W piątek w części szkół nie będzie lekcji w związku z ogólnopolskim, jednodniowym strajkiem w oświacie, którego organizatorem jest Związek Nauczycielstwa Polskiego. Nauczyciele nie zgadzają się ze zmianami w edukacji, które forsuje PiS, i proszą rodziców o wyrozumiałość i nieposyłanie dzieci szkół. Materiał magazynu "Polska i świat".
Według ZNP protest zostanie przeprowadzony w 40-45 proc. placówek. Największe poparcie dla strajku jest w województwie pomorskim, śląskim, łódzkim, podkarpackim i mazowieckim.
Apel: nie posyłajcie dzieci do szkół
Strajkować będą szkoły i przedszkola we wszystkich 16 województwach, w większości w godzinach: 7.30-15.30. Strajk będzie polegał na zbiorowym powstrzymaniu się pracowników oświaty od wykonywania pracy, nie będą oni wykonywać żadnych obowiązków wynikających ze stosunku pracy, czyli strajkujący nauczyciel nie prowadzi lekcji, zajęć wychowawczych i opiekuńczych. Strajkować będą także pracownicy szkolnej administracji i obsługi.
Dlatego związkowcy apelują do rodziców, by, jeśli mogą, nie posłali w dniu strajku dzieci do szkoły i przedszkola. - Nie pracujemy, nie prowadzimy lekcji, nie opiekujemy się uczniami - wyjaśnia Aleksandra Rams-Gala, nauczycielka z gimnazjum nr 1 w Katowicach.
ZNP jednocześnie uspokaja: lekcji nie będzie, ale szkoły nie będą zamknięte. Jeśli rodzice nie mają jak zorganizować opieki, to taki obowiązek spada na dyrektora szkoły. W większości miejsc odbędą się zajęcia w świetlicach, w innych pomogą nauczyciele, którzy nie przystąpili do strajku.
Dyrektorzy, mimo tego wyzwania, stoją murem za nauczycielami. - Mamy zapewnić dzieciom jakąś rozrywkę, a przede wszystkim zapewnić im bezpieczeństwo no i pomoc rodzicom, tym którzy pracują i nie mają co zrobić z dziećmi - wyjaśnia Zbigniew Burkietowicz, dyrektor gimnazjum nr 3 w Poznaniu.
Będzie wniosek o referendum
Decyzję o przeprowadzeniu w piątek ogólnopolskiego strajku nauczycieli i pracowników oświaty Zarząd Główny ZNP podjął na początku marca. Związek domaga się deklaracji, że do 2022 r. w szkole nie będzie zwolnień ani nauczycieli, ani pozostałych pracowników, i że do tego czasu żadnemu z nich warunki pracy - także finansowe - nie zmienią się na niekorzyść. Związek chce również podniesienia zasadniczego wynagrodzenia nauczycieli o 10 proc.
W praktyce protest nauczycieli to także swoiste wotum nieufności dla minister edukacji Anny Zalewskiej. - Nie można oddzielić strajku od reformy (zakładającej m.in. likwidację gimnazjów - red.) - przyznaje Paweł Miksztal, dyrektor gimnazjum nr 1 w Katowicach.
Nauczyciele o wstrzymanie reformy zamierzają walczyć do końca. Oprócz piątkowego protestu, kończą właśnie zbierać podpisy pod wnioskiem o referendum. Już wiadomo, że zebrali wymaganą liczbę pół miliona podpisów.
Autor: mm/ja / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24