W niedzielę, gdy Wisła wlała się do warszawskiego Portu Praskiego, to miejsce przypominało wannę. Wirująca woda w tajemniczy sposób znikała. Po długich godzinach główkowania ludzie z ratusza znaleźli odpowiedź na nurtującą ich zagadkę.
- To wyglądało jak dziura w ziemi. Sam nie wiedziałem, o co chodzi. Woda lała się i lała. A końca nie widać - opisują niedzielne zjawisko w w stołecznym Porcie Praskim strażacy, którzy brali udział w akcji ratowania przed wielką wodą.
Woda, która przedarła się do portu, w tajemniczy sposób znikała. Spływała gdzieś, choć nikt nie potrafił powiedzieć, gdzie. Po kilkugodzinnym przekopywaniu archiwów okazało się, że za tajemnicze znikanie wody odpowiedzialny jest zapomniany, pochodzący z lat 70., kanał o długości siedmiu kilometrów.
- Zdarza się, że natrafiamy na jakąś infrastrukturę, która nie była na żadnych planach inwentaryzowana. Ta była, choć potrzebowaliśmy trochę czasu na jej zidentyfikowanie - mówi Bartosz Milcarczyk z Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji.
Tajemnicze 7 km
Okazało się więc, że woda z przelewających się wałów przy Porcie Praskim wpadała i wciąż wpada, ale już oficjalnie, wprost do oddalonego o siedem kilometrów Kanału Żerańskiego.
Lista podziemnych warszawskich zagadek jest długa. Np. pod dworcem Wileńskim znajduje się sieć tuneli, a pod Ogrodem Saskim są puste przestrzenie.
Jak pomóc powodzianom: www.tvn24.pl/pomoc
Źródło: "Fakty" TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty