20 luksusowych land-roverów trafi do dowódców jednostek liniowych - zadecydował minister obrony narodowej. Dotychczas stały one w garażach Garnizonu Warszawa, bo wojsko, jak tłumaczyło, kupiło je do zabezpieczenia polskiej prezydencji - informuje "Rzeczpospolita".
Terenowe limuzyny zamówił wiosną tego roku Inspektorat Wsparcia Sił Zbrojnych. Każdy z 20 land-roverów discovery z bogatym wyposażeniem i skórzaną tapicerką kosztował ponad 250 tys. zł.
Wojskowi tłumaczyli, że auta będą potrzebne do zabezpieczania zagranicznych wizyt podczas polskiej prezydencji w Unii Europejskiej (objęliśmy ją 1 lipca). Ale jak się okazało zajmuje się tym przede wszystkim BOR.
Samochody dla urzędników
Kilka tygodni po zakupie auta trafiły do najwyższych dowódców i urzędników (m.in. dowódców Wojsk Lądowych, Marynarki Wojennej, Sił Powietrznych i Żandarmerii Wojskowej). Jednak po nagłośnieniu sprawy ówczesny szef MON Bogdan Klich zadecydował, że wszystkie auta trafią do Garnizonu Warszawa.
Teraz jego następca, Tomasz Siemoniak, podjął decyzję, że skoro terenowe limuzyny już kupiono, to trafią one do żołnierzy. Zamiast służyć generałom i urzędnikom trafią one do dowódców liniowych. Kilka dni temu auta zostały wysłane m.in. do Żagania, Krakowa, Gdyni i Tomaszowa Mazowieckiego.
Ekspert wojskowy Janusz Walczak komentuje w "Rz", że decyzja Siemonika pokazała jak naciągane były tłumaczenia armii uzasadniające zakupy.
Źródło: "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: mat. producenta