Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie zwrócił do prokuratury akt oskarżenia wobec sześciu polskich żołnierzy, którzy mieli popełnić zbrodnię wojenną. Chodzi o sprawę ostrzału afgańskiej wioski Nangar Khel. Prokuratura już zapowiedziała w wydanym komunikacie, że odwoła się od decyzji sądu.
Uzasadnienia sądu nie poznaliśmy, bo decyzja została podjęta za zamkniętymi drzwiami. Prokurator prowadzący sprawę Nangar Khel płk Jerzy Artymiak nie chciał szeroko komentować decyzji Sądu Okręgowego, ale wychodząc z budynku zapowiedział, że "najprawdopodobniej" prokuratura odwoła się do Sądu Najwyższego.
- Będziemy musieli przeprowadzić szereg kolejnych czynności. Pod warunkiem że sąd drugiej instancji utrzyma decyzję sądu pierwszej instancji - mówił prok. Artymiak. Kilkadziesiąt minut później Naczelna Prokuratura Wojskowa wystosowała oficjalny komunikat.
- W związku z wydaniem w dniu dzisiejszym przez Wojskowy Sad Okręgowy w Warszawie postanowienia o zwrocie prokuraturze sprawy dotyczącej ostrzału wioski (...) w celu uzupełnienia istotnych braków postępowania przygotowawczego informuję, iż przedmiotowe orzeczenie zostanie zaskarżone. (...) Wniesienie zażalenia uzasadnione jest uznaniem przez prokuraturę niesłuszności argumentacji przedstawionej w orzeczeniu, wydanym przez WSO w Warszawie - napisał w komunikacie rzecznik Naczelnego Prokuratora Wojskowego.
Obrona zadowolona
Wojskowy Sąd Okręgowy decydując o zwrocie sprawy dotyczącej zabójstwa mieszkańców wioski, wskazał na liczne błędy w prowadzeniu śledztwa. - Sąd powiedział, że nie jest od poszukiwania dowodów, ale ich oceny - relacjonował dziennikarzom po ogłoszeniu decyzji adwokat jednego z oskarżonych mec. Piotr Dewiński.
Sąd powiedział, że nie jest od poszukiwania dowodów, ale ich oceny. Mec. Piotr Dewiński, obrońca jednego z żołnierzy
Jak podał, wśród wskazanych uchybień jest m.in. nieprzesłuchanie gubernatora afgańskiej prowincji, a także żołnierza, który prowadził szkolenia z żołnierzami przed wyjazdem oraz niedokładnie przeprowadzone oględziny miejsca zdarzenia. - Sąd negatywnie ocenił pracę organów ścigania na terenie Afganistanu - wskazywał Dewiński.
Z decyzji sądu zadowolony jest też mecenas Piotr Kruszyński, obrońca dwóch innych żołnierzy. - Jestem bardzo usatysfakcjonowany decyzją sądu - mówi mecenas Piotr Kruszyński, obrońca dwóch oskarżonych żołnierzy.- To bardzo duży sukces - mówił Kruszyński w TVN24. Co decyzja sądu oznacza dla żołnierzy? - Ich status zmienia się z oskarżonych na podejrzanych, bo nie ma aktu oskarżenia – wyjaśnia mecenas, który ponownie skrytykował rolę prokuratury w całej sprawie.
- Od początku wytykaliśmy wiele błędów prokuratury. Śledczym brakuje obiektywizmu. Z góry postawili tezę, że żołnierze dopuścili się zbrodni i żadne argumenty do nich nie przemawiały – krytykował Kruszyński.
Ojciec jednego oskarżonych: Spodziewałem się tego
Na błędy popełnione przez organy ścigania na terenie Afganistanu zwracał uwagę też pan Władysław, ojciec jednego z oskarżonych.
- Nie przesłuchano wielu świadków tam na miejscu. (...) Przypuszczaliśmy, że taka decyzja może zapaść bo naszym zdaniem ciągle jest wiele niejasności w tej sprawie. Nie uwzględniono też wielu ważnych dla sprawy faktów - mówił w TVN24 ojciec Łukasza B.
Przypuszczaliśmy, że taka decyzja może zapaść bo naszym zdaniem ciągle jest wiele niejasności w tej sprawie. Ojciec Łuaksza B., jednego z oskarżonych
Jednocześnie zaznaczył on, że "nie jest normalne" to, że podejrzani żołnierze nie mogą dziś nikomu przekazywać swojej wiedzy i "czekać". - To nie jest niemoralne, żeby oni nie mogli wykorzystywać tego czasu na szkolenie innych, dokształcanie się. Mojego syna dotyka syndrom bezrobocia. Otrzymuje 50 proc. uposażenia, co dla starszego szeregowego oznacza około 1000-1400 złotych miesięcznie. A gdzie rodzina, gdzie dzieci? - pytał pan Władysław i zaznaczał, że "czekanie" jest szczególnie dotkliwe dla jego syna "pod względem psychicznym".
Ojciec Łukasza B. powtarzał też, że zarzuty, które prokuratura postawiła żołnierzom to "absurd, którego wcześniej historia nie słyszała" i krytykował kontrwywiad za to, że nie udzielił wojskowym, którzy pojechali do Nangar Khel niezbędnych informacji: - Nie powinno być tak, żeby żołnierze nie wiedzieli, co tam się dzieje. Kontrwywiad powinien był pomagać tym żołnierzom. Wtedy wiedzieliby oni między innymi, że były tam (w Nangar Khel - red.) jakieś uroczystości weselne. A tymczasem oni wszystkiego dowiadywali się na własną rękę - podkreślał.
Oskarżeni zostali podejrzanymi
Prokuratura wojskowa oskarżyła sześciu wojskowych: chorążego Andrzeja O., plutonowego Tomasza B., kapitana Olgierda C., podporucznika Łukasza B., starszych szeregowych Jacka J. i Roberta B. o zabójstwo ludności cywilnej, za co grozi dożywocie. Starszego szeregowego Damiana L. oskarżono zaś o ostrzelanie niebronionego obiektu, za co grozi od 5 do 15 lat. Dziś wszyscy oskarżeni, którzy byli aresztowani, są na wolności.
Co się wydarzyło w Nanghar Khel?
W wyniku działań żołnierzy w sierpniu 2007 r. zginęło osiem osób (w tym troje dzieci), a trzy kobiety zostały okaleczone. CZYTAJ WIĘCEJ
Według śledczych, wojsko ostrzelało wioskę z moździerza, mimo iż mieszkańcy wioski ani nikt w okolicy nie stanowił zagrożenia. Prokuratura uważa, że żołnierze wiedzieli, że ogień trafi w zabudowania i widzieli tam ludzi z dziećmi. Na miejscu zdarzenia byli dwaj oficerowie - jeden odmówił wykonania rozkazu, drugi usiłował mu zapobiec.
Oskarżeni nie przyznają się do winy. Obrona twierdzi, że wady broni i pocisków były jedną z przyczyn tragedii - czemu zaprzecza prokuratura.
Termin pierwszej rozprawy nie został jeszcze wyznaczony.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24