Nagrania, które miały już nie istnieć. "Powinny polecieć głowy"

Roman Giertych w Sejmie
Gawkowski: powinny polecieć głowy
Źródło: TVN24
Taśmy, zawierające fragmenty rozmowy Romana Giertycha i Donalda Tuska, publikowane przez powiązane z PiS media, miały zostać usunięte przez służby. Tak się jednak nie stało. - Te nagrania musiały zostać kopiowane przed oddaniem władzy przez PiS, chociaż CBA zapewniało, że zostały zniszczone - mówił w TVN24 Roman Imielski z "Gazety Wyborczej".

Propisowskie media, w tym TV Republika oraz wPolsce, od paru dni publikują fragmenty nagrań rozmów Donalda Tuska z Romanem Giertychem. Mają one pochodzić z 2019 roku, gdy obecny premier sprawował funkcję przewodniczącego Rady Europejskiej.

Rozmowy dotyczą kształtowania list wyborczych w 2019 roku i negocjacji Giertycha z Grzegorzem Schetyną, ówczesnym szefem Platformy Obywatelskiej, dotyczących ewentualnego startu w wyborach parlamentarnych. Obie stacje zapowiedziały, że wkrótce upublicznią kolejne fragmenty z nagrań.

Problem w tym, że nagrania te nie powinny już istnieć.

Nagrania, których miało nie być

O tym, że pisowskie służby podsłuchiwały Romana Giertycha - adwokata polityków ówczesnej opozycji - przy użyciu oprogramowania szpiegowskiego Pegasus, opinia publiczna dowiedziała się już w grudniu 2021. Jak ustaliła wówczas niezależne laboratorium Citizen Lab, telefon Giertycha w 2019 roku był zhakowany przynajmniej 18 razy. - Zajmuję się takimi sprawami od lat i jeszcze nigdy nie widziałem telefonu, który jest aż tak intensywnie atakowany w tak krótkim okresie - mówił po ujawnieniu tych informacji w rozmowie z TVN24 John Scott-Railton, ekspert instytucji Citizen Lab.

O tym, że publikowane teraz przez prawicowe media taśmy zostały zarejestrowane przy pomocy Pegasusa świadczy fakt, że rozmowy te były prowadzone za pomocą internetowych komunikatorów, a ich zapis jest możliwy wyłącznie przy użyciu systemu szpiegowskiego - zauważa "Gazeta Wyborcza". W 2022 roku informator dziennika z służb zapewniał, że nagrania te zostały "komisyjnie zniszczone". Jak przypomina "GW", o likwidacji nagrań przedstawiciele CBA zapewniali także przed sejmową komisją do spraw służb specjalnych.  

Roman Giertych był inwigilowany przez CBA w ramach śledztwa w sprawie spółki Polnord. W 2025 roku śledztwo zostało jednak umorzone, a Giertych, mimo wysiłków Prawa i Sprawiedliwości, nie usłyszał w tej sprawie zarzutów. Brak dowodów na popełnienie przestępstwa oznacza, że nagrania powinny zostać usunięte.

Giertych zabrał głos

"Rozmowy te według oświadczenia CBA zostały zniszczone, gdyż nie zawierały żadnych treści, które miały jakikolwiek przestępczy charakter. (...) Okazuje się, że rozmowy te zostały wyniesione przed oddaniem władzy (przez PiS – red.) i znajdują się w rękach osób związanych z PiS. Taki był prawdziwy cel używania Pegasusa" - napisał w sobotę Giertych w mediach społecznościowych.

Zaznaczył przy tym, że "nagranie rozmów adwokata z klientami, brak ich realnego zniszczenia, wyniesienie z CBA kopii rozmów, ich przekazanie do mediów oraz publikacja tych rozmów to bardzo poważne przestępstwa". "Winni tych wszystkich przestępstw zostaną ukarani" - zapowiedział.  

Od marca 2024 roku toczy się śledztwo prowadzone przez Zespół nr 3 Prokuratury Krajowej w sprawie bezprawnego użycia oprogramowania Pegasus wobec politycznych przeciwników. W tym przypadku Giertych ma status pokrzywdzonego.

Arłukowicz o "zagrożeniu dla bezpieczeństwa państwa"

- To jest bardzo poważna sprawa - ocenił w niedzielę w "Kawie na ławę" europoseł Koalicji Obywatelskiej Bartosz Arłukowicz. Jego zdaniem nie można porównywać tej sytuacji z rokiem 2014 (wtedy miała miejsce tzw. afera taśmowa rządu Tuska), kiedy "jakiś chłystek podrzucił dyktafon między sałatkami i nagrywano spotykających się polityków". - Tu system państwa nagrał rozmowę ówczesnego szefa Rady Europejskiej z adwokatem - zauważył.

- Oczekuję, że prokuratura wyjaśni bardzo dokładnie, jak nagranie z Pegasusa trafiło w ręce ludzi tak nieodpowiedzialnych jak przedstawiciele pseudodziennikarstwa, którzy dzisiaj tym szafują. Kto jeszcze ma te nagrania w ręku? Czy ma te nagrania firma NSO z Izraela? - zastanawiał się polityk PO. Według niego ta sytuacja stanowi "zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa".

Arłukowicz o taśmach Giertycha: to jest bardzo poważna sprawa
Źródło: TVN24

Gawkowski: powinny polecieć głowy

O sprawę taśm pytany był także w niedzielę w "Faktach po Faktach" wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski. W jego ocenie "Prawo i Sprawiedliwość, ówczesne służby specjalne, z pełną premedytacją wykorzystywały różne mechanizmy zewnętrzne i wewnętrzne do tego, żeby nagrywać osoby, które mogłyby w przyszłości coś znaczyć albo (by) przeciwko komuś to wykorzystać".

Według niego do sprawdzenia jest także kwestia, "kiedy te taśmy wypłynęły z CBA". - Jeżeli wypłynęły teraz, jeżeli były w ukryciu, to ja oskarżam PiS, stawiam mu kolejną czerwoną kartkę. Jeżeli to teraz wypłynęło, to głowy i w CBA, i w instytucjach, w prokuraturze, jeżeli to posiadała, powinny polecieć - stwierdził.

Wyraził przekonanie, że w tej sprawie powinno zostać wdrożone pełne postępowanie wyjaśniające. - Kto to zrobił? Kto miał te materiały? Nie wierzę, że w państwie miało to sto osób. Była określona grupa pięciu, siedmiu, dziesięciu osób, która dysponowała wiedzą o tym. (...) Każdy powinien być sprawdzony i bezwzględnie napiętnowany. Ktoś, kto to wyniósł, powinien dostać dyscyplinarkę od razu - stwierdził Gawkowski.

"Główne pytanie brzmi: skąd to mają?"

W nagraniach opublikowanych przez Telewizję Republika i stację wPolsce 24 "nie ma nic kompromitującego" - ocenił Roman Imielski z "Gazety Wyborczej". - Główne pytanie brzmi: skąd to mają? - dodał.

Dziennikarz mówił o "głębokim gardle, które zostało po rządach Prawa i Sprawiedliwości". - Wielu funkcjonariuszy służb, wiele osób pracujących w instytucjach państwowych, publicznych jest lojalnych wobec poprzednich rządów, a nie wobec państwa polskiego - stwierdził.

Według niego te nagrania musiały zostać kopiowane przed oddaniem władzy przez PiS, chociaż - jak przypomniał - "CBA zapewniało, że zostały zniszczone".

Zdaniem Mikołaja Kunicy (Business Insider Polska) są dwa możliwe źródła tych taśm. - Albo to są służby, albo prokuratura - powiedział.

LOZA
"Główne pytanie brzmi: skąd to mają?"
Źródło: TVN24

Jak działa Pegasus

Według Citizen Lab, badającego przypadki użycia Pegasusa, oprogramowanie to daje "kompletny dostęp" do zainfekowanego urządzenia mobilnego.

W rozmowie z tvn24.pl Piotr Januszewicz, ekspert ds. cyberbezpieczeństwa, współtwórca Centrum Bezpieczeństwa Cybernetycznego Sił Zbrojnych, tłumaczył, że oprogramowanie tego typu wykorzystuje luki w systemach telefonów. - Od momentu włamania telefon wykonuje działania zaprogramowane przez tego, kto się włamał. Taki system jak Pegasus umożliwia dostęp do wszystkich funkcji telefonu, jak połączenia, SMS-y, wszystkie dane, lokalizacja, mikrofon i kamery - wskazywał. Wyjaśnił, że po jego zastosowaniu dostępne będą wszystkie zdjęcia czy wiadomości, również te pisane przy pomocy zaszyfrowanych komunikatorów, jak popularny WhatsApp.

Przy pomocy Pegasusa można zrobić m.in. reset telefonu, odinstalowywać aplikacje, robić zrzuty, zdjęcia przednią i tylną kamerą, nagrywać wideo.

Czytaj także: