Koniec z szaleńczymi wyścigami samochodowymi po ulicach Łodzi. Łódzcy kierowcy liczą, że jako pierwszym w Polsce, uda się im zwalczyć plagę nocnych zawodów, w których uczestniczą młodzi, spragnieni emocji, kierowcy - zapowiada "Dziennik Łódzki".
- Jeśli nie można ich powstrzymać, dajmy im legalną alternatywę - mówi Lech Ryszewski, prezes Automobilklubu Łódzkiego. Już w czwartek kierowcy, którzy dotychczas bawili się do momentu, gdy nie nadjechała policja, będą ścigać się pod okiem funkcjonariuszy. Do końca lutego odbędą się jeszcze dwie podobne imprezy. Wszystkie z udziałem publiczności.
Pomysłodawcy przedstawią dokładny plan działania we wtorek popołudniu, ale już wiadomo, że część kosztów miałoby pokryć miasto. W zamian dotychczasowi "ulubieńcy" drogówki sami zobowiązali się przypilnować, aby nikt w ich środowisku nie zorganizował więcej nielegalnych wyścigów.
Nie ma jak "na legalu"
Do porozumienia przystąpiło pięć z ośmiu kół zrzeszających kierowców, wśród których bez problemu można znaleźć bohaterów zawodów na ul. Tylnej czy Papierniczej.
Według Automobilklubu, na razie trzy niezdecydowane koła będą przypatrywać się wyścigom "na legalu". Ryszewski wierzy, że sukces akcji szybko ściągnie wahających się fanów z marginesu prawa drogowego. Bo, zdaniem prezesa, nie ma innej alternatywy. Automobilklub apeluje też do policji, by ostrzej wzięła się za kierowców, stwarzających zagrożenie na ulicach miasta. -
- Dotychczas zawsze mogli bronić się argumentem, że nie mają gdzie próbować sił maszyn, które kochają. Teraz taka możliwość została stworzona. A lutowe zawody to dopiero początek - zapowiada Ryszewski.
Źródło: Dziennik Łódzki