To jest na pewno optymistyczna wiadomość, ale optymizm jest troszeczkę umiarkowany. Znam historię szczepionek, która jest dość kręta. Czasami obietnice zawodzą - powiedziała w TVN24 wirusolog, profesor Krystyna Bieńkowska-Szewczyk, kierownik Zakładu Biologii Molekularnej Wirusów Międzyuczelnianego Wydziału Biotechnologii Uniwersytetu Gdańskiego i Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. Odniosła się do informacji o wynikach badań nad szczepionką na koronawirusa koncernu Pfizer.
Amerykański koncern farmaceutyczny Pfizer poinformował w poniedziałek, że rozwijany przez niego projekt szczepionki przeciwko COVID-19 ma ponad 90 proc. skuteczności. Firma ogłosiła, że w 2021 roku może wyprodukować do 1,3 miliarda dawek substancji. Projekt szczepionki jest rozwijany we współpracy z niemiecką firmą biotechnologiczną BioNTech SE. Premier Morawiecki przekazał na poniedziałkowej konferencji, że Polska chce mieć co najmniej 20 milionów szczepionek na koronawirusa i pewnie nastąpi to wiosną przyszłego roku.
"Optymizm jest troszeczkę umiarkowany"
Wirusolog profesor Krystyna Bieńkowska-Szewczyk, kierownik Zakładu Biologii Molekularnej Wirusów Międzyuczelnianego Wydziału Biotechnologii Uniwersytetu Gdańskiego i Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, powiedziała w TVN24, że" to jest na pewno optymistyczna wiadomość, ale optymizm jest troszeczkę umiarkowany".
Podkreśliła, że pracowała od lat z wieloma wirusami i zna historię szczepionek, która jest "dość kręta". Dodała, że "czasami obietnice zawodzą".
- Tutaj jest to bardzo obiecujące, ale tak jak mówię, to jest wciąż jeszcze nie szczepionka. To jest zapowiedź szczepionki. Bardzo daleko posunięta, bo ta zapowiedź jest z dużej firmy po wykonaniu badan klinicznych trzeciej fazy na bardzo dużej grupie osób, ale w dalszym ciągu te wyniki są wciąż wstępne – zaznaczyła. - To jest konferencja prasowa, a nie raport szczegółowy z wyników tych badań – dodała.
Powiedziała, że "to, co na pewno firma sprawdziła, to jest bezpieczeństwo, że szczepionka nie daje, przynajmniej doraźnie, żadnych skutków ubocznych i sprawdziła, że wśród czterdziestu kilku tysięcy osób, które otrzymały szczepionkę, połowa z nich szczepionkę, połowa placebo, a więc coś, co imituje szczepionkę, ogromna większość odpowiedziała, wyprodukowała w swoich organizmach narzędzia obronne". - Czy te narzędzia będą skuteczne, to sprawdzono od miesiąca czy dwóch - mówiła profesor i dodała, że fakt, iż chorobę COVID-19 rozwinęły głównie osoby z grupy placebo, która nie dostała prawdziwej szczepionki, jest "bardzo zachęcający".
Oceniła, że" nasz premier jest trochę dużym optymistą", że nagle w ciągu trzech miesięcy dostaniemy ponad 20 milionów szczepionek.
- Ta szczepionka może być produkowana ze względu na jej naturę rzeczywiście w bardzo dużych ilościach i bardzo szybko, ale byłabym ostrożna z wyrokiem, że jest to absolutne panaceum na tę chorobę – oceniła.
"Cały czas będziemy mówili o kandydacie na szczepionkę"
Dr hab. nauk medycznych Tomasz Dzieciątkowski, wirusolog z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, powiedział, że "jest ostrożny w udzielaniu odpowiedzi do momentu, dopóki szczepionka nie będzie miała formalnej rejestracji i nie ukaże się jej dopuszczenie na rynek". - Cały czas będziemy mówili o kandydacie na szczepionkę – dodał.
Podkreślił, że "procedura rejestracyjna, nawet w warunkach skrócenia podczas pandemii, to jest w granicach czterech do sześciu tygodni".
- Nawet zakładając, że firma Pfizer teraz kończy już trzecią fazę badań klinicznych, to rejestracja to akurat w tym momencie listopad- grudzień. Może będzie w styczniu, może będzie później – dodał.
Wirusolog zaznaczył również, że w pierwszej kolejności na szczepionkę amerykańską będzie czekał rynek amerykański. – W związku z tym myśmy byli przede wszystkim beneficjentami preparatu badanego przez firmę AstraZeneca – dodał.
- Ja bym raczej wierzył, że kandydaci na szczepionki mają bardzo duże szanse i będą dostępni prawdopodobnie w pierwszym kwartale przyszłego roku – powiedział Dzieciątkowski.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock