Zarząd główny Związku Nauczycielstwa Polskiego podjął we wtorek uchwałę o rozpoczęciu protestu włoskiego, który potrwa do odwołania. – Chcemy, żeby ta uchwała znalazła jak największe poparcie nauczycieli – mówi Sławomir Broniarz, prezes ZNP.
- Nie zakładamy, że od jutra sto procent szkół włączy się w naszą akcję, ale ona będzie trwała przez wiele miesięcy i zakładamy, że to będzie kula śniegowa – tłumaczy Broniarz. – Jeśli w maju, gdy będziemy podsumowywać akcję, okaże się, że włączyła się do niej połowa szkół, będziemy zadowoleni - dodaje.
Wybór tzw. protestu włoskiego, polegającego na niewykonywaniu przez nauczycieli pozastatutowych zadań, to efekt przeprowadzonej przez Związek Nauczycielstwa Polskiego ankiety, w której wzięło udział ponad 227 tys. nauczycieli z całego kraju (wszystkich nauczycieli jest w Polsce ponad 600 tysięcy). Wynikało z niej, że tylko 18 procent byłoby za wstrzymaniem się od pracy tak, jak zrobili to w kwietniu, a aż 55,3 procent opowiedziało się za protestem włoskim. Co to może oznaczać w praktyce? Koniec z festynami w soboty, popołudniowymi wyjściami z klasą i zajęciami prowadzonymi społecznie. Strajk włoski zakłada również, że nauczyciele przestaną z własnych pieniędzy doposażać szkoły.
Od tygodnia ZNP prowadził akcję informacyjną na ten temat, we wtorek 22 października związek przyjął oficjalną uchwałę w tej sprawie.
- Chcemy przestrzegać przepisów dotyczących czasu i warunków pracy nauczycieli – podkreśla Broniarz. I dodaje: - Nie jest to protest wymierzony przeciwko dziecku, nie walczymy też z ministrem edukacji narodowej. Chcemy zwrócić uwagę, że ogromna masa zadań nauczycieli nie jest opisana w przepisach prawa, a jednocześnie wykracza ponad 40-godzinny tydzień pracy.
Broniarz zauważa, że "w każdym normalnym zakładzie pracy ludzie mają przygotowane stanowisko pracy i wypłacane nadgodziny". - A my musimy sobie to stanowisko wyposażyć, przygotować, często za swoje lub rodziców pieniądze – podkreśla.
"Jesteśmy otwarci na współpracę z każdym"
Związek Nauczycielstwa Polskiego rekomenduje nauczycielom, którzy zechcą przyłączyć się do akcji protestacyjnej rozmowy z dyrektorami szkół, rodzicami, organami prowadzącymi. Broniarz: - Jesteśmy otwarci na współpracę z każdym, od straży pożarnej po koło gospodyń wiejskich. Edukacja jest przedsięwzięciem, za które odpowiadamy wszyscy. Ale nie może być tak, że nauczyciel jest tym pochyłym drzewem, na które każda koza wejdzie.
ZNP oferuje też pomoc prawną nauczycielom, którzy przystąpią do protestu. Przygotował dla nich pakiet informacji o tym, które zadania nauczycieli wynikają z przepisów. Do obowiązków nauczycieli nie należą m.in.: bezpłatne prowadzenie kół zainteresowań, sobotnie wyjazdy na konkursy z uczniami, pisanie i koordynowanie projektów unijnych.
- Nie zachęcamy nikogo do łamania prawa – mówi Broniarz. - Od ministra oczekujemy niezwłocznego podjęcia prac nad zmniejszeniem biurokracji i uporządkowaniem przepisów oraz rozmów o wzroście wynagrodzeń w roku 2020. Bo na razie pan minister mówi o 6 procentach podwyżki, ale nie ma to potwierdzenia w żadnych rządowych dokumentach - zauważa.
Broniarz apeluje też do rodziców o zrozumienie. W części szkół zawisły już plakaty skierowane do nich. Czytamy na nich: "Nasza praca jest naszą pasją, ale staje się ona coraz trudniejsza, bo nakłady na edukację są niewystarczające. Wykonujemy wiele dodatkowych czynności, choć nie należą one do naszych obowiązków. Wiele pomocy naukowych finansujemy z własnych pieniędzy, bo nie ma ich w szkołach i przedszkolach. Nasze płace są niskie: pensja minimalna nauczyciela (2450 zł brutto dla nauczyciela stażysty z tytułem licencjata bez przygotowania pedagogicznego) będzie niższa od płacy minimalnej (2600 zł). Dlatego chcemy pokazać, jak wiele robimy za niewielkie pieniądze. Rodzice, zależy nam na dobrych warunkach w szkołach i przedszkolach! Wspierajcie nas w tym dążeniu! Tak jak Wy chcemy Szkoły na szóstkę!".
Po wrześniowej podwyżce o 9,6 proc. wynagrodzenie minimalne nauczycieli z przygotowaniem pedagogicznym wynosi: 2782 zł dla stażysty, 2862 dla nauczyciela kontraktowego, 3250 zł - mianowanego i 3817 zł - dyplomowanego.
We wtorek ZNP przyjął też uchwałę o rozpoczęciu prac nad obywatelskim projektem uchwały o podniesieniu wynagrodzeń nauczycieli. – Aby wynagrodzenie zasadnicze nauczyciela dyplomowanego było równe przeciętnemu wynagrodzeniu w kraju w trzecim kwartale roku poprzedzającego wejście w życie tej ustawy. Mam nadzieję, że po wyborze nowego marszałka będziemy mogli rozpocząć zbieranie podpisów pod tym projektem – informuje Broniarz.
Autor: Justyna Suchecka / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24