- W Berlinie panuje większa agresja. Jak ktoś wejdzie na ścieżkę rowerową, od razu niemiecki rowerzysta krzyczy i poucza pieszego. A polski rowerzysta omija tego pieszego szerokim łukiem, po kryjomu myśląc "idioto". Ale nie krzyczy - mówi w "Rozmowach polsko-niepolskich" Steffen Möller.
"ROZMOWY POLSKO-NIEPOLSKIE" JACKA TACIKA - CZYTAJ WIĘCEJ >>>
- Nie głosowaliśmy na Scholza. Po wyborach zacząłem go jednak lubić. Mój tato - nie - przyznaje w rozmowie z Jackiem Tacikiem aktor, kabareciarz, pisarz i nauczyciel Steffen Möller, jeden z najbardziej znanych Niemców w Polsce. I dodaje: - Znakiem rozpoznawczym kanclerza jest - moim zdaniem - to, że się wolno rozpędza do działania, bywa dyplomatyczny, ale jak już zacznie dążyć do celu, to zawsze z wielką determinacją.
Möller - tłumacząc decyzyjność lub jej brak kanclerza Niemiec - odpowiada na zarzuty dotyczące opieszałości swojego rządu w pomaganiu Ukrainie. Gdy rozpoczęła się wojna w Ukrainie, Berlin zaproponował… wysłanie hełmów. Dopiero później zdecydował o przekazaniu ciężkiego sprzętu.
Jacek Tacik: Zacznijmy od zagadki: dlaczego Gerhard Schröder nie lubi bawić się w chowanego?
Steffen Möller: ?
…bo boi się, że nikt go nie będzie szukał.
Hm…
To polityk z pana bajki?
Nie, nie głosowałem na niego. Poparłem Merkel. Ja mam wrodzoną przekorę. Jak wszyscy teraz krytykują Schrödera, to ja właśnie będę go bronił. W 2003 roku byliśmy o krok od wysłania naszych żołnierzy do Iraku. Dzięki Schröderowi do tego nie doszło. Uważam, że podjął dobrą decyzję.
W 2006 roku pojechałem na wakacje do Rosji, a dokładnie na Syberię, w góry Ałtaj. I tam na kempingu okazało się, że Rosjanie bardzo nas lubią… Nas, Niemców. Jeden zaczął skandować na całe gardło: "Gerhard Schröder! Gerhard Schröder!". To był już czas biznesowo-politycznego romansu Schrödera z Putinem. I nagle do mnie doszło, że Schröder to jedyny znany Niemiec w Rosji. Troszkę tak, jak ja w Polsce. Poczułem do niego sympatię. No bo w końcu mieliśmy fajnego Niemca w Rosji.
I co poszło nie tak?
To przerasta moją wiedzę. Nie wiem, co poszło nie tak. Wszyscy się mylili. Schröder… Merkel… Polacy też kupili rosyjski gaz.
Prezydent Niemiec dał jasno do zrozumienia, że Schröder to wizerunkowy problem jego kraju. Odebrano mu wszystkie przywileje kanclerskie. Bruksela grozi, że nałoży na niego sankcje.
To jest jednak przesada. Kim on teraz jest? Człowiekiem z przeszłości, o którym poczytamy w książkach historycznych. Takich jak on w Niemczech jest więcej. No bo wystarczy wspomnieć o AfD, która częściowo była finansowana przez Kreml.
Niemcy się go wstydzą?
Chyba stracił honorowe członkostwa w różnych klubach piłkarskich. Jest fanem piłki nożnej, musi go to boleć.
Pan już nie mieszka w Polsce…
…ależ mieszkam.
Jak to?
Mieszkam i tu, i tam. Mamy XXI wiek. Pociąg relacji Berlin-Warszawa sprawuje się całkiem dobrze. W stolicy Niemiec wynająłem małe mieszkanie. Tu w Warszawie mam swoje, no bo przecież Niemcy wynajmują, a Polacy kupują mieszkania.
Moje serce jest podzielone. Prowadzę życie trochę schizofreniczne.
I - będąc i tu, i tam - co pan widzi? Jak bardzo zmienił się stosunek Polaków do Niemców w tych miesiącach?
Były różne fale. Przyjechałem do Polski w 1994 roku. Czułem obcość. Byłem kosmitą na dziwnej planecie. Wszyscy mnie pytali: "a skąd ty jesteś, może z Opola?". Nie. "Może z byłego NRD?". Nie. "To jesteś z RFN-u? Szukają cię tam listem gończym? Co ty tu robisz w Polsce?".
Później zaczęła się faza euforii - wejście do Unii Europejskiej. Na tej fali właśnie wypłynąłem do telewizji. I potem znowu nastały nowe czasy. "Kocham cię Polsko" - tak się nazywał program po "Europie da się lubić". I to miało symboliczne znaczenie - ta faza trwa de facto do dzisiaj.
Zachowawcze działania Niemców wobec pomocy Ukraińcom - mam na myśli niechęć do wysyłania sprzętu wojskowego na wschód - tego nie zmieniły? Ja mam wręcz przeciwne odczucia. To rozczarowanie.
Tu, w Polsce, mamy dwa obozy, a może nawet trzy, mam na myśli tych, co w ogóle nie chodzą na wybory, prawie połowa populacji. W jednym obozie jestem milej widziany, w drugim trochę mniej. Ogólnie nie mogę jednak narzekać, bo dzięki temu, że grałem w najważniejszym serialu w Polsce, wielu mnie traktuje jak swego, mówią, że jestem z rodziny.
Ja pytam nie tyle o pana czy innego Schmidta, ale o niemiecką zbiorowość, która - w obliczu wojny w Ukrainie - jest bezczynna.
Spieram się o to z moim tatą. Nie głosowaliśmy na Scholza. Po wyborach zacząłem go jednak lubić. Mój tato - nie. Uważa, że jest szarą myszką, niezdecydowany, że coś tam dywaguje, mówi, ale nie ma to żadnego przełożenia na rzeczywistość.
Uważam inaczej, bo zapoznałem się z jego życiorysem. Przez czterdzieści lat próbował zostać kanclerzem i kilka razy przegrywał - to były bolesne porażki. Jego znakiem rozpoznawczym jest - moim zdaniem - to, że się wolno rozpędza do działania, bywa dyplomatyczny, ale jak już zacznie dążyć do celu, to zawsze z wielką determinacją.
Ile minęło miesięcy od rosyjskiej inwazji na Ukrainę? Trzy, cztery? Scholz się dopiero rozkręca. Potrzebował tyle czasu, żeby przekonać polityków swojej partii do militarnego pomagania Ukraińcom, do wysyłania ciężkiego sprzętu.
I moim zdaniem Scholz wyróżnia się tym, że im dłużej, tym lepiej. A taki wariant jest lepszy niż słomiany zapał.
Niemcy - co jest już rewolucją - zgodziły się wydawać więcej na swoją armię. Robią to, czego wymaga od nich NATO.
Tak, to jest rewolucja. Jestem z pokolenia, które nie szło do wojska, tylko odbywało służbę cywilną. Oprócz ministra gospodarki chyba żaden inny członek obecnego niemieckiego rządu nie był w wojsku - sami pacyfiści, którzy ufali, że jak zaczną się kłopoty, to Niemców będą bronić… Amerykanie. To się na naszych oczach już zmienia.
Zaskoczyli pana Polacy?
W jakim sensie?
Jeszcze do niedawna zamykali drzwi przed uchodźcami, a teraz otworzyli je szerzej, niż jakikolwiek inny kraj.
Niemcy musiały pomóc uchodźcom w 2015 roku, bo to do nas chcieli przyjechać i u nas chcieli się osiedlić. Węgrzy zamknęli przed nimi drzwi. Teraz wy musicie pomagać, bo to do was pukają uchodźcy, jesteście ich sąsiadami. I zapewne Niemcy trochę ukradkiem się cieszą, że tym razem to nie na nich spoczywa największy ciężar pomocy.
Pan był tu w Polsce na topie.
I na szczęście już nie jestem.
Jak to?
Przerosło mnie, teraz wróciłem do korzeni. Przyjechałem tu w 1994 roku do pracy - uczyłem niemieckiego. I potem zacząłem robić kabaret. Telewizja była pewnego rodzaju trampoliną. Kiedy z niej zniknąłem, ludzie zaczęli myśleć, że zapadłem się pod ziemię. Ale nie! Istnieje życie poza telewizją, nawet inteligentne.
Poza państwową telewizją?
Też. Wie pan, mój temat to polska i niemiecka mentalność - z takiego socjologicznego punktu widzenia. Uważam, że dobrze się uzupełniają. Niestety jednak mój temat stał się obecnie niemodny. Czułem to w roku 2006, kiedy rządził już PiS, czułem, że moja koniunktura dobiegała końca. Jeszcze dwa lata wcześniej Polacy koncentrowali się na Unii Europejskiej. A teraz zaczęli przyglądać się własnemu pępkowi. Nie chcieli żartów o sobie, tylko o PiS-ie i PO.
Od czasu rządu PiS, Niemcy znowu są wrogiem Polski. Poseł Mularczyk podlicza zniszczenia wojenne i wystawi wam rachunek.
Z tymi odszkodowaniami, reparacjami - coś może w tym być, coś może być przesadą, to są skomplikowane kwestie, nie mój świat. Mnie interesują takie małe rzeczy: Polak mówi po posiłku: "dziękuję". Niemiec natomiast wtedy nie dziękuje. Tu w Polsce kelner zostawia rachunek na stole i odchodzi. Daje czas, żeby pomyśleć o napiwku. W Niemczech - stoi nad głową, czeka i wywiera presję. Za to w Polsce rzadko mówi się do sąsiada "dzień dobry" na klatce schodowej, panuje raczej obojętność.
Ja nie chcę i nie będę śmiać się z PO albo z PiS-u. Jeżeli mam z kogoś żartować, to ze wszystkich Polaków. Ja mówię: "sorry, wy wszyscy macie jedną kulturę, mnie interesuje wasza kultura, nie wasza obozowość". I powiem więcej - ja widzę dużo waszych cech, z których wy nie zdajecie sobie sprawy.
Na przykład?
Jesteście przesądni, no bo nie podajecie sobie ręki przez próg. Jesteście tolerancyjni na drodze. Tak, dokładnie wiem, co mówię, choć nikt w Polsce mi nie wierzy. W Berlinie panuje większa agresja. Jak ktoś wejdzie na ścieżkę rowerową, od razu niemiecki rowerzysta krzyczy i poucza pieszego. A polski rowerzysta omija tego pieszego szerokim łukiem, po kryjomu myśląc "idioto", ale nie krzyczy.
To, że pan zna Polaków - to oczywista oczywistość. A próbował pan zrozumieć Rosjan? Zna ich pan?
Nigdy nie mieszkałem w Rosji. Bywałem w niej jako nauczyciel niemieckiego. Pracowałem niedaleko Omska. Zachodnia Syberia. Jeden, jedyny Niemiec pośród samych Rosjan - w sumie dwadzieścia trzy osoby. I musze panu powiedzieć, że nigdy nie widziałem tak silnego kolektywu. Ta grupa była tak zwarta, tak zaprzyjaźniona, że wieczorami, zamiast iść spać, szliśmy na basen. I ja już przed północą tłumaczyłem, że czas do łóżka, bo następnego dnia pobudka przed siódmą, ale oni nie słuchali. "Teraz czas na grill!". A po grillu jeszcze kąpiel w pobliskiej rzece. I jeszcze piwo do czwartej nad ranem. I tak dzień w dzień i noc w noc.
Ten rosyjski kolektyw - o którym pan mówi - może mieć związek z ogromnym poparciem Rosjan dla wojny w Ukrainie?
To są pytania, które przekraczają moje kompetencje.
Nie tylko pana…
Odpowiem tak: propaganda w rosyjskich mediach robi swoje. Zresztą my, Niemcy, najlepiej chyba to wiemy. Ja naiwnie myślałem, że w dobie internetu nie da się już manipulować ludźmi tak jak kiedyś, ale się myliłem.
Też tak kiedyś myślałem.
Z drugiej jednak strony wielu Rosjan - na znak protestu - postanowiło wyjechać ze swojej ojczyzny. I taki nieznany strumień rosyjskich uchodźców płynie teraz przez Europę. Jest jeszcze imigracja wewnętrzna…
…oni boją się mówić?
Tak.
Putin dokonał niemożliwego - zjednoczył Zachód.
Może kiedyś powiemy, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło? Polska robi świetną robotę. Zachód na to patrzy i docenia. Polska też widzi, że bez Zachodu sama sobie nie poradzi. To zbliża.
W relacjach polsko-niemieckich - to moja opinia - zaczęła przeszkadzać nam globalizacja. No bo - w czasach internetu kto się jeszcze interesuje sąsiadem swoim? Potrzebujemy silniejszych emocji, bardziej egzotycznych podróży. Berlin czy Warszawa, co to jest w porównaniu do wakacji w Australii? Może Putin jest w tym wszystkim takim niezamierzonym lekarstwem na globalizację? Bo pokazał nam, że trzeba dbać o sąsiada.
O, to jest dobra puenta naszej rozmowy.
Autorka/Autor: Jacek Tacik
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: GettyImages/NurPhoto