- Raport w sprawie podkomisji badającej katastrofę smoleńską jest gotowy. To porażający dokument - powiedział w TVN24 wiceminister obrony narodowej Cezary Tomczyk. Gość "Kropki nad i" ocenił, że "opinia publiczna po latach zmagania się z Antonim Macierewiczem musi mieć wszystko na stole".
W środowym wydaniu "Kropki nad i" wiceminister Cezary Tomczyk był pytany między innymi, kiedy Antoni Macierewicz poniesie konsekwencje za swoją działalność w podkomisji badającej katastrofę smoleńską.
- To będzie zależało od prokuratury, ale rozumiem, że pytanie dotyczy też kwestii raportu, więc chciałbym to też jasno powiedzieć. On jest gotowy zgodnie z tym, co powiedziałem, że będzie gotowy we wrześniu. Dzisiaj trwają tylko prace nad tym, żeby wyłonić z tego konkretne zawiadomienia do prokuratury, czyli siedzą nad tym mecenasi karniści, którzy je przygotowują - wyjaśniał gość TVN24.
Jak dodał, "raport jest rzeczywiście porażający". - Zostanie przedstawiony opinii publicznej w ciągu pewnie najbliższych dwóch, trzech tygodni. Będzie w całości jawny, poza takimi elementami jak PESEL-e albo tego typu elementy - mówił.
- Uważam, że opinia publiczna po latach zmagania się z Macierewiczem musi mieć wszystko na stole i wszystko musi być jawne - podkreślił.
- Powiedziałem premierowi (Donaldowi) Tuskowi i wicepremierowi (Władysławowi) Kosiniakowi-Kamyszowi, że rozliczę Antoniego Macierewicza. I to zrobię - zapewnił.
Tomczyk: dotarliśmy do sensacyjnych odkryć
Tomczyk wyjaśniał, że "ten raport jest skonstruowany w taki sposób, że to nie jest zbiór jakichś opinii, bo to, co robił Macierewicz, to były jakieś opinie, kłamstwa, półprawdy". - My się koncentrujemy na faktach. Zespół wybitnych specjalistów, dwudziestu, głównie wojskowych, którzy pracowali zarówno z (Mariuszem) Błaszczakiem, (Tomaszem) Siemoniakiem, jak i Kosiniakiem- Kamyszem, czyli ludzi od audytu wojskowego, od lotnictwa, pracowało nad tym raportem przez dziewięć miesięcy - podkreślił.
- Przeanalizowano 180 tysięcy stron materiału, pięć terabajtów danych. Dotarliśmy do bardzo, myślę, że w jakimś sensie sensacyjnych odkryć, które będą zaprezentowane opinii publicznej i niewątpliwie jest tak, że będzie można ponad wszelką wątpliwość udowodnić oszustwa, kłamstwa, manipulację przy tym wszystkim, co robił Macierewicz przez ostatnie osiem lat - dodał wiceszef MON.
- Zawiadomienia do prokuratury na pewno nie będą dotyczyły tylko Antoniego Macierewicza, ale szeregu innych osób, które brały udział w tym procederze, bo tak to trzeba nazwać - powiedział gość TVN24.
Tomczyk: Błaszczak posiadał wiedzę, co dzieje się w podkomisji
Zapytany, czy odpowiedzialność za to poniesie np. były minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak, Tomczyk odparł, że "nad tym pracują mecenasi, po to, żeby ta sprawa była przygotowana, jeżeli chodzi o kwestie zawiadomień do prokuratury".
- Ale niewątpliwie jest tak, że Mariusz Błaszczak, wbrew temu, co mówi, posiadał wiedzę, co dzieje się w podkomisji. Miał pełną świadomość tego, że w podkomisji dzieje się źle i że to do niczego nie prowadzi - mówił wiceszef MON. - Pomijam informacje, które dostawał o tym, jakie są konflikty w podkomisji, jak wydawane są pieniądze publiczne. Nie zrobił z tym nic, a brał za to odpowiedzialność, bo był ministrem obrony narodowej. Tak dbał o publiczny grosz, a właściwie nie dbał - dodał.
Tomczyk był też dopytywany o Chrisa Protheroe, brytyjskiego eksperta do spraw katastrof lotniczych, który opowiadał "Czarno na białym" o swojej współpracy z podkomisją smoleńską, ale nie mógł ujawnić wszystkich faktów ze względu na obowiązującą go klauzulę poufności.
- To jest proces. On zwrócił się kilka miesięcy temu i ta klauzula została zdjęta na rzecz zespołu (do zbadania podkomisji smoleńskiej - red.). Te prace pana Protheroe'a zostaną ujawnione w raporcie, który będzie zaprezentowany w ciągu najbliższych tygodni. Natomiast chciałbym, żeby to było jasno powiedziane: wszystko, co będzie w tej sprawie możliwe, żeby było jawne, będzie jawne. I nie chodzi o kwestię klauzuli. Chodzi o prawo lotnicze, które jest takie samo w całej Unii Europejskiej - mówił.
- Natomiast zrobimy wszystko, żeby w tej sprawie wszystko było jawne, dlatego że opinia publiczna zbyt długo czekała i zbyt długo zmagała się z różnymi półprawdami - dodał.
Tomczyk: robimy wszystko, by nasi żołnierze w Libanie byli bezpieczni
Wiceminister obrony narodowej był też pytany o polskich żołnierzy w Libanie w kontekście ostatnich wydarzeń na Bliskim Wschodzie. - Robimy wszystko, by nasi żołnierze w Libanie byli bezpieczni - zapewnił.
Tomczyk zaznaczył, że polscy żołnierze stacjonują w innej części Libanu niż ta, gdzie dochodzi do irańskich ostrzałów. - Jesteśmy w kontakcie z dowódcami innych kontyngentów wojskowych, które są w Libanie. Są zastosowane wszystkie możliwe środki ostrożności - podkreślił wiceminister obrony.
- Należy pamiętać o tym, że nie jesteśmy stroną tego konfliktu. Polscy żołnierze są w ramach misji stabilizacyjnej, która nie odnosi się do tego, co widzimy teraz na ekranach telewizyjnych - dodał Tomczyk.
Polski Kontyngent Wojskowy, liczący około 250 osób, od kilku lat stacjonuje w Libanie, gdzie wspiera międzynarodowe siły ONZ misji UNIFIL, które m.in. pilnują strefy buforowej na granicy Izraela i Libanu, a także starają się zadbać o bezpieczeństwo ludności cywilnej.
"To, co się dzieje dzisiaj na granicy, jest w 100 procentach sterowane przez Białoruś i Rosję"
Gość TVN24 skomentował też sytuację na granicy polsko-białoruskiej. - Byłem tam wielokrotnie w ciągu tych ostatnich dziewięciu miesięcy i bardzo wiele się zmieniło na polskiej granicy. Zmienił się sposób zarządzania, zmieniła się kwestia podejścia do żołnierzy, warunki zakwaterowania, ich szkolenia, którzy dzisiaj zmienili taktyki podejścia do ludzi po to, żeby do każdego podchodzić z szacunkiem - powiedział.
Na uwagę, że aktywiści twierdzą inaczej, że nie zmieniło się podejście do tych, którzy chcą się przedostać przez granicę, Tomczyk odpowiedział, że ceni sobie ich zdanie. - Jestem przekonany, że za tym idą szlachetne pobudki, ale ja w tej sprawie posiadam wiedzę i doświadczenie miejsca - zaznaczył.
Wiceszef MON podkreślał, "sprawa granicy dla nas wszystkich była bardzo istotna, dlatego że tam naprawdę dochodziło, widzieliśmy to na własne oczy, do bardzo emocjonalnych i trudnych historii". - I to jest jedna z pierwszych rzeczy, którą się zajęliśmy. Chciałbym, żebyśmy nie przedstawiali polskich żołnierzy jako jakichś oprawców, bo tak nie jest. To są bohaterowie, którzy dzisiaj bronią naszych granic - zaznaczył.
- W ciągu tych ostatnich kilkunastu miesięcy zmieniło się radykalnie to, że 90 czy 95 procent tych, którzy próbują granicę forsować, to są bardzo często agresywni mężczyźni, którzy używają noży, włóczni i kamieni. To się naprawdę zmieniło i to jest w raportach. To znaczy, wcześniej rzeczywiście było tak, że było bardzo dużo dzieci i kobiet. Białoruś jeszcze nie do końca zarządzała tym szlakiem - wskazał.
- To, co się dzieje dzisiaj na granicy, jest w 100 procentach sterowane przez Białoruś i przez Rosję, a my robimy wszystko, żeby się temu przeciwstawić - dodał.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Tomasz Gzell