|

Czteroletnia córka amerykańskiego konsula zniknęła z parku. "Sprawcą porwania był znany policji aferzysta"

Porwanie Patsy McMillin, córki konsula USA w II Rzeczypospolitej
Porwanie Patsy McMillin, córki konsula USA w II Rzeczypospolitej
Źródło: fotopolska.eu/ domena publiczna/ The Evening Sun/ The Kansas City Times/ Courier Post/ The Spokesman Review

Czteroletnia Patsy McMillin, córka konsula Stanów Zjednoczonych w II Rzeczypospolitej, zniknęła z parku. Rodzice odchodzili od zmysłów, a sprawa postawiła na nogi całą warszawską policję. Prasa nie miała wątpliwości – dziecko porwano dla okupu. Miało chodzić o 10 tysięcy dolarów.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Stewart McMillin był amerykańskim konsulem w II Rzeczypospolitej. Gdy przyjechał do Polski, na swoim koncie miał już pobyty na placówkach dyplomatycznych takich krajach, jak Kostaryka, Boliwia i Jugosławia. Miał też za sobą osobistą tragedię. W 1924 roku zmarła jego żona. Dwa lata później konsul wziął kolejny ślub. A niedługo potem przyjechał do Polski. I to właśnie tu był o włos od przeżycia kolejnego nieszczęścia.

Zgubny flirt

Był ciepły sierpniowy poranek 1932 roku. Córka konsula, czteroletnia Patsy, w towarzystwie opiekunki miała spędzić przedpołudnie w Parku Ujazdowskim. Dziewczynka wesoło podskakiwała, uganiała się za ptactwem i wzbudzała uśmiechy przechodniów. Jej niańka była obok, ale pochłonięta była nie obserwowaniem dziecka, a rozmową z adoratorem. W amory zaangażowała się tak bardzo, że nie zauważyła, iż Patsy zniknęła. A gdy się w końcu zorientowała, dziewczynki nie było już w pobliżu. Momentalnie zniknął też adorator.

Niańka najpierw gorączkowo szuka dziecka sama. Jednak gdy nie udaje jej się znaleźć małej, wpada w coraz większą panikę. O zaginięciu telefonicznie informuje konsula. A ten stawia na nogi warszawską policję. "Zaalarmowano wszystkie komisarjaty, posterunki na rogatkach i szosach, obstawiono dworce, zaalarmowano podmiejskie posterunki policyjne. Po mieście rozesłano sto patroli pieszych i na motocyklach" – opisywał tygodnik "Tajny Detektyw". Funkcjonariusze stołecznej policji zaglądali pod każdy kamień, sprawdzali ulice i uliczki, bary, piwiarnie i restauracje, parki i nabrzeża Wisły.

Park Ujazdowski w Warszawie. To stąd zniknęła dziewczynka
Park Ujazdowski w Warszawie. To stąd zniknęła dziewczynka
Źródło: Biblioteka Narodowa/ Polona (DP)

Groźby byłej opiekunki

Gorączkowe poszukiwania trwały, a w domu konsula narastał niepokój. Pan McMillin próbował zachować zimną krew, ale pewnie trudno było mu odpędzić od siebie myśli o najgłośniejszym porwaniu Ameryki, do którego doszło zaledwie kilka miesięcy wcześniej. Zniknięcie małego Charlesa Lindbergha, syna lotnika, który pierwszy bez międzylądowań przeleciał nad Atlantykiem, zakończyło się śmiercią chłopca. Pani McMillin była zrozpaczona. Małżeństwo niecierpliwie czekało na telefon lub wiadomość z żądaniem okupu, to bowiem oznaczałoby, że ich córka żyje.

Czas w domu Amerykanina dłużył się niemiłosiernie, ale nikt niczego od państwa McMillin nie żądał. Żądania miał za to konsul. Chciał natychmiast widzieć swoje dziecko w domu.

Kamienica przy ulicy Górnośląskiej 16. Tu mieszkał konsul wraz z rodziną
Kamienica przy ulicy Górnośląskiej 16. Tu mieszkał konsul wraz z rodziną
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe/ domena publiczna

Para przypomniała sobie o groźbach zwolnionej przed kilkoma miesiącami Heleny, opiekunki Patsy. Kobieta straciła posadę, gdy na jaw wyszło, że ma syfilis. Na odchodne groziła wszystkim, że się zemści. Czy mogła porwać dziewczynkę? Na wszelki wypadek policja zatrzymała kobietę. Zatrzymano też opiekunkę, której w głowie były amory, a nie doglądanie dziecka bawiącego się w parku. Jednak ich przesłuchania nie wniosły niczego do śledztwa. Skutku nie przyniosły też poszukiwania zarządzone w całym mieście.

Amerykańska prasa informowała o porwaniu córki konsula i pokazywała zdjęcia rodziny dyplomaty
Amerykańska prasa informowała o porwaniu córki konsula i pokazywała zdjęcia rodziny dyplomaty
Źródło: The Kansas City Times - 15.08.1932

Woda z sokiem na smutki

W tym czasie w Restauracji II Rzędu przy ulicy Czerniakowskiej jak gdyby nigdy nic siedział mężczyzna z małą dziewczynką. Obserwujący dorosłego z dzieckiem mogli pomyśleć, że to ojciec z córką. Mała była nie w humorze. Przy stole siedziała z nosem spuszczonym na kwintę. A mężczyzna nerwowo spoglądał na zegarek i bębnił palcami w stół. Żeby poprawić humor pochlipującej dziewczynce, zamówił jej wodę z sokiem. Z kolei dla poprawy własnego humoru zamówił wódkę. Raz po raz szeptał coś do dziecka i przerywał tylko, by ponownie spojrzeć na zegar lub w stronę wchodzących do knajpy osób. Obserwatorzy tej sceny nie mieli wątpliwości, że na kogoś czeka.

Po ponad dwóch godzinach zrezygnował z czekania. Chciał iść do domu, ale oznajmił szefowej restauracji, że nie może zapłacić, bo nie ma przy sobie portfela. Nie chciał jednak skandalu i awantury. Robił wszystko, by na miejsce nie wezwano policji. Zaproponował nawet, by kelner towarzyszył mu w drodze po pieniądze. Restauratorka zgodziła się, ale pod warunkiem, że dziewczynka zostanie w zastaw. Mężczyzna nie chciał zostawić "córki", ale w końcu wyszedł z knajpy, a w ślad za nim poszedł kelner.

porwanie_konsul
Porwanie 4-letniej Patsy McMillin, córki konsula USA w II Rzeczypospolitej
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe/ domena publiczna/ fotopolska.eu/ The Evening Sun, The Kansas City Times, The Gazette, Google Earth, Echo, Dobry Wieczór! Kurjer Czerwony

"Typ spod ciemnej gwiazdy, knujący jakąś zbrodnię"

Jak opisywały później gazety, kobieta naciskała na to, by dziecko zostało pod jej opieką, bo zaniepokoiło ją to, co przez kilka godzin obserwowała w swoim przybytku. Bo choć nieznajomy twierdził, że dziewczynka to jego córka, to ta zachowywała się, jakby mężczyzny w ogóle nie znała. "Gdy została sama z dziewczynką, zaczęła ją wypytywać. Mała (…) okazała się bardzo roztropnem dzieckiem. Opowiedziała, że mieszka na Górnośląskiej, a pan który ją tu sprowadził jest zupełnie obcy. Mówił, że zaprowadzi ją do niani, dlatego szła z nim i była spokojna. (…) Dla właścicielki lokalu nie ulegało już wątpliwości, że nieznajomy gość był typem spod ciemnej gwiazdy, knującym jakąś zbrodnię" – relacjonował dziennikarz "Tajnego Detektywa".

Pod oknami restauracji przechodził akurat policyjny patrol. Szefowa Restauracji II Rzędu wybiegła jak oparzona na ulicę. W domu konsula w końcu zabrzęczał telefon, a głos w słuchawce oznajmił, że Patsy się odnalazła. Dziewczynka była cała i zdrowa. A śledztwo nabrało tempa.

"Chciał pomóc dziecku, ale nie znał angielskiego" kontra "chciał się tylko najeść"

Następnego dnia nagłówki gazet zaroiły się od informacji o sprawie małej Patsy McMillin. Mieszkańcy stolicy, którzy przeczytaliby wszystkie dzienniki, mogliby odnieść wrażenie, że spraw było kilka. Wszystko dlatego, że relacje dziennikarzy tak bardzo się od siebie różniły. "Dobry Wieczór! Kurjer Czerwony" informował, że tak naprawdę porwania nie było. Cały ambaras miał wynikać z tego, że czterolatka sama oddaliła się od opiekunki. Z kolei "Ilustrowana Republika" uprowadzenie córki konsula potwierdzała, ale dziecko miało odzyskać wolność dzięki temu, że porywacz wpadł w panikę i postanowił je wypuścić.

Także prasa za oceanem odnotowała to, co przydarzyło się małej Patsy. Dziennikarze dotarli do babci dziewczynki, matki konsula McMillina. To od nich kobieta dowiedziała się, co przytrafiło się jej wnuczce, której - przez częste przeprowadzki syna-dyplomaty - nie miała okazji jeszcze poznać. "To zdecydowanie wspaniała wiadomość" – wykrzyknęła pani Cora McMillin, cytowana przez jeden z amerykańskich dzienników, na wieść o odnalezieniu dziewczynki.

Prasa za oceanem informowała o porwaniu i odnalezieniu czterolatki
Prasa za oceanem informowała o porwaniu i odnalezieniu czterolatki
Źródło: Courier Post - 13.08.1932

"Policja wierzy w to, że Patricia oddaliła się sama, a przechodzień próbował wskazać jej drogę do domu, ale nie był w stanie, bo nie znał angielskiego" – przekazali dziennikarze "The Atlanta Constitution". A "Austin American Statesman" informował, że trwa policyjne śledztwo dotyczące "porwania" dziewczynki. Jednak - według gazety - wszystko miało wskazywać na to, że mężczyzna, który przyprowadził dziecko do restauracji, chciał się tylko najeść. Zamówił bowiem obfity posiłek dla siebie i czterolatki, a następnie powiedział, że nie ma jak zapłacić i - gdy poszedł po rzekomo pozostawiony w domu portfel - zostawił małą w zastaw. Z kolei "The Morning Chronicle" przytaczał słowa konsula, który podkreślał wiarę w to, iż jego córka została porwana w ramach zemsty za zwolnienie guwernantki.

Według niektórych relacji mężczyzna "porwał" dziewczynkę, by wyłudzić posiłek w restauracji
Według niektórych relacji mężczyzna "porwał" dziewczynkę, by wyłudzić posiłek w restauracji
Źródło: The Spokesman Review - 16.08.1932

"Porwanie w celu wymuszenia 10 tysięcy dolarów okupu"

A jak było naprawdę? Patsy McMillin opowiedziała, że po tym, jak straciła z oczu opiekunkę, zachciało jej się siusiu. Poszła więc do pobliskiego szaletu. Gdy wyszła, zaczepił ją mężczyzna, wziął za rękę i powiedział, że zaprowadzi prosto do niani. Jednak zamiast tego pokonywali kolejne ulice, aż doszli do restauracji przy Czerniakowskiej. Tam spędzili kilka godzin. Obsługa restauracji opowiedziała śledczym, jak wyglądał ten czas. A ci mieli już pewność, że mężczyzna - teraz poszukiwany - miał nie tylko plan, ale i wspólników. Ustalono jego tożsamość.

"Dochodzenie ustaliło, że sprawcą porwania był znany policji aferzysta, siedmiokrotnie karany za oszustwa Bronisław Drewniak. Porwanie miało na celu wymuszenie od konsula amerykańskiego okupu w wysokości 10 tysięcy dolarów" – donosił czytelnikom "Nowy Dziennik".

Śledczy, choć porywacza wciąż nie zatrzymano, wiedzieli coraz więcej na temat samego porwania. Mężczyzna miał w restauracji niecierpliwie czekać na byłą opiekunkę Patsy. Plan pary zakładał, że po pojawieniu się kobiety w knajpie dziewczynka ją rozpozna i uradowana jej obecnością bez protestów da wywieźć się za miasto. Stamtąd miano wysłać żądanie okupu. Tego jednak nie udało się nadać, bo była opiekunka nigdy nie pojawiła się w umówionym miejscu. Uniemożliwiła jej to policja, która - po informacji od konsula - zatrzymała kobietę.

Bronisława Drewniaka zatrzymano dopiero po kilku dniach. Został aresztowany. "Nowy Dziennik" relacjonował swoim czytelnikom dalsze losy podejrzanego: "(…) sprowadzono go do urzędu śledczego, gdzie został skonfrontowany z pozostającymi w areszcie kobietami". Wynik tej konfrontacji był jednak trzymany w tajemnicy. Ale prasa i tak wiedziała swoje. "Bona i kucharka pomocnicami szantażysty" – można było wyczytać z prasowych nagłówków.

Pierwszy od ćwierć wieku przypadek porwania dziecka dla okupu

Warszawa żyła sprawą jeszcze kilka dni. By chronić Patsy przed ciekawskimi spojrzeniami, rodzice zdecydowali się wywieźć dziecko z miasta.

"Zauważyć trzeba iż przez ostatnie 25 lat jest to w Warszawie pierwszy tego rodzaju wypadek porwania dziecka w celu wymuszenia okupu. Wypadek jest jeszcze tem sensacyjniejszy, że obiektem szantażu miał być konsul obcego państwa, a organizatorką porwania miała być wychowawczyni dziecka" – tak "Tajny Detektyw" wyjaśniał zainteresowanie sprawą. To jednak prędko wygasło, a o porwaniu szybko zapomniano. Śledztwo jednak trwało.

W kręgu zainteresowań policji był nie tylko Drewniak, ale też dawna opiekunka córki konsula i ta, spod opieki której Patsy zniknęła. Sprawdzano też udział w sprawie młodego mężczyzny z Parku Ujazdowskiego, który tak zawzięcie flirtował z niańką, że ta zapomniała o swojej podopiecznej. Ostatecznie jednak - choć początkowo dowody wydawały się mocne - śledztwo przeciwko całej trójce umorzono, a na celowniku wymiaru sprawiedliwości znalazł się tylko Bronisław Drewniak. Uznano, że mężczyzna działał sam.

Rodzina konsula opuściła Polskę, sąd skazał porywacza

Konsul i jego żona robili wszystko, by to, co się stało, nie wywołało u ich córki traumy na długie lata. Sprawa była poważna, bo jak się okazało po badaniach lekarskich, dziewczynka doznała obrażeń, które zadać mógł tylko zboczeniec. Co zatem mężczyzna robił z dziewczynką w restauracyjnej toalecie? Drewniak miał iść w zaparte i twierdzić, że do niczego nie doszło. Na potwierdzenie swoich słów miał nawet dowód w postaci własnej choroby wenerycznej. Przekonywał, że gdyby dopuścił się na czterolatce lubieżnych czynów, to ta najpewniej zostałaby zarażona. Tym samym sam sprowadził na siebie kolejny dowód w sprawie, bo - jak relacjonowała prasa - okazało się, iż Patsy od niedawna choruje na syfilis. Nie wiadomo, ile było w tym prawdy, a ile sensacji wymyślonej przez bulwarówki.

W styczniu 1933 roku Patsy skończyła pięć lat, a prasa za oceanem poinformowała, że Stewart E. McMillin nie będzie już konsulem w Warszawie. Amerykański Departament Stanu zdecydował o przeniesieniu dyplomaty na placówkę w Meksyku. Kilka miesięcy później zapadł wyrok w sprawie Bronisława Drewniaka. Gazety nie pisały już o sprawie na pierwszych stronach. Nikt nie wspominał też więcej o okupie. "Dobry Wieczór! Kurjer Czerwony" nazwał oskarżonego "zboczeńcem" i "zbrodniarzem", a także odnotował, że sąd skazał go na 1,5 roku więzienia.

****

Do napisania tekstu wykorzystano artykuły prasowe z przedwojennej prasy: "Dobry Wieczór! Kurjer Czerwony", "Echo", "Ilustrowana Republika", "Tajny Detektyw", "Nowy Dziennik", "The Atlanta Constitution", "Austin American Statesman", "The Morning Chronicle", "The Spokesman Review", "Courier Post".

Czytaj także: