W strefie objętej stanem wyjątkowym nie mogą pracować media. Wiceminister obrony narodowej Marcin Ociepa powiedział w piątek w Sejmie, że "jest za tym, żeby elastycznie podchodzić do kwestii obecności dziennikarzy". Zaznaczył jednak, że "nie on o tym decyduje". Posłowie i posłanki Lewicy proponują natomiast, aby spod działania rozporządzenia o stanie wyjątkowym wyłączyć dzieci i rodziny.
W czwartek Sejm zgodził się na przedłużenie o 60 dni stanu wyjątkowego, który obowiązuje w części województwa podlaskiego oraz lubelskiego. Ostatecznie za tym rozwiązaniem głosowało 237 posłów, 179 było przeciw, zaś 31 wstrzymało się od głosu. Głosowanie poprzedzone było gorącą dyskusją.
Marcin Ociepa o braku dostępu dla dziennikarzy do obszaru objętego stanem wyjątkowym
Na obszarze objętym stanem wyjątkowym nie mogą między innymi pracować media. Wszystkie informacje pochodzące z tego rejonu są przekazywane opinii publicznej przez czynniki oficjalne.
Wiceminister obrony narodowej Marcin Ociepa (klub Prawa i Sprawiedliwości) pytany w piątek w Sejmie, dlaczego rządzący nie dopuszczają mediów do strefy objętej stanem wyjątkowym, powiedział, że "jest za tym, żeby elastycznie podchodzić do kwestii obecności dziennikarzy". – Tam, gdzie to jest rzeczywiście niebezpieczne, gdzie pojawiają się strzały, to w imię odpowiedzialności za państwa życie i zdrowie, ale i także naszych funkcjonariuszy, bo część dziennikarzy niestety utrudniała pracę naszym funkcjonariuszom, należy utrzymać ten zakaz – dodał.
Na uwagę, że wystarczy wprowadzić akredytacje, odparł, że "jest zwolennikiem tego elastycznego podejścia, ale nie on o tym decyduje".
- Według mnie jedyną możliwością jest to, że rząd dopuści dziennikarzy polskich wszystkich mediów, można zrobić akredytacje, do miejsca objętego strefą stanu wyjątkowego. Ja tylko widzę w ten sposób skuteczną narrację – powiedział Marek Biernacki z Koalicji Obywatelskiej.
- Uważam, że jedynie wtedy skuteczna byłaby polityka państwa polskiego w stosunku do działań (Alaksandra-red.) Łukaszenki. Właśnie to - wpuszczenie dziennikarzy polskich – dodał.
Propozycja Lewicy o wyłączeniu dzieci i rodzin spod rozporządzenia
W poniedziałek przed placówką Straży Granicznej w Michałowie na Podlasiu przebywało ponad 20 migrantów, w tym kobiety oraz ośmioro dzieci. W środę rzeczniczka prasowa Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej Katarzyna Zdanowicz przekazała, że wobec migrantów "zastosowano procedurę zgodnie z rozporządzeniem". Na pytanie, czy to oznacza, że zostali wywiezieni z powrotem na granicę, Zdanowicz odparła: - Tak, zostali doprowadzeni do linii granicy i teraz znajdują się na Białorusi.
Lewica zaproponowała, aby spod działania rozporządzenia o stanie wyjątkowym wyłączyć dzieci i rodziny. Na konferencji prasowej posłanki stwierdziły, że można to uczynić "jednym podpisem".
- Chcemy dzisiaj poprosić pana ministra i zaapelować do niego, żeby miał odwagę stanąć przed Polkami, Polakami, matkami, ojcami, rodzinami i powiedzieć, czy polskie państwo nadal będzie wywoziło dzieci na mróz, pod drut kolczastym, na tułaczkę po lesie, czy też zrobi ten gest, wykona ten jeden podpis, wyda tą jedną decyzję dotyczącą uchylenia rozporządzenia lub wyłączenia dzieci i ich rodzin spod jego działania i uratuje życie kolejnych małych, szukających ochrony dzieci - mówiła posłanka Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. - Dziś wybór należy do pana ministra, a my jako kobiety, jako posłanki gorąco apelujemy, żeby nie zabrakło mu do tej decyzji odwagi - dodała.
Scheuring-Wielgus: apelujemy do sumień posłanek Prawa i Sprawiedliwości
Posłanka Joanna Scheuring-Wielgus zwróciła uwagę, że w czwartek Lewica miała "30 sekund" w Sejmie, aby wyrazić swoje zdanie na ten temat. - Ja jestem mamą trójki dzieci i myślę, że nie jestem jedyną matką, nie jestem jedynym rodzicem, który siedział i siedzi tam na sali plenarnej - mówiła. - Patrząc na prawą stronę, Prawa i Sprawiedliwości, na osoby, które bardzo często mają usta pełne frazesów, mówiące o chrześcijaństwie, o rodzinie jako o najważniejszej komórce, te osoby zachowują się dla mnie w sposób dziwny i niezrozumiały - oceniła.
- Te dzieci, które pojawiają się na polsko-białoruskiej granicy, niczym nie różnią się od naszych dzieci. Te dzieci powinny iść teraz rano do szkoły, powinny dostać od nas, od rodziców, kanapki, powinny spotykać się ze swoimi rówieśnikami i powinny cieszyć się z tego, że mogą porozmawiać z kolegą i z koleżanką, ale tak się nie dzieje - mówiła posłanka.
- Dlatego jako posłanki Lewicy, jako posłowie Lewicy, apelujemy do sumień posłanek Prawa i Sprawiedliwości: drogie panie, jesteście matkami, jesteście babciami i apelujemy do was - pomyślcie, co by się stało, gdyby te dzieci były wasze - zaapelowała.
Biejat: to sytuacja, którą da się rozwiązać normalnymi środkami
Posłanka Magda Biejat przypomniała, że "mamy sytuację kuriozalną, w której zgodnie z prawem i z wszystkimi procedurami aresztuje się, przenosi do zamkniętego ośrodka, trzyma w cieple i podaje ciepłe posiłki, przestępców, a dzieci z ich rodzinami wsadza do autobusu i wywozi do lasu".
- Pan minister Mariusz Kamiński wczoraj imputował nam i całej opinii publicznej, że nie rozumiemy zagrożenia na polskiej granicy. My je rozumiemy aż za dobrze. Rozumiemy aż za dobrze, co tam się dzieje i jasne jest dla nas, że nie ma żadnego wytłumaczenia dla stanu wyjątkowego, dla niedopuszczenia dziennikarzy, dla push-backów - mówiła.
Zdaniem Biejat "sytuacja na polskiej granicy to sytuacja, którą da się rozwiązać normalnymi środkami, normalnymi procedurami, zgodnie z polskim prawem, zgodnie z polskimi procedurami". - Osoby, które trafiają nielegalnie do Polski, należy zaaresztować, należy zatrzymać, należy przewieźć do ośrodka, sprawdzić, kim są i postąpić po prostu zgodnie z prawem. To nie jest tylko kwestia humanitarnego podejścia. To nie jest tylko, choć również w dużej mierze, kwestia podstawowych ludzkich wartości i zasad moralnych, ale jest to też kwestia bezpieczeństwa i dbania o wizerunek Polski - stwierdziła.
Dodała, że dzięki takiej procedurze "ci, którzy mogą stanowić zagrożenie, mogą być sprawdzeni przez służby i zatrzymani", a "ci, którzy potrzebują ochrony, mogą tę ochronę uzyskać". - A Łukaszenka z Putinem nie będą mieli obrazków, które dzisiaj tak ich cieszą, w których polski pogranicznik stoi z karabinem nad przedszkolakiem - podkreśliła Biejat.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24