Od dziewięciu miesięcy resort finansów nie jest w stanie rozstrzygnąć, czy Fundusz Sprawiedliwości, który jest w gestii ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, miał prawo przekazać CBA 25 milionów złotych przeznaczone na zakup nowoczesnego systemu do inwigilacji - dowiedział się tvn24.pl.
Fakt, że Centralne Biuro Antykorupcyjne dostało pieniądze z tego funduszu i przeznaczyło go na zakup najnowocześniejszego systemu inwigilacji telefonów i komputerów, ujawniliśmy na łamach tvn24.pl niemal dokładnie rok temu.
Teraz reporterzy programu "Czarno na białym" domniemają, że kupiony przez służbę antykorupcyjną system to prawdopodobnie izraelski Pegasus. - System ten stworzono po to, by zapobiegać zamachom terrorystycznym, porwaniom, handlowi ludźmi czy przemytowi narkotyków - wyjaśniali dziennikarze "Czarno na białym".
Zamiast na ofiary
Sprawę zakupu systemu już przed rokiem prześwietlali inspektorzy Najwyższej Izby Kontroli. Wzięli pod lupę przekazanie 25 milionów złotych, bo była to największa kwota, jaka wypłynęła z Funduszu Sprawiedliwości utworzonego po to, by pomagać ofiarom przestępstw.
- Na ten fundusz wpływają kary i nawiązki zasądzane przez sądy od sprawców przestępstw. Momentami zgromadzona kwota sięgała prawie 300 milionów złotych - przyznają nasi rozmówcy proszący o zachowanie anonimowości. - Po przejęciu władzy PiS zmienił prawo tak, by pieniądze mogły trafiać również do instytucji publicznych - dodają.
Beneficjentem tych środków stało się właśnie Centralne Biuro Antykorupcyjne. Reporter tvn24.pl widział w aktach kontroli NIK - do których uzyskał legalny dostęp - że pieniądze posłużyły na zakup "środków techniki specjalnej służących do wykrywania i zapobiegania przestępczości".
Inspektorzy NIK dotarli do rachunku na kwotę 33,4 miliona złotych, którą CBA zapłaciło warszawskiej firmie informatycznej za dostawę systemu, szkolenia i testy. Z tego 25 milionów złotych miało pochodzić właśnie z Funduszu Sprawiedliwości.
Złamanie prawa?
W ocenie byłego szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego Pawła Wojtunika to, że służba przyjęła pieniądze od ministra sprawiedliwości, stanowiło ewidentne złamanie prawa.
- CBA może wyłącznie korzystać z dotacji budżetowej. Mówi o tym wprost ustawa o służbie antykorupcyjnej. Całość może sprawiać wrażenie, jakby CBA miało w zamian za te 25 milionów nie sprawdzać, w jaki sposób minister Zbigniew Ziobro wydaje pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości - komentuje.
Również w ocenie Najwyższej Izby Kontroli takie finansowanie łamie prawo. Dlatego prezes NIK złożył zawiadomienie o złamaniu dyscypliny finansów publicznych jeszcze jesienią ubiegłego roku. Sprawdziliśmy, co się dzieje z tym doniesieniem.
Okazało się, że rzecznik finansów publicznych Ministerstwa Sprawiedliwości nie dopatrzył się złamania prawa przez swojego szefa i odrzucił doniesienie NIK.
W tej sytuacji prezes Izby złożył odwołanie od tej decyzji do głównego rzecznika dyscypliny finansów publicznych, czyli do specjalnej komisji w Ministerstwie Finansów. - Zażalenie NIK wpłynęło 5 grudnia 2018 roku. Nie zostało jeszcze rozpatrzone, ale sprawa nie jest zagrożona przedawnieniem - wynika z oficjalnych odpowiedzi, które otrzymaliśmy z biura prasowego resortu finansów.
"Sprawa ma wagę polityczną"
Nieoficjalnie jeden z urzędników resortu tłumaczy: - Sprawa ma wagę polityczną, jasne. Ale mamy problemy z jej rozpatrzeniem, gdyż dotyczy tajemnic chronionych ustawą. To chyba pierwszy taki przypadek. Wszystko musi się odbywać w kancelarii tajnej, z pracownikami upoważnionymi do dostępu do tajemnic, a takich jest niewielu - mówi, prosząc o zachowanie anonimowości.
- Dopiero po otrzymaniu oficjalnej decyzji głównego rzecznika finansów publicznych zdecydujemy, co dalej zrobić ze sprawą, czyli, czy na przykład skierować zawiadomienie do prokuratury - usłyszeliśmy w Najwyższej Izbie Kontroli.
Autor: Robert Zieliński (r.zielinski@tvn.pl) / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24