Niedopełnienie obowiązków zarzuca poseł PiS Tomasz Kaczmarek kierownictwu Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie. Poseł złożył w tej sprawie doniesienie do prokuratury, która prowadzi w tej sprawie śledztwo. Wszystko w związku ze śmiercią dwóch osób w Sanoku - Andrzeja B. i jego przyjaciółki. - Przede wszystkim nie było ośrodka decyzyjnego - tłumaczy w rozmowie z tvn24.pl Kaczmarek.
Andrzej B. 10 stycznia otworzył z okna mieszkania w Sanoku ogień do policjantów, którzy przyjechali, by go zatrzymać w sprawie śmierci 29-letniego Krystiana L. Andrzej B. ostrzelał policyjny samochód, a potem zabarykadował się w mieszkaniu ze swoją 17-letnią przyjaciółką.
Z bloku ewakuowano mieszkańców i zamknięto okoliczne ulice. Na miejsce zostali wezwani antyterroryści oraz policyjni negocjatorzy. Przez wiele godzin policjanci próbowali nawiązać kontakt z mężczyzną i kobietą. Oboje nie reagowali na apele policji. W nocy policjanci zdecydowali się na wejście do mieszkania. W środku znaleźli ciała mężczyzny i kobiety. Według dotychczasowych ustaleń Andrzej B. oddał śmiertelny strzał do swej znajomej, potem popełnił samobójstwo strzelając sobie w skroń.
Poseł donosi
Poseł Kaczmarek złożył doniesienie około miesiąc temu. O sprawie napisała "Gazeta Wyborcza". Kaczmarek ma zostać przesłuchany 29 kwietnia. Były agent CBA tak argumentuje swoją decyzję. - Takie wydziały jak wydział techniki operacyjnej, jednostka antyterrorystyczna i wydział kryminalny to jednostki, które bezpośrednio podlegają komendantowi wojewódzkiemu. To on powinien wydawać decyzje w związku z użyciem funkcjonariuszy i wykorzystaniem ich w sprawie strzelaniny w Sanoku. Gdyby był na miejscu i podjął racjonalne, szybkie decyzje, to nie trzeba by ściągać funkcjonariuszy Biura Operaci Antyterrorystycznych z Warszawy. Gdyby od samego początku decyzje były kompetentne, można było uniknąć całej tragedii - przekonuje poseł w rozmowie z tvn24.pl.
I jako główny grzech szefów policji wymienia brak "ośrodka decyzyjnego". - Zastępca komendanta wojewódzkiego, który uczestniczył w posiedzeniu komisji spraw wewnętrznych, nie potrfił odpowiedzieć na kluczowe pytania dotyczące całej akcji i tego, co tam się wydarzyło. Zrzucał odpowiedzialność na niższych rangą fukcjonariuszy, to jest nie do pomyślenia. To ci ludzie stoją na czele tego garnizonu i to oni powinni wtedy nadzorować i koordynawać działania. Nie wyobrażam sobie, że przy sprawie zabójstwa nie jest wykorzystany wydział techniki operacyjnej, gdzie ci wyspecjalizowani funkcjonariusze prowadzą w sposób niejawny obserwację. Tego nie było - podkreślił Kaczmarek.
Dodał, że w zamian "byli funkcjonariusze pionu operacyjnego, których samochody powszechnie są środowisku przestępczemu znane". - Andrzej B. ten samochód rozpoznał i go po prostu ostrzelał - powiedział poseł.
Bez komentarza
Zarzutów posła Kaczmarka nie chce komentować podkarpacka policja. - Ta sprawa była już tyle razy wyjaśniana, że ponowne jej wyjaśnienie jest odgrzewaniem starych kotletów - mówi w rozmowie z tvn24.pl rzecznik podkarpackiej policji Paweł Międlar. I podkreśla: A kontrole nie wykazały żadnych, najdrobniejszych nawet, nieprawidłowości w działaniach policji w Sanoku.
Wiceszefowa Prokuratury Okręgowej w Krośnie Wiesława Basak tłumaczy w rozmowie z tvn24.pl, że "czynności w zakresie zaistnienia ewentualnego przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez policję w czasie akcji w Sanoku były prowadzone osobiście przez prokuratura w ramach sprawy dotyczącej zabójstwa Krystiana L. i zgonów Kamili M. i Andrzeja B.". - Materiały dotyczącego tego wątku zostały wyłączone do odrębnego prowadzenia i do tych materiałów zostało dołączone zawiadomienie o przestępstwie złożone przez posła Tomasza Kaczmarka - powiedziała Basak.
I zaznaczyła: - Śledztwo jest w toku, dotychczas zebrane w sprawie dowody nie wskazują, aby doszło do przekroczenia uprawnień badź niedopełnienia obowiązków przez fuknckonariuszy policji w związku z przeprowadzenim tej akcji. Śledztwo w tym zakresie nie zostało jeszcze zakończone - powiedziała wiceszefowa Prokuratury Okręgowej w Krośnie.
Przed komisją
O działaniach policyjnych antyterrorystów w Sanoku dyskutowała w lutym sejmowa komisja spraw wewnętrznych. Na wątpliwości opozycji odpowiadał m.in. dowódca operacji. Dotyczyły one m.in. obserwacji mieszkania. Dowodzący operacją w Sanoku pierwszy zastępca komendanta podkarpackiej policji insp. Kazimierz Mruk poinformował, że 9 stycznia przed godz. 22 policjanci zapukali do drzwi Andrzeja B., wytypowanego wcześniej jako jeden z potencjalnych sprawców zabójstwa Krystiana L. tego samego dnia, ale ponieważ nikt nie otworzył, nie weszli do środka. Akcję z udziałem jednostki antyterrorystycznej z Rzeszowa zaplanowano na następny dzień około południa. Przewodniczący komisji Marek Biernacki (PO) pytał, jak, mimo obserwacji budynku, Andrzej B. dostał się do mieszkania. Również Krystyna Łybacka (SLD) podkreślała, że nie rozumie, dlaczego mieszkanie nie było obserwowane bez przerwy od momentu, kiedy ustalono, że Andrzej B. miał broń. Mruk odpowiadał, że nie wie, kiedy na miejscu pojawili się obserwatorzy. - Zanim policjanci objęli obserwacją to pomieszczenie, było dwie, trzy godziny czasu, kiedy on mógł wejść do mieszkania. Być może, że on już był w mieszkaniu, kiedy pukano do drzwi - mówił Mruk.
Oddział operacyjny
Działania policji do momentu pojawienia się w Sanoku antyterrorystów krytykował wówczas też Tomasz Kaczmarek (PiS). Mówił, że obserwację mieszkania mogli prowadzić funkcjonariusze operacyjni z Rzeszowa, a nie kryminalni z Sanoka. Zarzucał policjantom brak profesjonalizmu i decyzyjności. Natomiast Jerzy Polaczek (PiS) krytykował użycie starego daewoo, o którym - jak mówił - wszyscy w małym mieście wiedzą, że należy do policji. Zastępca komendanta głównego nadinsp. Andrzej Rokita odpowiadał, że bardzo by chciał dysponować w komendach powiatowych więcej niż dwoma nieoznakowanymi radiowozami. Dodawał, że nie ma sił i środków, które pozwalają na użycie techniki operacyjnej i oddziału antyterrorystów w każdej sprawie podobnej do sanockiej.
Tadeusz Woźniak (SP), którego klub wnioskował, by posłowie zajęli się wydarzeniami w Sanoku, pytał, czy MSW podejmowało jakiekolwiek działania, by policjanci mieli możliwość oddania tzw. strzału ratunkowego w kierunku przestępcy tak, by uratować ofiarę. - To nie jest tak, że wszystko było wiadomo. To, co dzisiaj wiemy, gdybyśmy wtedy wiedzieli, to by wyglądało też inaczej - mówił insp. Mruk. Podkreślał, że jako dowódca operacji nie mógł pozwolić, by w ciemno wchodzić do mieszkania, gdy dowiedział się, że Andrzej B. ma nie tylko pistolet, ale i sztucer - broń bardziej niebezpieczną dla interweniujących antyterrorystów.
Autor: mn\mtom / Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24