Senator PiS Grzegorz Bierecki pod szyldem działalności badawczej i rozwojowej robi kolejny interes. Właśnie zamienia na mieszkania powierzchnię biurową będącą własnością Spółdzielczego Instytutu Naukowego. Wszystko to dzieje się w centrum Sopotu, gdzie ceny nieruchomości są najwyższe w Polsce. Dla kogo szykowane są lokale w doskonałej lokalizacji?
Sopot, ulica Tadeusza Kościuszki, skrzyżowanie z Lipową. Samo centrum miasta. Tu znajdują się kamienice i wille, wręcz pałace. Na przykład willa Wernera, neorenesansowy pałacyk wymagający remontu. Jeszcze niedawno był wystawiony na sprzedaż za 14 milionów złotych.
Pod numerem 47 stoi kamienica, w zasadzie jej część, bo druga część ma wejście od Lipowej. Tamtędy wchodzi się na klatkę do mieszkań prywatnych. Od strony ulicy Kościuszki znajdują się lokale biurowe. Właśnie trwa w nich remont.
Lech Kaczyński dzielnie znosi stukanie, pukanie, wiercenie. Spogląda na przechodniów ze ściany budynku. Tablica pamiątkowa ("w tym budynku pracował jako nauczyciel akademicki") została wmurowana i odsłonięta w październiku 2013 roku. Na uroczystość przybyli wówczas najważniejsi ludzie w PiS, z Jarosławem Kaczyńskim na czele, a wizerunek nieżyjącego prezydenta poświęcił arcybiskup Sławoj Leszek Głódź.
Na samym dole tablicy widnieje nazwa fundatora, pomysłodawcy i autora inicjatywy: "Spółdzielczy Instytut Naukowy w Sopocie".
Tuż obok, w jednym z parterowych okien, wystawiona jest żółta tablica informacyjna. Wynika z niej, że inwestorem trwającej właśnie "przebudowy" jest "SIN G. Bierecki sp.j.".
SIN, czyli Spółdzielczy Instytut Naukowy.
Na tyłach budynku, tam, gdzie jest wejście od strony Lipowej, mieszkają sopocianie. Codziennie mijają tablicę informującą, kto jest inwestorem przebudowy.
- W tym budynku mieści się instytut naukowy? - pytam.
Jeden z mieszkańców kiwa przecząco głową.
- Naukowców to myśmy tu raczej nie widywali… - przyznaje i mówi, że jego zdaniem ten cały instytut to lipa. - Tu pieniądze się robi, nie jakieś naukowe odkrycia - ocenia.
- A co to jest ten SIN?
- Nie wiadomo. Tu kiedyś był uniwersytet, potem szkoła, a potem SKOK-i - słyszę w odpowiedzi.
- A nazwisko Bierecki, które jest w nazwie inwestora na żółtej tablicy, coś państwu mówi?
- Tak, to chyba ten od SKOK-ów, prawda?
Milioner w małym fiacie
Grzegorz Bierecki urodził się w Gdyni, w Trójmieście kończył ogólniak i studia, w dużej mierze związał swoje życie zawodowe z tą aglomeracją. Jednak z powodzeniem od lat kandyduje do Senatu z Białej Podlaskiej. W 2011 roku zdobył ponad 31 tysięcy głosów, w 2015 niecałe 43 tysiące, w 2019 ponad 68 tysięcy. W ostatnich wyborach znów odnowił mandat z wynikiem ponad 71 tysięcy głosów. Znów z komitetu PiS.
Jednak formalnie członkiem tej partii nie jest.
Jest za to multimilionerem. Jak wynika z jego oświadczenia majątkowego (złożonego 12 września 2023 roku na koniec poprzedniej kadencji Senatu), zgromadził na swoim koncie 5,8 miliona złotych, 435 tysięcy euro, a także 3,2 miliona złotych w funduszach kapitałowych. 23 miliony złotych ulokował w obligacjach skarbowych. Jest uczestnikiem trzech spółek (w tym SIN sp. j. - posiada 7587 udziałów po 100 złotych), z których osiągnął roczny dochód w wysokości 3,2 miliona złotych (stan na koniec lipca 2023 roku). Zasiada we władzach organizacji pozarządowych (fundacji i stowarzyszeń) i z tego tytułu w 2022 roku osiągnął dochód w wysokości 4,8 miliona złotych (stan na koniec sierpnia 2023 roku).
W oświadczeniu wpisał też jeden samochód: fiata 126p z 1998 roku.
Nauka i polityka
Mieszkańcy, z którymi rozmawiałem, nie zajrzeli najwyraźniej do internetu. Tu wszystko jest jak na dłoni. Spółdzielczy Instytut Naukowy to szacowna instytucja, która "udziela wsparcia oraz szkoleniowej, doradczej i naukowej pomocy podmiotom systemu SKOK. Prowadzi także działalność naukową w zakresie rozwoju spółdzielczości, w tym spółdzielczości finansowej, oraz w zakresie rozwoju zasad prowadzenia działalności gospodarczej w oparciu o fundamentalne zasady etyki". Ponadto "promuje wartości patriotyczne, w pracach naukowych podejmuje zagadnienia demokracji gospodarczej, społecznej odpowiedzialności biznesu i samopomocy finansowej".
Spółdzielczy Instytut Naukowy na pierwszy rzut oka może wydawać się podmiotem nienastawionym na zysk, czymś w rodzaju fundacji czy instytucji państwowej. Działa przy nim Rada Naukowa złożona z piętnastu naukowców.
A jednak jest spółką - i jako spółka przynosi jej właścicielowi zysk. I to bardzo duży zysk. Ale o tym za chwilę.
SIN wydaje kwartalniki "Pieniądze i Więź" oraz "Prawo i Więź", a także książki, głównie o tematyce prawniczej. Ich autorami są między innymi Janusz Ossowski, Dominik Bierecki (syn Grzegorza), Martyna Jedlińska (córka zmarłego Adama Jedlińskiego). Do tych nazwisk jeszcze wrócimy.
Jaką wartość merytoryczną przedstawia działalność owego naukowego instytutu? W świecie nauki istnieją mierzalne wskaźniki sukcesu. To tak zwane liczby cytowań publikacji wydawanych przez dany ośrodek. Wysoki wskaźnik (duża liczba cytowań) oznacza, że naukowcy w swoich artykułach powołują się na dany tekst, czyli że jest on ważny, wnosi coś nowego, odkrywczego.
Spójrzmy więc na liczbę cytowań kwartalnika "Prawo i Więź" wydawanego przez Spółdzielczy Instytut Naukowy.
Prof. Grzegorz Wierczyński w jednym z artykułów podaje zestawienie liczb cytowań polskich periodyków z lat 2010-2019 ("Prawo i Więź" jest wydawane od 2012 roku). W zestawieniu znajduje się kilkadziesiąt polskich prawniczych czasopism naukowych. "Prawo i Więź" zajmuje 76. pozycję (ósmą od końca listy) z wynikiem 40 cytowań. Listę otwiera czasopismo "Problemy Ekorozwoju" z 2765 cytowaniami.
Jest jeszcze jeden wskaźnik renomy danego czasopisma naukowego. Chodzi o punkty, które otrzymują naukowcy (potrzebne im do rozwoju kariery) za publikacje w danym periodyku. Każde czasopismo naukowe ma przypisaną liczbę takich punktów, które "zyskują" autorzy w nim publikujący. Chodzi o to, żeby naukowcy chcieli publikować w najlepszych czasopismach (czyli najwyżej punktowanych), co będzie wpływać na wysoki poziom samych tekstów. W skrócie: im więcej punktów, tym większa renoma danego tytułu z jednej strony, z drugiej zaś: tym szybsza kariera naukowca. Najczęściej cytowane w Europie polskie czasopismo prawnicze "Problemy Ekorozwoju" ma punktów 40, natomiast zajmujące 76. pozycję w rankingu "Prawo i Więź" ma punktów 100. Dlaczego tak się dzieje? Punkty przyznaje minister nauki - w tym przypadku był to minister Przemysław Czarnek.
Związki SIN z polityką (w Radzie Naukowej Spółdzielczego Instytutu Naukowego zasiada między innymi doradca prezydenta Andrzeja Dudy - Andrzej Zybertowicz) są oczywiste, choć nie zawsze widoczne gołym okiem. Żeby się o nich przekonać, trzeba zacząć od samego początku, czyli od założenia pierwszych w Polsce Spółdzielczych Kas Oszczędnościowo-Kredytowych.
Amerykańskie pieniądze i polska Kasa
Historię SKOK-ów opisała w dziesiątkach artykułów w tygodniku "Polityka" dziennikarka śledcza Bianka Mikołajewska.
Zaczęło się w 1989 roku. Wówczas Grzegorz Bierecki (rocznik 1963) jest młodym prawnikiem z NZS-owską kartą opozycyjną i znajomościami wśród ludzi nowej władzy. Blisko współpracuje zarówno z Lechem Kaczyńskim, jak i Lechem Wałęsą. Jedzie z Kaczyńskim do Stanów Zjednoczonych. Tam politycy reprezentujący nową, demokratyczną Polskę spotykają się z przedstawicielami organizacji World Council of Credit Unions (Światowa Rada Związków Kredytowych, WOCCU). To światowy gigant dysponujący ogromnymi środkami finansowymi (do WOCCU w 2020 roku należało 85 400 kas spółdzielczych ze 118 krajów, jej aktywa są liczone w bilionach dolarów). Dowiadują się, jak wygląda ruch spółdzielczy w Stanach Zjednoczonych i na świecie.
Wkrótce potem goście zza oceanu przyjeżdżają do Polski i zapada decyzja: Amerykanie zakładają Fundację na Rzecz Polskich Związków Kredytowych (FPZK). W zarządzie fundacji zasiadają Grzegorz Bierecki, Jarosław Bierecki (starszy brat Grzegorza), Adam Jedliński (prawnik, przyjaciel Biereckich, współpracownik Lecha Kaczyńskiego). Przewodniczącym zarządu fundacji zostaje sam Lech Kaczyński. Fundacja ma dać początek spółdzielczości w wolnej Polsce.
W 1992 roku Biereccy z Jedlińskim zakładają pierwszą kasę spółdzielczą - Kasę Krajową SKOK, której prezesem zostaje Grzegorz Bierecki (i jest nim do roku 2012).
Mamy więc teraz fundację (FPZK), która ma finansować rozwój ruchu spółdzielczego w Polsce (początkowo z amerykańskich pieniędzy, potem również z wypracowanych zysków) i Kasę Krajową SKOK. Co ważne, obydwoma podmiotami kierują te same osoby.
Władza absolutna
Przez kolejne lata ruch spółdzielczy się rozwija. W 1994 roku funkcjonuje już ponad sto kas spółdzielczych, zrzeszających 46 tysięcy członków. To niezależne podmioty, które - zgodnie z ideą spółdzielczości - umożliwiają swoim członkom oszczędzanie, udostępniają im kredyty na warunkach korzystniejszych niż w bankach komercyjnych. Co istotne, poszczególne SKOK-i mogą, ale nie muszą przynależeć do Kasy Krajowej. Zgodnie z ideą spółdzielczości świadczenie usług finansowych ma odbywać się w oparciu o wzajemne zaufanie, kontakty bezpośrednie, etykę, która ponad zysk stawia człowieka i tak dalej. Czyli inaczej niż w komercyjnym banku.
Rok 1995, polskie kasy spółdzielcze liczą już 85 tysięcy członków, a ich aktywa przekraczają 100 mln zł. W tym czasie Adam Jedliński (przypomnijmy: bliski współpracownik Grzegorza Biereckiego, współtwórca systemu SKOK-ów w Polsce) pisze ustawę, która trafia pod obrady Sejmu, zostaje przegłosowana i wchodzi w życie. Nowe przepisy nakazują wszystkim kasom podporządkowanie się Kasie Krajowej. Dzisiaj ten moment - dokładnie 5 lutego 1996 roku (data wejścia w życie ustawy o SKOK-ach), określa się jako punkt zwrotny. O konsekwencjach wprowadzenia tych przepisów "Polityka" pisała w ten sposób: "W efekcie Grzegorz Bierecki, wraz z wąską grupą współpracowników, zyskał niemal absolutną władzę nad Kasami".
Jak w praktyce wyglądało przejęcie wspomnianej "absolutnej władzy"?
Za Kasą Krajową SKOK "stoi" fundacja FPZK - kierownictwo obu podmiotów to te same osoby (Biereccy, Jedliński). Sam mechanizm w uproszczeniu wygląda następująco: Kasa Krajowa (na mocy przepisów nowej ustawy) narzuca SKOK-om szereg obowiązków. Poszczególne Kasy nie mogą odmówić. A realizacja tych obowiązków wiąże się z odpłatnym korzystaniem z wielu usług wykonywanych przez spółki powołane przez fundację. Ostatecznie to FPZK na tym zarabia. Fundacja czerpie jednak największe zyski z wynajmu lokali, które posiada. "Polityka" pisała: "Najwięcej - bo ponad 26 mln zł - Fundacja zarobiła jednak w tym czasie na wynajmowaniu nieruchomości podmiotom należącym do systemu SKOK. W ciągu 20 lat dorobiła się dzięki Kasom majątku wartego dziesiątki milionów złotych".
Kaganiec. Ucieczka
Mijają kolejne lata, a tak zwany sektor spółdzielczy nadal dynamicznie się rozwija: w 2002 roku w Polsce funkcjonuje już ponad 350 kas spółdzielczych, a ich aktywa przekraczają 2,5 miliarda złotych, w 2004 roku - milion członków i 5 miliardów złotych w aktywach. 2013 rok - SKOK-i liczą prawie 2,7 miliona członków i gromadzą 18,7 miliarda złotych aktywów.
Cofnijmy się jednak do jesieni 2009 roku. Przypomnijmy - minęły dwa lata od objęcia rządów przez koalicję PO-PSL. Publiczna dyskusja o SKOK-ach, o tym, że konieczne jest wprowadzenie państwowej kontroli nad nimi, trwa od dawna. W uproszczeniu: rządząca koalicja PO-PSL dąży do ustanowienia takiej kontroli, PiS broni niezależności i swobody działania SKOK-ów. Przez Sejm przechodzi nowa ustawa. Przepisy mają ograniczyć swobodę działania SKOK-ów w Polsce, mają nałożyć "kaganiec" w postaci nadzoru Komisji Nadzoru Finansowego nad całym systemem. Ustawa przewiduje jeszcze jedną zmianę, która dla braci Biereckich i ich współpracowników może być bardzo bolesna: ma spowodować wyłączenie fundacji FPZK z systemu SKOK-ów.
Losy ustawy o SKOK-ach są burzliwe, tak jak burzliwy jest konflikt polityczny o SKOK-i. Ustawa trafia do Trybunału Konstytucyjnego. Ostatecznie wchodzi w życie dopiero w 2012 roku.
Ale w 2012 roku fundacja FPZK już nie istnieje. Związane z nią ogromne pieniądze stanowią majątek prywatnych spółek.
Instytut ratunkowy
Jak to się stało?
W ten sposób dochodzimy do powstania Spółdzielczego Instytutu Naukowego.
W 2009 roku staje się jasne, że nieograniczona swoboda Kasy Krajowej może się wkrótce zakończyć. Jasne jest także, że trzeba coś zrobić, żeby majątek fundacji FPZK dalej mógł być pomnażany, choć już niekoniecznie formalnie w systemie SKOK-ów, który ma zostać objęty nadzorem KNF.
Począwszy od 2010 roku, wydarzenia następują szybko, jedno po drugim.
16 grudnia 2010 roku amerykańska organizacja WOCCU likwiduje założoną przez siebie w 1989 roku fundację FPZK.
4 grudnia 2010 roku (czyli 12 dni przed zlikwidowaniem FPZK) powstaje Spółdzielczy Instytut Naukowy. Przyjętą formą prawną jest spółdzielnia pracy.
Prezesem spółdzielni SIN został Janusz Ossowski - bliski współpracownik Grzegorza Biereckiego. We władzach zasiadły trzy osoby: Grzegorz Bierecki, jego brat Jarosław i Adam Jedliński. Czyli te same osoby, które wcześniej zarządzały fundacją FPZK i Kasą Krajową SKOK. Jak wynika z dokumentów rejestrowych, spółdzielnia, oprócz wydawania książek, gazet, działalności naukowej, ma zajmować się również wynajmem, zarządzaniem i administrowaniem nieruchomościami własnymi lub dzierżawionymi.
10 grudnia 2010, a więc sześć dni później, powstaje inna spółka - FPZK Inwestycje sp. z o.o., która przejmuje nieruchomości fundacji FPZK warte 33 mln zł. Taka jest decyzja założyciela fundacji - Światowej Rady Związków Kredytowych (WOCCU). W zarządzie spółki znajdują się Grzegorz Bierecki (prezes), Jarosław Bierecki, Adam Jedliński.
18 lutego 2011 roku Spółdzielczy Instytut Naukowy przejmuje całość udziałów spółki FPZK Inwestycje, stając się tym samym właścicielem majątku (nieruchomości) wartego ponad 30 milionów złotych.
Z początkiem 2011 roku cała operacja ma się ku końcowi - mienie nieistniejącej już fundacji, liczone w dziesiątkach milionów złotych, jest teraz majątkiem SIN Spółdzielni Pracy.
Ale czy spółdzielnia pracy jest właściwą formą gromadzenia i pomnażania gigantycznego majątku? W rzeczywistości majątek spółdzielni jest prywatną własnością jej członków. Jest jednak jeden szkopuł: własność ta jest w zasadzie niepodzielna między członków. Dopiero w przypadku likwidacji spółdzielni możliwy jest podział jej majątku.
W tym momencie konieczne jest przywołanie jednego faktu, mającego dla tej historii zasadnicze znaczenie. W pierwszej połowie 2011 roku, czyli mniej więcej tuż po tym, jak majątek fundacji FPZK przejmuje SIN, trwają w Sejmie prace nad ustawą o ograniczaniu barier administracyjnych dla obywateli i przedsiębiorców. Ustawa wprowadza szereg ułatwień dla polskiego biznesu, między innymi przepis szczególnie ważny dla Grzegorza Biereckiego i pozostałych członków SIN: możliwość zamiany spółdzielni pracy w spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością - bez zbędnych formalności, uchwałą członków spółdzielni (dotychczas proces ten był długotrwały i niełatwy do zrealizowania).
Ustawa wchodzi w życie 1 lipca 2011 roku.
Spółka zamiast spółdzielni
Teraz zatrzymajmy się na chwilę w tym miejscu i przenieśmy do Sopotu. Jest więc lato 2011 roku...
Przy ulicy Kościuszki 47 mieści się Sopocka Wyższa Szkoła Finansów i Rachunkowości. Zamierza się jednak stąd wyprowadzić - kamienica w centrum miasta zostaje wystawiona na sprzedaż.
5 sierpnia 2011 roku zostaje podpisana umowa przedwstępna sprzedaży tego budynku. Do zakupu nieruchomości zobowiązuje się SIN Spółdzielnia Pracy. Kwota transakcji: 6,6 mln zł.
16 sierpnia do publicznej wiadomości zostaje podana informacja, że Grzegorz Bierecki będzie starał się o mandat senatora z listy Prawa i Sprawiedliwości. Rozpoczyna się jego pierwsza kampania wyborcza. To wówczas jest news - media emocjonują się nowym kandydatem prawicy i umyka ich uwadze jeden fakt: 17 sierpnia SIN Spółdzielnia Pracy - uchwałą członków (korzystając z możliwości wprowadzonych nową ustawą) przekształca się w SIN sp. z o.o. "Grzegorz Bierecki objął w niej 1 tys. udziałów, jego brat i Adam Jedliński - po 600, pełniący funkcję prezesa spółki Janusz Ossowski - 3 udziały, a pozostali założyciele spółdzielni - po jednym" - opisała po latach "Polityka". Grzegorz Bierecki postanowił więc zamienić założoną przez siebie spółdzielnię (dysponującą już ogromnym majątkiem) w spółkę.
Zapytałem senatora Grzegorza Biereckiego o tamto przekształcenie.
- Dlaczego zdecydował się pan pozostawić spółdzielczość i wejść w spółkę?
- To dalej jest Spółdzielczy Instytut Naukowy - odpowiedział senator PiS uznawany za twórcę SKOK-ów. Ale zanim odpowiedział, zapytał, co to za brednia. Potem swoje pytanie o "brednię" usunął podczas autoryzacji.
- Obecnie to jest spółka prawa handlowego, nie żadna spółdzielnia - ripostowałem.
- Nie zmienił się cel działalności także ani formy działalności też się nie zmieniły. Zmieniła się forma prawna, a powody do tego są wyłącznie ekonomiczne.
- Co to znaczy? Mógłby pan jaśniej? - dopytałem.
- Nie da się już jaśniej - odpowiedział senator Prawa i Sprawiedliwości. Dodał, że odpowiedź na tak zadane pytanie wykracza poza poziom zainteresowania, jaki byłby odpowiedni dla prywatnego przedsiębiorstwa. I że muszę sam sobie tworzyć teorie w tej sprawie. Tej części swojej wypowiedzi senator też już nie autoryzował.
Tymczasem w Sopocie...
Wracając do Sopotu: stroną umowy przedwstępnej sprzedaży kamienicy był SIN Spółdzielnia Pracy. 26 października 2011 roku podpisany zostaje akt notarialny. Spółdzielczy Instytut Naukowy - ale już nie spółdzielnia pracy, tylko spółka - ostatecznie kupuje kamienicę przy ul. Kościuszki 47 w Sopocie. Cena pozostaje bez zmian - 6,6 miliona złotych.
Tym samym budynek w Sopocie staje się elementem wielomilionowego majątku prywatnej spółki Grzegorza Biereckiego i jego przyjaciół - prywatnej firmy o nieco mylącej nazwie Spółdzielczy Instytut Naukowy.
Siedemnaście dni przed podpisaniem aktu notarialnego Grzegorz Bierecki zostaje po raz pierwszy w karierze senatorem Prawa i Sprawiedliwości.
Wkrótce senator stanie na czele WOCCU (2013 rok), a Komisja Nadzoru Finansowego opublikuje raport (2014 rok), z którego wynika, że środki ze SKOK-ów są transferowane do zarejestrowanej w Luksemburgu spółki o nazwie SKOK Holding (obecnie SaltLux Holding), która osiągnęła zysk… 141 milionów złotych. "Pieniądze te nie wracają do polskich spółdzielców" - alarmowali urzędnicy KNF. W opublikowanych przez KNF schematach powiązań między luksemburską spółką a podmiotami polskimi swoje miejsce zajmuje - a jakże - Spółdzielczy Instytut Naukowy. Sprawą zajmie się wkrótce prokuratura, jednak przestępstwa w tym przypadku śledczy nie stwierdzą (sprawa została umorzona w 2015 roku po dojściu PiS do władzy).
Ale to już inna historia, również szeroko opisywana w mediach.
Co to jest SIN?
- Czym w istocie zajmuje się Spółdzielczy Instytut Naukowy? - zapytałem senatora Grzegorza Biereckiego.
- Działalnością naukową - odpowiedział krótko.
Czyżby? Czy rzeczywiście jest to zasadnicza branża, w której działa spółka senatora? Zajrzyjmy do dokumentów rejestrowych i sprawozdań firmy. Zacznijmy od wspólników. Jest ich troje: Grzegorz Bierecki, Jarosław Bierecki (brat senatora) i Natalia Jedlińska (córka Adama Jedlińskiego).
Spójrzmy teraz na to, czym - zgodnie z wpisem do rejestru - spółka może się zajmować. Oprócz wydawania książek, prowadzenia badań naukowych i prac rozwojowych w dziedzinie nauk społecznych, wspomagania edukacji, może również: handlować nieruchomościami, wynajmować je, dzierżawić, zarządzać rynkami finansowymi i działać w charakterze holdingu finansowego.
Czy ów "instytut naukowy" jest bogaty? Powie nam o tym sprawozdanie finansowe za rok 2022. Wynika z niego, że dysponuje aktywami w wysokości 69,5 miliona złotych. Posiadane grunty są warte ponad 7 milionów złotych, zaś inne nieruchomości - 34,3 miliona złotych. Udziały i akcje innych przedsiębiorstw, będące własnością SIN, warte są 14,7 miliona złotych.
W roku 2022 SIN odnotował zysk w wysokości 5,5 miliona złotych. To świetny wynik, jak na podmiot zatrudniający sześć osób (dokładnie 5,4 etatu) i działający w branży naukowej (jak nazwa wskazuje).
Skąd taki zysk?
Jak wynika ze sprawozdania, w 2022 roku SIN zanotował przychód ze "sprzedaży wydawnictw" w wysokości 30 tysięcy złotych. W tym samym czasie z "wynajmu pomieszczeń" miał przychód w wysokości 6,5 miliona złotych.
- Jak wynika ze sprawozdań, przychody z działalności naukowej to jest jakiś ułamek ogólnej kwoty przychodów. To czym się tak naprawdę zajmuje Spółdzielczy Instytut Naukowy? - dopytuję senatora.
- A widział pan jakiś instytut naukowy, który ma przychody z działalności naukowej przewyższające inne dochody? - odpowiada Bierecki. - Instytut ma dochody z majątku, które przeznacza na działalność naukową - dodaje.
Czy rzeczywiście tak jest, że dochód owego naukowego instytutu jest przeznaczany na naukę? Szereg pytań dotyczących funkcjonowania Spółdzielczego Instytutu Naukowego wysłaliśmy dwukrotnie do obecnego dyrektora Instytutu, dr. hab. Dominika Biereckiego (praca habilitacyjna z 2021 roku na UKSW "Zasady swobody umów w prawie spółdzielczym"). Zadzwoniłem również do warszawskiej kancelarii, w której pracuje. Sekretarka poinformowała, że mecenas Bierecki jest w pracy, ale nie może rozmawiać, bo ma spotkanie. Zostawiłem swój numer telefonu, przedstawiłem się, poprosiłem o rozmowę, sekretarka zapewniła mnie, że przekaże informację swojemu szefowi. Nie oddzwonił.
Wobec tego pozostają ogólnodostępne dokumenty - sprawozdania spółki. Zajrzyjmy do nich po raz kolejny w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, czy dochody instytutu rzeczywiście są przeznaczane na działalność naukową.
W 2022 roku SIN odnotował 11 milionów przychodu, z czego 5,5 miliona zachowano jako "zysk", a drugie 5,5 miliona wydano. W rubryce "koszty" najbardziej "kosztowna" pozycja to "usługi obce" (1,7 miliona złotych). Poza tym: "amortyzacja" (1,3 miliona złotych), "wynagrodzenia" (niecały milion złotych), "zużycie materiałów i energii" (800 tysięcy złotych) - i inne, pomniejsze.
Czy pod tymi zapisami kryje się finansowanie działalności naukowej? Tego niestety nie wiadomo - bo nie wiadomo, komu i jakie wynagrodzenia wypłacano i jakie "usługi obce" zamawiano. Ta informacja byłaby publicznie dostępna, gdyby ów "naukowy instytut" był instytutem badawczym (państwową jednostką) podlegającym kontroli ministerstwa.
A przecież jest prywatną firmą senatora Grzegorza Biereckiego i jego wspólników. W tej sytuacji musi wystarczyć jego zapewnienie: "Instytut przeznacza dochody na działalność naukową".
Kto tu zamieszka?
Faktem jest, że Spółdzielczy Instytut Naukowy posiada nieruchomości warte w sumie ponad 40 milionów złotych, między innymi kamienicę w Sopocie przy ul. Kościuszki 47.
Prowadzone od marca bieżącego roku prace budowlane w pomieszczeniach kamienicy są realizowane na podstawie pozwolenia na budowę obejmującego przebudowę i zmianę sposobu użytkowania budynku. Celem przebudowy dotychczasowego biura ma być prowadzenie działalności usługowej - wynajem pomieszczeń.
Czy to oznacza, że Spółdzielczy Instytut Naukowy zamierza teraz wynajmować lokale? Na to wygląda.
Ale spółka senatora ma jeszcze inne plany. W marcu tego roku, mniej więcej w tym samym czasie, w którym rozpoczęto prace budowlane, SIN wystąpił do Urzędu Miasta Sopotu o zmianę w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego. Grzegorz Bierecki zabiega o zmianę funkcji swojej kamienicy z "usługowej" na "zabudowę mieszkaniową".
Obecnie miasto wyłoniło wykonawców wstępnego projektu zmiany planu zagospodarowania przestrzennego w tym miejscu. Cała procedura, zanim nowy plan zacznie obowiązywać, może potrwać nawet półtora roku. Wówczas, jeśli uda się zmienić zapisy w miejscowym planie, spółka senatora PiS będzie dysponowała być może nawet kilkunastoma mieszkaniami w centrum Sopotu. Podkreślmy: nie lokalami na wynajem, a mieszkaniami, w których będzie można się zameldować i normalnie mieszkać.
Cały budynek, zakupiony w 2011 roku za 6,6 miliona złotych, liczy 850 metrów kwadratowych powierzchni (bez piwnicy). Aktualna cena za metr kwadratowy mieszkania w tej części Sopotu to 18-20 tysięcy złotych. Zatem szacunkowa, orientacyjna cena wszystkich nowych mieszkań w tej jednej kamienicy to około 15-17 milionów złotych.
Zapytałem Grzegorza Biereckiego, jakie są zamierzenia Spółdzielczego Instytutu Naukowego wobec budynku przy ul. Kościuszki 47 w Sopocie.
- Zgodne z projektem złożonym w Urzędzie Miejskim ma tam być budynek mieszkalny - odpowiedział.
- Jakie konkretnie są zamierzenia wobec tego budynku?
- Ten budynek jest przekształcany z biurowego do mieszkalny - potwierdził senator.
- Żeby te mieszkania potem sprzedać? - dopytywałem.
- Nie, te mieszkania będą na wynajem. Głównie dla studentów - zaprzeczył Grzegorz Bierecki.
Jednak taka zmiana (z biura na wynajem dla studentów) nie wymagałby sporządzania nowego miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, wystarczyłoby pozwolenie na przebudowę budynku i zmianę jego funkcji. Takie pozwolenie prezydent Sopotu wydał w grudniu 2021 roku. Wszak wynajem lokali studentom to także "usługi". A przecież Grzegorz Bierecki złożył do sopockiego magistratu wniosek o zmianę planu polegającą na wprowadzeniu w to miejsce funkcji mieszkaniowej.
- Więc twierdzi pan, że zamiarów, żeby tam była funkcja mieszkaniowa, nie ma?
- Są takie zamiary - przyznaje senator.
- Nie rozumiem - odpowiadam. - Raz mówi pan, że lokale mają wynajmować studenci, a teraz pan mówi, że mają tam być mieszkania. Pogubiłem się.
- Myślę, że to wynika z braku pańskiej wiedzy. Mówię panu, że budynek ma być przekształcony na cele mieszkaniowe zgodnie z planem złożonym w urzędzie miasta.
- Czy coś jeszcze chciałby pan wiedzieć na temat tej tajemniczej inwestycji? - dodaje senator.
I w ten sposób, ironizując, kończy rozmowę.
Fachowcy od nieruchomości
Grzegorz Bierecki w ostatnich wyborach uzyskał 71 167 głosów i po raz czwarty z rzędu uzyskał mandat senatora w swoim okręgu.
Jako współwłaściciel Spółdzielczego Instytutu Naukowego, a więc fachowiec od zarządzania nieruchomościami, w kampanii wyborczej zaangażował się w rozwiązanie problemu mieszkaniowego w swoim okręgu wyborczym. Chodzi o powołanie spółki Społecznych Inicjatyw Mieszkaniowych "SIM KZN Południowe Podlasie sp. z o.o.". Powstała w czerwcu tego roku. Podobnych spółek w całej Polsce jest już kilkadziesiąt.
Tę podlaską tworzy piętnaście gmin, na konto których wpłyną publiczne pieniądze z Rządowego Funduszu Rozwoju Mieszkalnictwa. Dołoży się Krajowy Zasób Nieruchomości (w sumie 45,5 miliona złotych), gminy przekażą tereny pod inwestycje i ruszy budowa mieszkań w Janowie Podlaskim, Konstantynowie, Piszczacu, Tucznej i Łomazach. Taki był plan przed wyborami, który aktywnie - uczestnicząc w publicznych spotkaniach - wspierał Grzegorz Bierecki.
Nie czynił tego bezinteresownie. Interes senatora w tym przedsięwzięciu ma charakter polityczny, bo spółka ma wyraźną polityczną (i rodzinną) obsadę kadrową. Jej siedziba mieści się w Białej Podlaskiej przy ul. Francuskiej 136. To adres biur parlamentarnych senatora Biereckiego, posłów Jacka Sasina (do niedawna, bo Sasin zmienił okręg wyborczy) i Dariusza Stefaniuka oraz europosłanki Beaty Mazurek. Pod tym adresem mieści się także jedno z biur kancelarii Jedliński, Bierecki i Wspólnicy, gdzie praktykę adwokacką prowadzi syn senatora.
Przewodniczącym rady nadzorczej SIM KZN "Południowe Podlasie" jest Dariusz Litwiniuk - wieloletni działacz PiS z Białej Podlaskiej, radny tego miasta. W radzie nadzorczej spółki zasiedli między innymi Dominik Bierecki - syn senatora, Renata Stefaniuk - żona posła PiS z Chełma oraz Kamil Paszkowski, który - jak podaje portal jawnylublin.pl - był szefem biura Beaty Mazurek, Jacka Sasina i samego Grzegorza Biereckiego.
Autorka/Autor: Tomasz Słomczyński
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Rafał Guz/PAP