Jak wynika z naszych ustaleń, to była pierwsza służba Bartosza Z. na warszawskiej Pradze i 71. służba w ogóle. Zmiana miała trwać 12 godzin. Tego dnia tworzył parę z bardziej doświadczonym funkcjonariuszem - kierownikiem całej zmiany na warszawskim Targówku, czyli dzielnicy sąsiadującej z Pragą-Północ.
Tragiczna w skutkach interwencja zaczęła się, gdy dyżurna odebrała wezwanie o pomoc. Dotyczyło niebezpiecznie zachowującego się mężczyzny z maczetą w kamienicy przy ulicy Inżynierskiej. - To jeden z najbardziej znanych adresów w Warszawie, jeśli chodzi o zagrożenie - wyjaśnia nasz rozmówca z policji, zastrzegający anonimowość.
Z tego samego źródła wiemy, że osoba odbierająca telefon z prośbą o interwencję wiedziała, kogo ona będzie dotyczyć - człowieka świetnie znanego policji, wielokrotnie notowanego.
Nagranie z munduru
Na miejscu okazało się, że mężczyzna, choć ostatecznie nie miał maczety, to zachowywał się niebezpiecznie, był agresywny. Został obezwładniony właśnie przez parę funkcjonariuszy - w tym Bartosza Z.
Cała ich interwencja, jak i następne wydarzenia zostały nagrane na tzw. kamerze nasobnej, czyli tej przytwierdzonej do munduru jednego z policjantów. Dyżurni komendy w to samo miejsce skierowali do pomocy dodatkowy patrol, który przyjechał w momencie, gdy agresywny mężczyzna został już obezwładniony. Tym razem byli to policjanci ubrani po cywilnemu - wywiadowcy. Pierwszy wbiegł na miejsce zdarzenia sierżant sztabowy Mateusz Biernacki. I to jego śmiertelnie postrzelił Bartosz Z.
"Gazeta Wyborcza" poinformowała we wtorek, że Z. nie krzyknął "Stój, policja!" ani nie oddał strzału ostrzegawczego. Nasze źródła również potwierdzają taki przebieg wydarzeń.
Natychmiast po zdarzeniu Bartosz Z. został zatrzymany. Był pod opieką policyjnych psychologów, gdyż istniało zagrożenie, że odbierze sobie życie.
To, dlaczego strzelił do kolegi, wyjaśni teraz postępowanie prokuratury. W poniedziałek prokurator przedstawił mu zarzut przekroczenia uprawnień i spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu skutkującego śmiercią. Grozi za to od pięciu lat więzienia do nawet dożywocia.
Funkcjonariusz złożył wyjaśnienia, szczegółowo opisał przebieg zdarzenia. Nie negował, że oddał strzał, natomiast nie przyznał się do zarzutu, który mu postawiono. Prokuratura chciała dla niego aresztu tymczasowego, ale sąd podczas wtorkowego posiedzenia nie zgodził się na to.
Ojciec z kryminalną przeszłością
Śmierć policjanta wywołała poruszenie w środowisku. Gdy media upubliczniły pierwsze informacje o tragedii, policjanci zaczęli o niej dyskutować na swoich forach dyskusyjnych. Gromadzą one nawet kilka tysięcy użytkowników. Całą formację obiegło kilka wpisów, których dokonali policjanci z praskiej komendy rejonowej oraz podległego jej komisariatu na Targówku.
Uczestnicy dyskusji wskazują w nich m.in., że śmiertelnie postrzelony policjant zdążył tylko krzyknąć "Swój!", a ten który strzelał, nawet nie podjął próby sprawdzenia, z kim ma do czynienia. Zwracają też uwagę, że ojciec Bartosza Z. miał problemy z prawem, zaś ocena sporządzona podczas wywiadu środowiskowego przed przyjęciem Z. do policji była negatywna. Do policji został zaś przyjęty ze względu na braki kadrowe w komendzie stołecznej.
Od soboty redakcja tvn24.pl weryfikowała informacje zawarte w tych wpisach. Są one mieszaniną prawdy i niesprawdzonych informacji. Fakty, które się zgadzają, dotyczą kryminalnej przeszłości ojca policjanta.
"Karta karna" - jak policjanci określają wydruki ze swoich systemów informatycznych - ojca jest obszerna. Zapisy nie świadczą, że w każdej z tych spraw zapadły już prawomocne wyroki. Oznaczają one tyle, że w sprawach o złamanie konkretnych przepisów Kodeksu karnego toczyły się postępowania wobec tego mężczyzny. Był zatrzymywany m.in. pod zarzutem złamania art. 178a Kodeksu karnego, czyli prowadzenie pojazdu "w stanie nietrzeźwości lub pod wpływem środka odurzającego", za złamanie sądowego zakazu prowadzenia pojazdów, za kradzież, kradzież z włamaniem oraz udział w bójce lub pobiciu.
Notowany był również brat policjanta, ale jeszcze z czasu zanim osiągnął pełnoletność.
Inny komentarz pochodzący z forum wskazuje, że policjant był wcześniej notowany za przestępstwa narkotykowe. Tak w komendzie stołecznej, jak i w komendzie głównej usłyszeliśmy kategoryczne zaprzeczenie, że policjant miał notowania karne przed przyjęciem do służby.
Jak przeszedł rekrutację?
Proces rekrutacji obejmuje bowiem dokładne prześwietlenie nie tylko samego kandydata, ale również jego rodziny. Polega m.in. na sprawdzeniu policyjnych kartotek oraz przeprowadzeniu wywiadu środowiskowego. Chodzi o to, by wykluczyć ewentualne związki kandydata ze światem przestępczym. Karalność ojca czy brata nie oznacza automatycznego zamknięcia drogi do policji. Problemy z prawem najbliższych członków rodziny nie muszą być przeszkodą w przyjęciu do służby. Ale mogą być. Każdy przypadek jest rozpatrywany indywidualnie.
W tym przypadku, jak wynika z naszych ustaleń, kandydat był wychowywany przez dziadków, z którymi zresztą mieszkał aż do sobotniego zatrzymania. Skończył klasę licealną o profilu policyjnym. - Sam nie miał żadnych notowań, a od kilku lat nie miał także żadnych kontaktów z rodzicami - mówi oficer Komendy Stołecznej Policji.
Nie potwierdza się również informacja krążąca wśród niektórych policjantów, że Bartosz Z. dostał negatywną opinię po przeprowadzeniu wywiadu środowiskowego przed przyjęciem do służby kandydackiej. Dokument został sporządzony 8 listopada 2022 roku i jego ocena jest pozytywna. Potwierdza, że mieszkał on z dziadkami i wujkiem - a nie rodzicami.
"W miejscu zamieszkania posiada opinię pozytywną, przestrzega zasad współżycia społecznego i porządku prawnego (...), zatrzymań w Izbie Wytrzeźwień nie odnotowano. W KPP Legionowo niezatrzymywany i nienotowany do spraw karnych (...), na tutejszym terenie nie podejrzewany o utrzymywanie kontaktów z elementem przestępczym i policyjnie podejrzanym. Skargi do dzielnicowego na w/w nie napływały" - to najważniejsze fragmenty z tego dokumentu.
Wiadomo, że po odbyciu szkolenia podstawowego funkcjonariusz trafił na posterunek policji w Leoncinie, a następnie do komisariatu w Czosnowie, był więc funkcjonariuszem podległym pod komendanta powiatowego w Nowym Dworze Mazowieckim. To wszystko podwarszawskie miejscowości. Następnie trafił do Oddziału Prewencji Policji. Temu przejściu towarzyszył raport komendanta w Nowym Dworze Mazowieckim, czyli jego ówczesnego przełożonego.
"Dotychczas starszy posterunkowy (...) mimo młodego wieku i krótkiego stażu w służbie dał się poznać jako funkcjonariusz zaangażowany, sumienny i zdyscyplinowany, dobrze wykonujący swoje obowiązki służbowe. Jego wyniki osiągane w służbie na tle pozostałych (w tym bardziej doświadczonych policjantów) pozwalały sądzić, iż był funkcjonariuszem rokującym na dalszy, właściwy rozwój zawodowy na zajmowanym stanowisku, mógł być wzorem dla innych" - to fragmenty służbowej opinii podpisanej przez ekspertów z pionu kadr w Komendzie Powiatowej Policji w Nowym Dworze Mazowieckim.
Redakcji tvn24.pl nie udało się ustalić, jak do tego doszło, że młody funkcjonariusz feralnego dnia trafił do patrolu na warszawskim Targówku, a następnie został wysłany na interwencję w sąsiedniej dzielnicy, czyli na Pradze-Północ. Warto dodać, że zgodnie z przepisami nie skończył on jednak swojej adaptacji do służby - ostateczna ocena następuje bowiem po trzech latach, dopiero wtedy otrzymuje się nominację na policjanta.
Problem z brakiem chętnych
Cały policyjny garnizon w Warszawie od kilku lat zmaga się z problemem braku kandydatów do służby. Dziś nieobsadzonych stanowisk jest ponad 20 procent, a są jednostki, w których liczba wakatów sięga nawet 40 procent.
Podobnie jak w stolicy zła sytuacja jest w innych największych polskich miastach, szczególnie w województwach na zachodzie kraju. Odpowiedzialny za służby mundurowe wiceminister spraw wewnętrznych Czesław Mroczek wśród najważniejszych problemów wymienił: upolitycznienie formacji, pogwałcenie doboru i systemu szkolenia oraz niejasne ścieżki awansu. Związki zawodowe zaś wskazują na obniżanie się statusu materialnego policjantów.
- Z policyjnym uposażeniem nie ma co myśleć o kupnie mieszkania w Warszawie, Wrocławiu czy Poznaniu. Do tego dochodzi konkurencja ze strony wojska, która podbiera nam lepszymi warunkami finansowymi młodych kandydatów - mówi jeden z szefów terenowych struktur Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Policjantów.
Wielu policjantów jest przekonanych, że przez ostatnie lata problem z doborem próbowano rozwiązać poprzez obniżanie kryteriów przyjęć do policji i niezbędnych szkoleń. W pierwszym przypadku to nieformalne naciski na psychologów, by przymykali oko na testy oceniające przydatność do służby. W drugim - to skrócenie procesu edukacji w szkołach policji i szybsze wysyłanie młodych adeptów na ulice.
Wewnętrzne postępowanie w policji oraz prokuratorskie śledztwo mają wyjaśnić, czy tak mogło być również w przypadku Bartosza Z.
Trwa zbiórka na rzecz rodziny Mateusza Biernackiego - zmarłego policjanta. Pieniądze można wpłacać pod tym linkiem.