Uczymy ich, że nudzić się nie wypada, nie warto i w zasadzie nie wolno. Głównie dlatego, że mało o nudzie wiemy i sami niechętnie o niej mówimy. Potem oni udają, że się nie nudzą, a my, że nie widzimy, jak tracą humor i robią apatyczni.
To my uczyniliśmy z niej tabu.
Babcia, która mówiła: "Jak się nudzisz, to się rozbierz i pilnuj ubrań".
Ojciec powtarzający, że "inteligentne dzieci się nie nudzą".
Pani od matematyki, gdy po nerwowym pytaniu: "Czy ty się nudzisz?", wywalała Was za drzwi klasy. Oczywiście z okrzykiem: "Marsz do dyrektora!".
I wreszcie przyjaciółka, która pytana, kiedy ostatni raz się nudziła, wzdycha, że "chyba w 1987 roku".
Mylimy ją z lenistwem. Nie umiemy wykorzystywać. Boimy się jej, gdy jesteśmy dziećmi. I skrycie marzymy o niej, gdy robimy się dorośli. A gdyby zapytać nas, czym właściwie jest, byłoby nam trudno odpowiedzieć.
Iga Kazimierczyk o to: "czym jest nuda?" zapytała dzieci. Nie podpowiadała im, nie nastawiała, nie szykowała. Poprosiła, by ją po prostu narysowały. Na tej podstawie powstał doktorat, a wkrótce ukaże się książka. Zawarta w niej wiedza o nudzie może być ważna w czasie pandemii.
Dlaczego? Zacznijmy po kolei.
Zaczyna się od nudy w domu
Rysunki nie były celem. Dr Iga Kazimierczyk, pedagożka z Uniwersytetu Warszawskiego i szefowa fundacji Przestrzeń dla Edukacji, chcąc przełamać lody, prosiła dzieci, aby narysowały nudę. Zamierzała dowiedzieć się, jak się nudzą – szykowała pracę doktorską na ten temat. Założyła, że dzieci będą sobie coś rysować, a jej będzie łatwiej - szczególnie z młodszymi - rozmawiać. Szybko okazało się, że rysunki są o nudzie, ale nudne zdecydowanie nie są. Wyłania się z nich fascynujący obraz domu i szkoły.
Rysunki tworzyli uczniowie klas: I, III, IV i VI. Dr Kazimierczyk zebrała ich ponad 700. Co na nich widzimy?
- Dla najmłodszych to nie szkoła była nudna. Rysowali spacery, obiady, siedzenie w domu - opowiada dr Kazimierczyk. - Najbardziej przerażające były dla mnie rysunki, na których dzieci rysowały samotność. Same na łóżku, przy stole - dodaje.
A w tle: wielkie żyrandole, wielkie telewizory, wielkie kanapy i fotele, w których maleńcy bohaterowie niemal znikają.
- Niektórzy nudzili się, mając na tych rysunkach swoich bliskich na wyciągnięcie ręki - zauważa Kazimierczyk. - Oni niby są na tym samym rysunku, ale bardzo daleko. Bo o ile jesteśmy skłonni dzieciom zaplanować miliony aktywności, od angielskiego po balet, to bardzo trudno nam jest przez 10 minut porozmawiać z nimi o tym, jak im minął dzień. I potem z takiego domu bez relacji dzieci trafiają do szkół, gdzie bywa i z nudą, i z relacjami jeszcze gorzej - dodaje.
...maszerujemy do szkoły
W pierwszej klasie jest jeszcze ciekawie. Szkoła to nowe miejsce, ludzie, wyzwania. Ale gdzieś w okolicach trzeciej klasy to, co było fascynujące, staje się nużące.
Starszym uczniom łatwiej mówić o zajęciach, które niemal doprowadzają ich do szału, z nudy oczywiście. To: dyktowanie, pisanie, rozwiązywanie ciągle tych samych zdań, czekanie na swoją kolej, przepisywanie z tablicy, słuchanie.
Kwintesencja pruskiej szkoły. – Ale to nie oznacza, że potrzebna nam szkoła zupełnie bez tych wszystkich działań. Owszem, w życiu robi się też nudne rzeczy - zastrzega Kazimierczyk. – Zadaniem szkoły powinno być także przygotowanie uczniów do tego, że część zadań, które mamy do wykonania, nie tylko w szkole, ale także poza nią, jest nudnych. To nic złego. Musimy jednak nudę pozbawić negatywnych skojarzeń, przyjąć, że jest częścią naszego doświadczenia i nie bać się o niej rozmawiać i jej akceptować. Osobną sprawą jest to, że szkolna nuda to nie jest tylko przeżycie z obszaru aktywności czy zainteresowań, ale przede wszystkim z obszaru relacji. W tym wypadku również rozmowa o tym, co powoduje, że dzieci w szkole się nudzą, dałaby nam, dorosłym, dostęp do tego, czego dzieci w szkole doświadczają i jak się z tym czują.
I tu dochodzimy do sedna: wyobrażenie dorosłych i dzieci o nudzie trochę nam się rozjeżdża.
Dla nauczycieli (z nimi też Kazimierczyk rozmawiała przy okazji badania) nuda była o "robieniu", a właściwie o "nierobieniu" rzeczy. - Ich zdaniem dzieci nudziły się wtedy, kiedy nic nie robiły. Często dorośli posługują się zresztą takim uproszczeniem "być zajętym", czyli "nie nudzić się" - tłumaczy pedagożka. - Tymczasem można być bardzo zajętym i równocześnie bardzo znudzonym. Nawet czynności angażujące intelektualne mogą stać się w pewnym momencie nudne - podkreśla.
Badani nauczyciele wyliczali, ile czynności pojawia się na ich lekcjach. Jednak nuda zdaniem uczniów - ale tylko w świetle badań na ten temat - nie oznacza braku zajęcia. Może z niego wynikać, ale nie jest z nim tożsama.
Nuda, której dzieci doświadczają w domach i szkołach, to nuda relacji. Co to znaczy? - Nudzą się, bo czują się odseparowane od tego, co się dzieje na lekcjach. Nie rozumieją celu zadań, mają poczucie, że to, jak się czują, nikogo w szkole nie interesuje. Ich nuda jest także o tym, że nie mogą o sobie decydować – nie mają możliwości wyboru metody pracy oraz tego, z kim chcą dane zadanie wykonywać. Nuda uczniów to także intensywnie odczuwany braku kontaktu z innymi, nie tylko z rówieśnikami, ale też nauczycielami. Z nimi nawet bardziej - mówi Kazimierczyk.
Zdziwieni? Przecież nauczyciel owszem jest z nimi w klasie, a nawet ciągle do dzieci mówi i czegoś od nich chce. - Ale to nie znaczy, że jest między nim a uczniami autentyczna relacja. On mówi do nich, ale, cytując dzieci, nie "z nimi" - zauważa Kazimierczyk. – Uczniowie w czasie badania zwracali uwagę: "Chcemy, żeby pani była z nami, mówiła do nas, żeby czasem robiła to, co my robimy, żeby miała do nas zaufanie, żeby nas widziała" - wylicza.
Jak się (nie) rozmawia w szkole
Tymczasem badacze od lat obserwują, że w szkole przenikają się dwie praktyki rozmawiania. – Dominujące jest to nacechowane formalnie. To nauczyciele zwracają uwagę: "mówimy pełnymi zdaniami", "nie zaczyna się od 'ale'", że aby zabrać głos, trzeba podnieść rękę. Brakuje tych drugich rozmów, spontanicznych jak zagajenie na przerwie: "masz ładną sukienkę" czy "co dziś jadłeś na śniadanie?" - mówi Kazimierczyk. - Taki system nie pozwala na nawiązanie relacji i ekspresję emocji, ale na nudę – jak najbardziej – dodaje.
Zatem brak kontaktów generuje nudę odczuwaną w kontekście jakości relacji społecznych, ale ta nuda nie staje się tematem rozmów między nauczycielami i uczniami.
Dzieci nudzą się niekiedy tak bardzo, że zjadają pomoce naukowe, drą zeszyty na karteczki, rysują w książkach, bez przerwy chcą wychodzić do toalety. Ale nie mogą o tym porozmawiać! I w efekcie nauczyciele twierdzą, że się "nie nudzą", bo przecież "ciągle coś robią".
Iga Kazimierczyk wspomina pewną historię ze swojego badania. Siedziała na korytarzu, rozmawiała z trójką uczniów z szóstej klasy. Nagle z klasy obok wypadła nauczycielka z uczniem. Była zła, mówiła podniesionym głosem: "Nudzisz się na historii? Tu jest pani, która bada nudę, idź, jej opowiedz. Jak możesz mówić, że się nudzisz na historii! Co to w ogóle jest?!". Uczniowie, którzy siedzieli z badaczką, zaniemówili, bo właśnie w tym momencie rozmawiali o tym, czy mówią dorosłym o nudzie. Ich komentarz był jasny: "No, sama pani widzi, właśnie dlatego o tym nie mówimy". To inne oblicze braku komunikacji. Strach przed reakcją nauczyciela, kiedy mówi się o tym, że w szkole coś uczniowi się nie podoba.
Problemem szkoły jest to, że ona nie daje przyzwolenia na werbalizację negatywnych emocji. Nie tylko nudy, ale i gniewu, frustracji, zmęczenia, poczucia braku satysfakcji. Jak jest dobrze, to w porządku, ale jak źle, to nie możemy o tym porozmawiać. A przecież te emocje gdzieś muszą znaleźć ujście.
Dzieci czują, że nie mogą powiedzieć nauczycielom: "To jest nudne". Wiedzą, że nie wszystko może być wuefem, który zwykle uważają za lekcje najmniej nudną. Ale nie mają też przestrzeni, by powiedzieć: "Rozwiązaliśmy już 20 przykładów i to naprawdę mnie zmęczyło".
Czas w szkole zaplanowany jest co do minuty. Często nie ma ani kawałka przestrzeni, by robić to, co się chce, i by wydarzyło się coś innego, niż zaplanował system szkolny. - A my dorośli bardzo lubimy kontrolować czas i przestrzeń dzieci i młodzieży. Zasłaniając się zwykle tym, że jak zostawimy ich samych, to na pewno zrobią coś głupiego - mówi Kazimierczyk. - Niby jako dorośli twierdzimy, że chcemy w szkole uczyć zdolności do samodzielnego myślenia, analizowania, wyciągania wniosków, ale nie przyjmujemy, że "nuda" może być do tego narzędziem.
Z nudów zrobiłem się twórczy
– Jakie macie największe problemy? – zapytali nastolatków w kwietniu 2020 roku specjaliści z Instytutu Matki i Dziecka. W tym internetowym badaniu wzięło udział 2500 osób w wieku od 11 do 18 lat. Wtedy aż 60 proc. spośród nich skarżyło się na nudę w czasie przymusowej izolacji związanej z ograniczeniami dotyczącymi zmniejszenia ryzyka zakażenia się koronawirusem.
Zwykle żalili się. Choć zdarzało się też, że niektórzy doceniali tę nudę.
"Nauczyłem się smażyć i robić tortille. Z nudy w okresie wielkanocnym stałem się bardziej twórczy" - przyznawał jeden z badanych nastolatków. A inny dorzucał: "Docenianie tego, co się w tej chwili ma, to daje mi nadzieję, że będzie lepiej. Przed życiem w kwarantannie myślałam, że moje życie jest nudne i dopiero teraz widzę, jak bardzo się myliłam…"
Wiosenna pandemiczna nuda nie była polską przypadłością. Gdy w maju młodych Amerykanów przepytywał specjalizujący się m.in. w grach online serwis beano.com, jego ekspertom wyszło, że tylko jedno na 20 dzieci deklaruje "martwienie się" jako główne uczucie w pandemii. Dominującym uczuciem była właśnie nuda.
- Przecież ich codzienne doświadczenia nie polegały na przebywaniu w szpitalach, rozumieniu i analizowaniu liczb związanych z koronawirusem, ale właśnie na doświadczaniu ogromnej nudy wynikającej z zamknięcia - tłumaczył Pete Maginn ze studia Beano.
A Kazimierczak przypuszcza, że w kwestii nudy i innych trudnych emocji pandemia tylko wyostrzyła to, o czym dzieci mówiły przed nią. - Że czują się osamotnione, pozostawione same sobie - wylicza. - Skoro przed pandemią nie czuli otwartości na rozmowę, to jakie są szanse, że teraz jest lepiej? - zastanawia się. I przypomina: - Relacje są trudniejsze do zawiązania i utrzymania zdalnie. Na dodatek niemal zupełnie nie ma w pandemii tych relacji spontanicznych, które nawiązują się w szkole, na przykład na przerwach.
Dobra i zła nuda
Ostatecznie nudzić się można, a nawet trzeba. Tylko nie tak, jak to się zazwyczaj dzieje w szkole czy jak doświadczyliśmy tego w pandemii. I w domu.
- Nuda jest emocją adaptacyjną, która trochę nas uczy tego, co lubimy, a czego nie - mówi Kazimierczyk. - Jeśli jemy gorzkie rzeczy, a ich nie lubimy, to zaczynamy ich unikać. Podobnie jest z nudą. Jeśli wiemy, że jakieś sytuacje są dla nas bezbrzeżnie nudne, to znaczy, że być może nie mamy ku nim żadnych inklinacji. I to może być dla nas nauka .Jak nudzi nas granie w piłkę, to znaczy najpewniej, że nie lubimy piłki i nie będziemy w nią grali. Nie ma w tym nic złego - komentuje.
Badani przez Kazimierczyk nauczyciele zauważali, że nuda może być też takim stanem umysłu, który jest potrzebny, by człowiek sięgał do zasobów wewnętrznych. - Jak już nie mam nic na zewnątrz, nic mnie nie stymuluje, nic nie rozprasza, to mam czas, żeby zrobić głębszy oddech i pomyśleć: "Co chcę robić?" - mówi pedagożka. - Można wtedy puścić myśli w pogoń, niech one sobie buszują w głowie. Zastanowić się, co tak naprawdę chce się zrobić z najbliższymi minutami, pomyśleć o tym, jak się czuję albo jak się nie czuję. Dać sobie przestrzeń na tę "nudę" - podkreśla.
Takie typy nudy nazywane są przez badaczy nudą obojętną, kiedy nasz stan opisujemy jako błogi odpoczynek, lub regulacyjną, kiedy właśnie szukamy jakiegoś zajęcia "wewnątrz" siebie. Takiej nudy jednak uczniowie na zajęciach nie doświadczali. "Dobra nuda", o której mówili nauczyciele, nie jest doświadczeniem szkolnym uczniów. Monotonia to także jeden z obrazów szkoły. Monotonia może być wyczerpująca. Może także powodować, że w człowieku zbiera się frustracja, a wraz z nią energia do działania. Powstaje z tego coś dobrego. - W szkole jednak nie ma miejsca na to, aby taka skumulowana energia znalazła swoje ujście. Uczniowie muszą podążać za rutyną, standardem, porządkiem. Warto jednak pamiętać, że długotrwała nuda może przerodzić się w trwałą postawę - dodaje Kazimierczyk.
Krótka droga do depresji
Tymczasem "nuda" jako temat pojawiła się w czasie pandemii w wielu badaniach związanych z naszym funkcjonowaniem społecznym czy zdrowiem psychicznym. Nie tylko tych dotyczących dzieci.
Badacze przyglądają się nudzie uważnie i nie udają – jak nam się to czasem zdarza – że nuda nie istnieje. Temat jest poważny i lepiej go nie przemilczać.
Oto garść przykładów.
U osób młodych (18-24 lata) nasilenie objawów lękowych i depresyjnych w czasie pandemii nie wiązało się z poczuciem zagrożenia zdrowia i życia własnego oraz bliskich, lecz było dodatnio skorelowane z ograniczeniami wolności i właśnie z nudą. A do tego trudnymi relacjami w rodzinie, poczuciem osamotnienia, zmęczeniem zaistniałą sytuacją i brakiem prywatności. To wnioski z badania prowadzonego przez psychologów z Uniwersytetu Warszawskiego, Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie i Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego – "Uwarunkowania objawów depresji i lęku uogólnionego u dorosłych Polaków w trakcie epidemii Covid-19".
Dlaczego pandemia jest dla nas taka nudna
Z raportu CBOS "Życie codzienne w czasach zarazy" wynika z kolei, że z nudą największe problemy mają właśnie młodzi ludzie, do 24. roku życia. Zresztą odsetek nudzących się był w pandemii wyższy niż tych, którzy czuli się samotnie, mieli częstsze konflikty czy pili więcej niż dawniej alkoholu.
Nudzimy się, bo zostaliśmy zamknięci w domach i większość rzeczy, które możemy lub których nie możemy robić, jest nam narzucona.
"Młodzi nudzą się epidemiczną rutyną dużo bardziej niż osoby starsze (66 proc. – młodzi, 37 proc. – starsi). Co ciekawe, nieco częściej doświadczają również poczucia samotności, wynikającego głównie – jak się można domyślać – z braku bezpośrednich kontaktów z rówieśnikami (młodzi – 53 proc., osoby starsze – 43 proc.)" - czytamy w raporcie z badań CBOS.
To nie koniec. Oto mamy raport "Życie codzienne w czasach pandemii", który powstał na Wydziale Socjologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Zajrzyjmy do drugiego etapu badania.
Respondentów (1249 osób) poproszono, by podali trzy słowa, które najlepiej charakteryzują obecną sytuację. Padło w sumie 3759 słów, "nuda" 29 razy - wystarczająco wiele, by znaleźć się w tzw. chmurze, która powstała z pandemicznych wyrazów. Im "większe" słowo, tym częściej pojawiało się w badaniu. Jak widać "nuda" nie była mała. Największe były zaś: "niepewność" (386 wskazań), "strach" (212), "kryzys" (148).
Socjologowie z UAM zauważają, że najczęściej zgłaszanym problemem w pandemii były "nadmiar stresu" i "nadmiar niepewności". W gronie osób, które potwierdziły, że borykają się z poczuciem nadmiaru (czegoś, kogoś…), zgłaszało go aż 18,9 procent badanych. Na "nadmiar wolnego czasu" wskazywało z kolei 13,4 procent badanych. To właśnie czas nudy, bezczynności, spania, bezczynnego siedzenia w domu, bezruchu, nic nierobienia, siedzenia na kanapie, gromadzonych kilogramów, czas niemożności pracy. Czas wolny, który w innych okolicznościach byłby traktowany jako coś wartościowego i pożądanego, w pandemii jawił się jako źródło frustracji. Okazało się, że trudno go zagospodarować, sensownie wykorzystać.
Nie przynosił wytchnienia. To była ta straszna, trudna do zniesienia nuda.
Łatwo się pomylić
Z badań Kazimierczyk wynika, że my, dorośli – a przynajmniej badani przez nią nauczyciele – z nudą miewamy jeszcze jeden problem. I tak się działo już przed pandemią. Otóż mylimy ją z lenistwem.
- Nuda jest emocją, która związana jest z niskim pobudzeniem, uczuciem, które człowieka dopada. A lenistwo to postawa i do pewnego momentu wybór. Lenistwo to zachowanie, jakieś zaniechanie - wyjaśnia różnicę badaczka. I zaraz dodaje: – Problemy wynikające z tej pomyłki mogą być poważne. Bo gdy widzimy, że dzieci się nudzą, z góry zakładamy, że są leniwe i im się nie chce pewnych rzeczy robić. A dzieci, które to słyszą, zaczynają się o to lenistwo obwiniać, czują się ocenione negatywne, są także wobec takiej oceny bezradne - dodaje.
Dlatego w nudzie ważne są jednak proporcje i kompetencje do nazywania rzeczy po imieniu. - Jeśli będziemy odczuwali frustrację, bo po raz dziesiąty wykonujemy tę samą czynność, to łatwiej będzie nam sobie z tą emocją poradzić, jeśli zrozumiemy, że wynika z nudy - uważa Kazimierczyk. I przypomina: - Praca z emocjami polega na tym, że trzeba je najpierw zauważyć, nazwać i wypowiedzieć na głos.
Problemów z nudą i znaczeniem słów jest zresztą więcej. Bo dzieciom zdarza się mówić, że "się nudzą", gdy tak naprawdę właściwiej byłoby powiedzieć, iż czegoś "nie rozumieją".
– Ale strach przed wyzwaniem tego jest zbyt silny - mówi Kazimierczyk. - Dzieciaki, które przestają rozumieć to, co dzieje się na lekcji, potrafią kompletnie odpłynąć i rzeczywiście niemal pokładać się na ławce "ze znudzenia". Tylko że to tak naprawdę często nie jest nuda. Podniesienie ręki i zapytanie: "o co tu właściwie chodzi?", jest jednak bardzo trudne. A dorosłym łatwiej jest uznać, że uczniowie się nudzą, że są leniwi i nic im się nie chce, niż że nie potrafimy im wytłumaczyć tematu - wzdycha. - Dzieci przeżywają wiele stanów kryzysowych. Nuda byłaby mniej dotkliwym doświadczeniem, gdyby dać uczniom bezpieczną przestrzeń do rozmawiania o tej emocji. Nuda jest efektem jakiegoś doświadczenia, generuje także inne – najczęściej negatywne – emocje. Jeśli zamykamy się na rozmowę o nudzie uczniów, odbieramy sobie dostęp do części ich przeżyć - dodaje.
Dlatego zdaniem Kazimierczyk nuda w szkole byłaby świetnym tematem, również żeby dzięki niej rozmawiać o tych trudniejszych zagadnieniach – jak choćby zdrowie psychiczne. – Znudzenie i depresja mogą dawać podobne objawy: jesteśmy smutni, czujemy, że nic nam się nie chce, nic nas nie cieszy. Tylko że nudę łatwo przełamać, na przykład jeśli dziecko nudzi siedzenie w ławce, można dać mu pobiegać. Ze stanami depresyjnymi sytuacja jest bardziej skomplikowana, wymaga także natychmiastowej interwencji i długofalowego działania – dodaje pedagożka.
Po powrocie do stacjonarnej szkoły nuda może okazać się świetnym narzędziem edukacji. – Tylko najpierw dajmy sobie na głos powiedzieć, jak bardzo się w tych ostatnich miesiącach nudziliśmy – zachęca Iga Kazimierczyk.
Źródło zdjęcia głównego: Badania dr Igi Kazimierczyk