Wojciech Jaruzelski był przede wszystkim "lojalnym członkiem partii", wykonującym jej rozkazy i patrzącym zawsze w stronę Kremla. Jako jeden z nielicznych nie chciał, by wojska radzieckie opuściły Polskę w 1956 r. w okresie odwilży po śmierci Józefa Stalina, gdy była ku temu okazja - mówił w TVN24 prof. Wojciech Roszkowski, oceniając wojskową i polityczną karierę generała.
Prof. Roszkowski przyznał, że nie wiadomo do końca, co zdecydowało o tym, że Jaruzelski pochodzący z rodziny szlacheckiej stał się ideowcem i zatwardziałym komunistą. W latach 1942-43 mógł on dołączyć do armii gen. Andersa, która wychodziła z ZSRR na Bliski Wschód, ale zdecydował się zostać na Syberii, by "w końcu rozpocząć pracę w Głównym Zarządzie Informacji, który stanowił kluczowe miejsce polskiego systemu komunistycznego, ściśle nadzorowanego przez Związek Radziecki".
W pełni lojalny wobec ZSRR
Roszkowski przypomniał, że Jaruzelski został wiceministrem obrony narodowej już na początku lat 60-tych jako młody oficer dzięki poparciu oficerów radzieckich, którzy zostali w armii polskiej. Jaruzelski miał ich całkowite poparcie, ponieważ był w 1956 r. jednym z nielicznych wojskowych, którzy do samego końca protestowali przeciwko wyjazdowi wojsk ZSRR z Polski. - To był człowiek niezwykle lojalny wobec Moskwy - podkreślił historyk.
Jaruzelski był jednak przede wszystkim "lojalnym członkiem partii", a nie lojalnym wojskowym, bo w 1970 r., gdy I sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka wydał rozkaz strzelania do protestujących na Wybrzeżu, Jaruzelski "te rozkazy wykonywał". - Gomułka był tymczasem szefem partii, której rola w państwie nie była w żaden sposób konstytucyjnie ujęta, czyli gen. Jaruzelski wykonywał decyzje partyjne, a nie państwowe - zaznaczył historyk.
Prof. Roszkowski uznał za "kulminację kariery" Jaruzelskiego stan wojenny. - W tamtym momencie nie było już takiego nacisku Kremla na wprowadzenie stanu wojennego, a generał mimo to na ten krok się zdecydował - mówił historyk.
Inaczej przedstawiała się jego rola w okresie przełomu 1989 roku. - W pewnej mierze można uznawać jego pozytywną rolę (w tych wydarzeniach - red.), ale z drugiej strony, co on miał robić, jak nie przygotowywać ludzi dawnego reżimu do miękkiego lądowania w nowej sytuacji. Nikt tutaj nie robił cnoty z konieczności. Myślę, że generał był na tyle sprawnym politykiem, że zdawał sobie sprawę, że jeśli nie pójdzie na kompromis to transformacja zacznie się od bardzo nieprzyjemnych wydarzeń dla ludzi dawnego reżimu - ocenił na koniec prof. Roszkowski.
Autor: adso/i / Źródło: tvn24