Na polskich ulicach pojawiła się nowa grupa zawodowa. To "stacze" albo "słupy". Wynajmują ich nielegalni handlarze, którzy rozstawiają swoje stoiska gdzie popadnie - najczęściej na chodnikach w bardzo uczęszczanych miejscach. Za taki handel grozi mandat i właśnie dlatego właściciele towaru wynajmują staczy, aby ci brali mandaty na siebie. Te pieniądze są potem nie do wyegzekwowania.
Schemat oszustwa wygląda następująco: handlarze, nie chcąc płacić kar za rozstawienie w niedozwolonych miejscach swoich stoisk, wynajmują osoby, które biorą na siebie mandat rzędu 20-500 złotych. Ci z kolei kar nie płacą, bo nie są niewypłacalni - nie mają żadnych dochodów, stałego miejsca zameldowania czy zatrudnienia.
Nawet 120 zł dziennie
"Słupy" czy "stacze" stawiają się przy stoisku, kiedy zaczyna się kontrola straży miejskiej. W ciągu dnia potrafią otrzymać od dwóch do nawet czterech mandatów. Za każdy z nich, "wynajmujący" ich przedsiębiorca płaci im od 5 do 30 złotych. Straż miejska ma związane ręce. Nie ma narzędzi, by sprawdzić, czy osoba podająca się za handlarza rzeczywiście nim jest, czy tylko wynajętym "słupem". - Nie mam uprawnień, żeby to sprawdzić - przyznaje Łukasz Walter, strażnik miejski z Łodzi. - Nie jestem w stanie udowodnić osobie sprzedającej, że to nie jest jest towar - dodaje strażniczka Maria Babicka.
Niski zasiłek zachęca do "stania"
Dlaczego nieuczciwi drobni przedsiębiorcy decydują się na zatrudnianie "staczy"? Bo im się to po prostu opłaca i jest tańsze niż wynajęcie lokalu. Średnio kosztuje ono bowiem dwa tysiące złotych. Nieźle wychodzą na tym sami zatrudnieni. W ciągu miesiąca potrafią zarobić tysiąc złotych - więcej niż zasiłek z urzędu pracy.
Autor: rf//kdj / Źródło: TTV
Źródło zdjęcia głównego: TTV