Niewinny - usłyszał w poniedziałek w warszawskim sądzie Romuald Szeremietiew - b. wiceszef MON, oskarżony o dopuszczenie do tajemnic państwowych asystenta. Nie on, lecz ówczesny minister Bronisław Komorowski odpowiada za ochronę tajemnicy w resorcie obrony - orzekł sąd.
- Od początku wiedziałem jakie są fakty, że zarzut jest niesłuszny - mówił Szeremietiew po ogłoszeniu wyroku. Dodał, że "dziwi się, iż Komorowski jeszcze jest prezydentem". - Bo sam mówił, że odejdzie z życia politycznego, jeśli okażę się niewinny, bo to dla niego sprawa honorowa - wyjaśnił były zastępca Komorowskiego.
Jako wiceminister obrony nie odpowiadał za ochronę tajemnic. Miał prawo przypuszczać, że pracownicy kancelarii tajnej nie udostępnią niejawnych dokumentów osobie nieuprawnionej. sędzia Piotr Ermich
Szeremietiew został uniewinniony z prawie wszystkich postawionych mu zarzutów, oprócz spraw przetargu na centralę telefoniczną dla MON oraz zakupu samochodów osobowych (te dwa zarzuty się przedawniły).
Bez zeznań prezydenta
Do ostatniej chwili ważyła się sprawa przesłuchania prezydenta Bronisława Komorowskiego przed sądem. Prowadzący proces sędzia Piotr Ermich kilka miesięcy temu wystąpił do Kancelarii Prezydenta z pismem, w którym zwracał się o wskazanie możliwości i terminu przesłuchania głowy państwa w tej sprawie.
Farmus był w MON asystentem wiceministra Szeremietiewa, ale nie oznacza to, że Szeremietiew ma za to ponieść odpowiedzialność karną. Poniósł odpowiedzialność polityczną. sędzia
Sąd zamknął więc proces i udzielił głosu stronom. Prokuratura wnosiła o uznanie Szeremietiewa za winnego i karę grzywny. Obrona wskazywała, że to nie Szeremietiew, lecz sam minister - czyli Bronisław Komorowski, a wcześniej Janusz Onyszkiewicz, odpowiadali za ochronę tajemnic w MON, bo tak stanowi ustawa o ochronie informacji niejawnych.
Adwokat Szeremietiewa Bonifacy Bąk podkreślał ponadto, że aby skazać jego klienta za przekroczenie uprawnień lub niedopełnienie obowiązków, trzeba wykazać, że działał umyślnie wiedząc, iż Farmus nie ma aktualnego certyfikatu dostępu do tajemnic - a tak nie było.
Uniewinniony
Po godzinnej naradzie sąd uniewinnił Szeremietiewa. - Jako wiceminister obrony nie odpowiadał za ochronę tajemnic. Miał prawo przypuszczać, że pracownicy kancelarii tajnej nie udostępnią niejawnych dokumentów osobie nieuprawnionej - powiedział sędzia Piotr Ermich w uzasadnieniu wyroku. Podkreślił też, że nie ma dowodów, by Szeremietiew kiedykolwiek polecił wydać Farmusowi jakiekolwiek tajne dokumenty.
Zarazem sąd przyznał, że w tamtym okresie w MON "były pewne nieprawidłowości" w tworzeniu pionu ochrony informacji niejawnych i w tym, że Farmus - mimo braku certyfikatu - otrzymał dostęp do dokumentów. - Farmus był w MON asystentem wiceministra Szeremietiewa, ale nie oznacza to, że Szeremietiew ma za to ponieść odpowiedzialność karną. Poniósł odpowiedzialność polityczną - dodał sąd.
Afera sprzed 9 lat
W lipcu 2001 r. "Rzeczpospolita" napisała, że asystent Szeremietiewa Zbigniew Farmus żądał od firm zbrojeniowych łapówek w imieniu szefa, który miał także bezprawnie dopuścić go do tajnych materiałów. Pisano też, że Szeremietiew wydawał więcej niż zarabiał; kupił m.in. okazały dom pod Warszawą.
Szeremietiew - wówczas wiceminister obrony w rządzie Jerzego Buzka - zaprzeczył zarzutom. Po publikacji został zawieszony, a potem odwołany z MON na wniosek ówczesnego szefa resortu Bronisława Komorowskiego. W marcu tego roku Szeremietiew zarzucił Komorowskiemu, że zlecił on wtedy WSI jego inwigilację. Komorowski replikował, że to normalna rzecz, osłona kontrwywiadowcza dużych przetargów w armii.
W 2009 r. sąd skazał Szeremietiewa na karę grzywny za bezprawne dopuszczenie Farmusa do tajemnic państwowych, a konkretnie - o to, że Farmus zapoznał się w kancelarii tajnej MON z 4 pismami z MSZ i WSI, opatrzonymi klauzulą niejawności.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24