Strażnica graniczna w Świadkach Iławieckich tuż przy granicy z rosyjskim Obwodem Kaliningradzkim kryje amerykańskie instalacje podsłuchowe – dowiedzieli się dziennikarze "Superwizjera TVN". Czy aparatura umieszczona w tajemniczej stodole mogła nagrywać rozmowy z pokładu Tu-154 10 kwietnia 2010 roku? Wszystko na to wskazuje, choć oficjalnego potwierdzenia nie ma.
System działa w Polsce przynajmniej od 17 lat i może być częścią sieci światowej inwigilacji. Czy jest zatem możliwe, że urządzenia ukryte w Świadkach nagrały ostatnią rozmowę telefoniczną prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego brata Jarosława, przeprowadzoną 10 kwietnia 2010 r. z pokładu rządowego Tu 154?
"Facet z Warszawy z walizką"
Budowę placówki straży granicznej w Świadkach Iławieckich okrywa głęboka tajemnica. Powstała w zaledwie kilka miesięcy w 1994 roku. Budowę rozpoczęła cywilna firma, ale dokończyło wojsko. Dziś próżno szukać śladów jednostki wojskowej, która zlecała prace. Jej dokumenty zniknęły.
Gdy reporterzy "Superwizjera" dotarli na miejsce, od razu usłyszeli od strażników: - Na pewno się od nas nie dowiecie, co tam jest.
Jeden, pragnący zachować anonimowość, zdradził jednak trochę szczegółów. - Tam jest hangar i stodoła, do której nikt nie ma dostępu. Nikt nie wie co tam jest. Przyjeżdża czasami "facet z Warszawy". Wchodzi i wychodzi z walizeczką - relacjonował.
Bez właściciela
Reporterzy TVN odnaleźli firmę, która budowała przygraniczną strażnicę. A w zasadzie zaczęła budować. - Wojsko kończyło budowę i stawiało samo trzeci budynek - powiedział jej przedstawiciel. Budynki są trzy, w tym jeden to tajemnicza stodoła. Obok stoi wieża obserwacyjna. Strażnica jest wyposażona w agregat prądotwórczy, studnię i lądowisko dla helikopterów.
Obiekt jest pilnie strzeżony przez strażników granicznych i ma oznaczenia terenu wojskowego. Ale Ministerstwo Obrony Narodowej na temat bazy nie udziela żadnych informacji. Podobnie jak Komenda Główna Straży Granicznej, MSWiA, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Agencja Wywiadu. Baza istnieje, ale nie wiadomo, kto jest za nią odpowiedzialny i kto z niej korzysta.
"Operacja Samum"
Informatorzy "Superwizjera" twierdzą, że placówka powstała w ramach tajnego porozumienia polsko-amerykańskiego, na podstawie którego umieszczono w Polsce elementy instalacji podsłuchowych. Wcześniej, latem 1990 roku, polski wywiad wywiózł z Iraku sześciu oficerów CIA, ratując ich przed śmiercią z rąk służb specjalnych Saddama Hussaina. Amerykanie uznali wówczas, że po latach zimnej wojny Polakom można już zaufać.
Tysiąc kilometrów
Jak twierdzą informatorzy "Superwizjera", zaufanie miało się przejawiać w instalacji systemu nasłuchowego SIGINT, czyli "Signal Intelligence". Nadzór nad nim ma NSA, amerykańska Agencja Bezpieczeństwa Narodowego, czyli wewnętrzny wywiad. Ta nie chciała odpowiedzieć, czy zawiaduje strażnicą i czy jest tam umieszczony system SIGINT.
Ten ma zasięg tysiąca kilometrów, czyli pokrywała nim lot Tu-154 do Smoleńska. Wszystko wskazuje na to, że nagrała rozmowy z Tupolewa, w tym rozmowę Lecha i Jarosława Kaczyńskich tuż przed katastrofą. Polska prosiła USA już dwukrotnie o udostępnienie rozmów. Na razie bez odpowiedzi.
Źródło: TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn