Dramatyczna sytuacja w suwalskiej stacji dializ. Od ponad tygodnia protestujący lekarze nie przychodzą do pracy. Pacjentów przyjmuje ordynator i jej ciężarna asystentka. Podobna sytuacja panuje na oddziale neurologii - tam przyjmuje dwóch lekarzy: ordynator i lekarz pracujący na pół etatu.
Stacja dializ w Suwałkach przynajmniej trzy razy w tygodniu przyjmuje około 90 pacjentów. Według procedur na 15 dializowanych powinien przypadać jeden lekarz. Do tej pory na suwalskim oddziale dializ pracowało sześciu specjalistów. Jednak od pewnego czasu pacjentami zajmuje się tylko ordynatorka i jej asystentka. Kobiety podkreślają, że są fizycznie wyczerpane. Reszta lekarzy nie przyjęła propozycji płacowych dyrekcji.
- Chorym grozi śmierć - ostrzega dr Justyna Matulewicz-Gilewicz, ordynator stacji dializ. - Nie możemy ich umieścić w innych placówkach, bo już kiedyś była taka sytuacja i znalazłam miejsce jedynie dla 14 osób - dodaje. Najbliższymi placówkami, do których mogliby trafić chorzy są stacje w oddalonym o 70 km Ełku i o 120 km Białymstoku.
O swoje życie obawiają się również pacjenci. - Dla nas to oznacza śmierć, bo nie ma szans żeby pojechać na dodatkowe dializy. Jeśli ten oddział zginie, to my zginiemy razem z nim - denerwuje się jeden z dializowanych.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24