Mam tylko trzy pytania do pana Jarosława Kaczyńskiego. Na wszystkie te trzy pytania powinien odpowiedzieć natychmiast - mówił premier Donald Tusk, komentując pismo w sprawie Funduszu Sprawiedliwości, które prezes PiS skierował w 2019 roku do ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. - Ludzie PiS-u się skarżyli, a Jarosław Kaczyński na wszystko przymknął oko - ocenił Tomasz Trela (Lewica). Sebastian Kaleta z Suwerennej Polski mówi z kolei, że list "nie był niczym nadzwyczajnym".
Jarosław Kaczyński w 2019 roku napisał list do Zbigniewa Ziobry, w którym zwrócił się o "natychmiastowe zakazanie kandydatom Solidarnej Polski korzystania z Funduszu Sprawiedliwości w trakcie kampanii wyborczej" - podała "Gazeta Wyborcza", przytaczając treść listu. Ostrzegał, że przypadki nieprawidłowości "mogą przynieść fatalne skutki z punktu widzenia przebiegu kampanii".
Czytaj też: List Kaczyńskiego, funkcjonowanie Funduszu Sprawiedliwości. Dworczyk: ja takiej wiedzy nie miałem
Tusk: panie Jarosławie, powinien pan na te pytania odpowiedzieć opinii publicznej
O list prezesa PiS do byłego ministra sprawiedliwości, prokuratora generalnego był pytany premier Donald Tusk. - Mam tylko trzy pytania do pana Jarosława Kaczyńskiego. Na wszystkie te trzy pytania pan Jarosław Kaczyński powinien odpowiedzieć natychmiast. Nie dlatego, że ja zadaję te pytania, tylko dlatego, że jest to winien opinii publicznej, także swoim wyborcom - powiedział premier.
- Pierwsze pytanie jest oczywiste: czy to jest prawdziwy list? Czy pan Jarosław Kaczyński rzeczywiście wystosował list, w którym przestrzega przed wykorzystywaniem nielegalnym środków z Funduszu Sprawiedliwości na rzecz kampanii wyborczej polityków Zjednoczonej Prawicy? - pytał Tusk.
- Po drugie - czy Jarosław Kaczyński w związku z tym, co napisał w tym liście, rzeczywiście wiedział o skali tego zjawiska wykorzystywania nielegalnego środków publicznych, które miały służyć ofiarom przestępstw i wypadków? Czy miał wiedzę nielegalnego wykorzystywania (środków - red.) na rzecz kampanii wyborczej swojego obozu politycznego? Czy rzeczywiście miał taką wiedzę, na co wskazują słowa tego listu? - kontynuował szef rządu.
- I trzecie, najważniejsze pytanie. Jeśli miał wiedzę, jeśli tą wiedzą dzielił się w tym liście ze swoimi partnerami politycznymi, to czy zawiadomił i kiedy zawiadomił prokuraturę o tym, że dzieją się takie rzeczy? Mówię o nielegalnej działalności, o nielegalnym wykorzystywaniu środków publicznych - powiedział.
Tusk dodał też, że "każdy funkcjonariusz publiczny, w tym poseł Jarosław Kaczyński (...) jest zobowiązany prawnie do natychmiastowego powiadomienia prokuratury o możliwości popełniania przestępstwa, jeśli jest świadkiem lub posiada wiedzę, że takie przestępstwo ma miejsce". - Jeśli ktoś ma taką wiedzę, jest funkcjonariuszem publicznym i nie zwraca się z tą wiedzą do prokuratury, sam popełnia przestępstwo. Panie Jarosławie, powinien pan na te pytania odpowiedzieć przede wszystkim opinii publicznej, zanim będzie pan na te pytania odpowiadał przed organami ścigania - dodał premier.
Kaleta: wyjaśnienia zostały przyjęte przez Prawo i Sprawiedliwość
Do tej sprawy odnieśli się także politycy Suwerennej Polski. - Kiedy rządziliśmy, podnoszone były różne rewelacje, spekulacje, co się rzekomo gdzie nie dzieje. Często zdarzało się, że pan prezes Jarosław Kaczyński prosił po prostu o wyjaśniania, o co chodzi w sprawie - mówił Sebastian Kaleta.
- Wówczas byliśmy fałszywie atakowani, że te pieniądze nie służą celom Funduszu Sprawiedliwości, a innym. Mówimy to od miesięcy - pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości trafiały do strażaków, trafiały do szpitali, trafiały na tworzenie ośrodków pomocy pokrzywdzonym. Te wszystkie sensacje, które były opublikowane również wtedy, kompletnie nie miały związku z rzeczywistością. To były fałsze. I taką informację uzyskało również kierownictwo Prawa i Sprawiedliwości w tej sprawie - dodał Kaleta.
Mówił także, że "ten list nie był niczym nadzwyczajnym". - Takie są również procedury wyjaśnienia spraw medialnych w naszej koalicji. I tak jak państwo widzicie, minęło pięć lat i wyjaśnienia w tym zakresie zostały przyjęte przez Prawo i Sprawiedliwość. Cała ta wieloletnia mistyfikacja wokół Funduszu Sprawiedliwości - operacja służb, prokuratury, wniosek o uchylenie immunitetu ministra Wosia w zeszłym tygodniu, to wszystko jest oparte na wyssanych z palca spekulacjach - mówił.
Czytaj także: Czuchnowski: Kaczyński i Ziobro wiedzieli, na co idą pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości
Tłumaczył, że "w czasie sprawowania rządów tłumaczyliśmy się naszym partnerom politycznym, odnosiliśmy się do publikacji, które na ten temat się pojawiały. To była normalna procedura". Zwrócił się do dziennikarzy: - Również, jak dzisiaj coś państwo opublikujecie, to często zdarza się, że nasi przyjaciele z Prawa i Sprawiedliwości czy również my ich, kiedy sprawa dotyczy ich środowiska, pytamy, o co chodzi, czy to jest prawda, czy to jest nieprawda. I w tym przypadku była to nieprawda - powiedział.
Kaleta mówił też, że opublikowany list ma także "drugi wymiar". - ABW przeszukuje dom posła, a potem to, co się w nim znalazło, czytamy w "Gazecie Wyborczej". Jasno widać, że to jest celowa operacja służb, które prowadzą to śledztwo w taki sposób, naruszając przepisy, ujawniając materiały ze śledztwa, żeby stworzyć atmosferę sensacji - twierdzi poseł Suwerennej Polski.
Mariusz Gosek, inny poseł Suwerennej Polski, powiedział, że "przestępcami są ci, którzy ujawnili treść tego listu". - Jeżeli on zalega w aktach sprawy, to jest on objęty tajemnicą śledztwa. Pan prezes zwracał się do ministrów po to, żeby składali wyjaśnienia w sprawie różnych informacji. Tutaj nie ma nic naprawdę nadzwyczajnego - mówił.
- Rozumiem, że te informacje zostały zdementowane konkretnymi wyjaśnieniami pana ministra Ziobry. Cały czas kręcimy się wokół takiego stwierdzenia, że zaoferowanie wsparcia jakiejś Ochotniczej Straży Pożarnej w postaci dofinansowania zakupu samochodu bojowego przez posła było uprawnianiem przez niego kampanii wyborczej - powiedział Zbigniew Kuźmiuk (PiS).
Trela: wychodzi szydło z worka
Inne zdanie na ten temat ma Tomasz Trela (Lewica). - Jarosław Kaczyński to taki pospolity kłamca, który w piątek utyskiwał, mówiąc, że (Michała) Wosia tutaj chcecie ukarać za Fundusz Sprawiedliwości, a dzisiaj wychodzi tak naprawdę szydło z worka. Pięć lat temu wiedział - nie pochwalał, nie cieszył się, ale jak już wygrali wybory, to Ziobro dalej był prokuratorem generalnym, dysponentem Funduszu Sprawiedliwości - mówił.
- Mam nadzieję i chciałbym, żeby prokuratura potraktowała to bardzo serio, jeżeli chodzi o Fundusz Sprawiedliwości i żeby Państwowa Komisja Wyborcza potraktowała to bardzo serio, odbierając subwencje PiS-owi. Dlatego że z pieniędzy publicznych nie można finansować partii politycznej. A Jarosław Kaczyński powinien za to ponieść odpowiedzialność, dlatego że on naprawdę o wszystkim wiedział. Bez zgody Kaczyńskiego nic się nie działo, tylko on jest po prostu takim kłamcą, który stoi na czele mafijnej grupy przestępczej - dodał Trela.
- Okazuje się, że ludzie PiS-u się skarżyli, a Jarosław Kaczyński na wszystko przymknął oko. Jak tylko wygrał wybory, to 20 parlamentarzystów było ważniejszych niż państwo, instytucje państwa i pieniądze publiczne, bo taki jest Kaczyński - władza i partia ponad wszystko. (...) Chciałbym, żeby prokuratura zrobiła użytek z tego listu, chciałbym, żeby Państwowa Komisja Wyborcza zrobiła użytek z tego listu - powiedział.
Bosacki: są dwa skandale
Marcin Bosacki z Koalicji Obywatelskiej uważa, że "są dwa kluczowe skandale". - Po pierwsze - nic z tym nie zrobiono przez kolejne cztery lata i w kolejnych wyborach 2023 roku. Z tego, co wiemy, Fundusz Sprawiedliwości był używany jako prywatna skarbonka przez polityków Solidarnej Polski ponownie i to na większą skalę - powiedział.
- Zwrócę też uwagę na argumentację w tym liście Kaczyńskiego do Ziobry z 2019 roku. Tam nie ma nic o łamaniu prawa, o marnowaniu czy prywatyzacji pieniędzy publicznych. Tam jest tylko troska, żeby PiS-owi nie odebrano dotacji, jeśli Państwowa Komisja Wyborcza zobaczy, jakie tam w Funduszu Sprawiedliwości są przewały. To jest taki stopień cynizmu, nad którym można tylko ubolewać i dziękować wyborcom, że to zakończyli 15 października 2023 roku - dodał Bosacki.
Michał Szczerba (KO) powiedział z kolei, że list udowadnia, że "Kaczyński o wszystkim wiedział". - Wiedział, że używają funduszu jak dodatkowego źródła finansowania swojej kampanii wyborczej, ale jemu nie chodziło o złodziejstwo. Jemu chodziło o to, żeby ludzie Ziobry nie mieli przeważającej pozycji wobec innych kandydatów, których zgłosiła Nowogrodzka - mówił Szczerba.
Bocheński: ten list jest raczej dowodem na prawomyślność prezesa Kaczyńskiego
Tobiasz Bocheński (PiS) powiedział, że należy sprawdzić, czy "list jest prawdziwy i doniesienia 'Gazety Wyborczej' są zgodne z rzeczywistością". - Nie wiemy, czy jest to list autentyczny i czy jego treść jest potwierdzona przez premiera Jarosława Kaczyńskiego. Po drugie, nie ma w tym żadnej kontrowersji, dlatego, że nikt w Prawie i Sprawiedliwości, ani w Zjednoczonej Prawicy, ani w rzędzie premiera Mateusza Morawieckiego, nigdy nie twierdził, że należy wykorzystywać środki publiczne na cele kampanii wyborczych - powiedział.
- Pan premier Kaczyński, z tego, co wiem, nie wskazuje na to, że było jakieś łamanie prawa, tylko wskazuje, jakie zasady powinny kierować polskim życiem publicznym i chyba wszyscy się co do tego zgadzamy. (...) Jarosław Kaczyński nie stwierdził, że pan Ziobro łamie prawo czy nagina prawo, jedynie wypowiedział się w sprawie zasad - dodał Bocheński.
- Ten list jest raczej dowodem na praworządność i prawomyślność prezesa Jarosława Kaczyńskiego, a nie na jego oskarżanie - uważa poseł PiS.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Radek Pietruszka