmniejszy się emisja gazów cieplarnianych, o 20 proc. zwiększy się efektywność wykorzystania energii, a energia ze źródeł odnawialnych ma stanowić 20 proc. - Może się okazać, że to wszystko zostanie na papierze - mówi Sadowski tłumacząc, że kraje UE będą musiały się rozwijać, a za tym idzie większe zużycie energii.
Ekologiczne technologie w cenie
Tymczasem Komisja Europejska proponuje śmiały marsz w kierunku faktycznej rezygnacji z kopalin: węgla, gazu i ropy jako źródeł energii. Temu ma służyć dyskutowany ostatnio przez ministrów środowiska plan zakładający redukcję emisji dwutlenku węgla o 40 proc. w roku 2030, o 60 proc. w 2040 i o 80 proc. w 2050 roku.
Właśnie ten projekt Polska zawetowała, a w świat poszedł komunikat, że nasz kraj blokuje ideę zielonej Europy. Takie opinie formułowali zwłaszcza ci, którzy najmocniej forsują ograniczenia - przewodzący w tym półroczu Unii Duńczycy oraz Niemcy.
Według ministra środowiska - Marcina Korolca, to nie przypadek, że właśnie te państwa najbardziej skrytykowały Polskę za decyzję o wecie. - Jest to jakiegoś rodzaju promocja interesów gospodarczych. Promocja pewnego obszaru technologicznego - ocenia szef resortu środowiska.
Przykładu dostarcza dziennikarz "Gazety Wyborczej". - Oczywiście zarabiają te firmy, które te technologie mają. W tej chwili to są głównie firmy zachodnie, tj. Siemens, który mocno inwestuje w turbiny wiatrowe - tłumaczy Rafał Zasuń.
Ocieplenie klimatu. Prawda, czy mit?
Nie dość więc, że hasło dbałości o klimat może oznaczać walkę o zysk firm, które posiadają ekologiczne technologie, to jeszcze okazuje się, że według niektórych naukowców działalność człowieka ma minimalny wpływ na to, co dzieje się klimatem.
Po pierwsze dwutlenek węgla emitują wszystkie żyjące na Ziemi organizmy. Przez tysiące lat, aż po dzień dzisiejszy najwięcej dwutlenku węgla do atmosfery emitują oceany. A jako że woda pokrywa 3/4 ziemi to powierzchnia parowania jest olbrzymia. - Te strumienie naturalne związane z fotosyntezą, oddychaniem są wielokrotnie większe od strumienia emitowanego z kominów - stwierdza prof. Krzysztof Kożuchowski, klimatolog.
Według różnych szacunków ludzka działalność to zaledwie kilka procent CO2, który trafia do atmosfery. Mówi się, że od 1 do 3 proc. gazów cieplarnianych.
Po drugie, jak tłumaczy prof. Marek Ściążko z Instytutu Chemicznej Przeróbki Węgla, para wodna jest bardzo poważnym źródłem zatrzymywania ciepła na Ziemi. - Nie wiemy na ile jest to skutek większego odparowania oceanów, a na ile zwiększonej koncentracji CO2 - stwierdza profesor.
Po trzecie Polska Akademia Nauk, a konkretnie Komitet Badań Geologicznych wydał w 2009 roku oświadczenie, że w ciągu ostatnich 400 tys. lat, jeszcze bez udziału człowieka, zawartość CO2 w powietrzu już była podobna, a nawet wyższa od wartości obecnej.
Przy końcu ostatniego zlodowacenia, w ciągu kilkuset lat, średnia roczna temperatura globu zmieniała się parokrotnie, w sumie wzrosła o ok. 10 st. C. na półkuli północnej, a więc były to zmiany nieporównywalnie bardziej dyrastyczne, niż obserwowane obecnie.
Zaburzyliśmy równowagę?
Ekolodzy jednak powtarzają, że to człowiek odpowiada za obecne zmiany w stężeniu dwutlenku węgla. - To on dostarczył w ostatnich latach, a szczególnie w ostatnim stuleciu wraz z rozwojem przemysłu te kolosalne ilości dwutlenku węgla, które zaburzyły system, do tej pory w równowadze - stwierdza Monika Marks z WWF Polska.
Dodaje, że żeby powstrzymać zmianę temperatury na poziomie 2 st. C w stosunku do ery przedprzemysłowej, kraje uprzemysłowione muszą radykalnie ograniczyć emisję CO2 o ponad 80 proc. do 2050 roku.
Z kontrą śpieszy PAN, który donosi, że w ubiegłym stuleciu, po okresie ciepłym, z końcem XIII wieku, rozpoczął się okres chłodny trwający do połowy XIX wieku., po czym znów nastąpiło ocieplenie, w którym właśnie żyjemy. Obserwowane dziś zjawiska, w szczególności przejściowy wzrost globalnej temperatury, wynikają z naturalnego rytmu zmian klimatu.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24