Ministerstwo Zdrowia odpowiedziało w poniedziałek tvn24.pl, że zamiast 200 sztuk respiratorów z Chin, zakupiono 50 urządzeń z Niemiec, ze względu na "konsekwencję możliwości szybszej dostawy sprzętu bez wzrostu ceny". Sprzęt do Polski z Niemiec trafił 4 czerwca, a tymczasem urządzenia z Chin od kwietnia czekają na dostawę do Polski. Mimo to handlarz niewywiązujący się z umowy dostał od rządu 110 milionów złotych.
Sprawę 1200 respiratorów, które w połowie kwietnia Ministerstwo Zdrowia zamówiło od firmy zajmującej się do tej pory handlem bronią i samolotami, opisujemy od ubiegłego tygodnia. W środę ujawniliśmy, że resort podpisał umowę wartą niemal 200 milionów złotych na dostawę 1200 respiratorów od firm z USA, Korei i Chin. Ale o firmie E&K, która podpisała ten lukratywny kontrakt, nie słyszeli ani producenci z Korei, ani z USA. A firma z Chin, u której E&K zamówił 200 sztuk urządzeń typu Boaray 5000D za 9 milionów euro, poinformowała, że przedsiębiorca z Lublina zerwał rozmowy na temat dostawy sprzętu.
W odpowiedzi ministerstwo poinformowało, że lubelski przedsiębiorca, który do tej pory zajmował się głównie handlem bronią i samolotami, dostarczył 50 respiratorów niemieckiej firmy Draeger. Tyle że w odpowiedzi na nasze pytania Niemcy zaprzeczyli, że cokolwiek sprzedawali E&K i w jakikolwiek współpracowali z polskim rządem w kwestii sprzedaży respiratorów.
Od ubiegłego poniedziałku ministerstwo nie odpowiadało na nasze pytania dotyczące transakcji na zakup 1200 respiratorów. Chcieliśmy wiedzieć, dlaczego zmieniono zakres umowy już po jej podpisaniu, gdzie i za ile kupiono niemieckie respiratory i ile pieniędzy otrzymała firma należąca do Andrzeja Izdebskiego.
Ministerstwo odpowiada. Częściowo
W poniedziałek po południu otrzymaliśmy odpowiedź na część zadanych pytań. Ministerstwo Zdrowia poinformowało nas, że 50 respiratorów od E&K dostarczono do składnicy Agencji Rezerw Materiałowych.
Dlaczego doszło do zmiany zamówienia w trakcie jego obowiązywania? I ile to kosztowało? "Zmiana stanowi konsekwencję możliwości szybszej dostawy sprzętu bez wzrostu ceny. Możliwość zmiany sprzętu jest przewidziana w umowie z 14 kwietnia 2020 r. Cena za dostarczony sprzęt jest zgodna z kosztem wynikającym z postanowienia umowy zawartej 14 kwietnia 2020 roku" - napisała Agnieszka Pochrzęst-Motyczyńska z biura prasowego MZ (podkreślenie - red.).
Informacje podane przez Ministerstwo Zdrowia nie zgadzają się jednak z ustaleniami tvn24.pl i dokumentami, do których dotarli posłowie KO. Umowę z E&K rzeczywiście podpisano 14 kwietnia. Pierwsze respiratory miały według niej dotrzeć do Polski jeszcze w kwietniu. Dziennikarze tvn24.pl już 2 czerwca pytali, jaki sprzęt dostarczyło E&K. Odpowiedź na to pytanie otrzymaliśmy dopiero 5 czerwca.
Z posiadanych przez nas dokumentów wynika, że respiratory z Niemiec trafiły do Polski, a konkretnie do składnicy Agencji Rezerw Materiałowych w Lublińcu, dopiero 4 czerwca, czyli dzień przed przesłaniem przez resort zdrowia odpowiedzi do tvn24.pl. Do dokumentacji w tej sprawie dotarli posłowie Michał Szczerba i Dariusz Joński w ramach kontroli poselskiej dokumentów związanych z przetargiem na 1200 respiratorów.
To list przewozowy informujący o dostarczeniu 50 urządzeń Draeger Savina 300 z miejscowości Gross Gerau pod Fankfurtem nad Menem do Lublińca. Towar odebrano 3 czerwca, dostarczono 4 czerwca. Co ciekawe, część rubryk wypełniano w dokumencie ołówkiem, a najważniejsza rubryka - mówiąca o dokumentach załączonych do listu - pozostaje pusta. - Tu powinny się znajdować m.in. informacje o fakturach dołączonych do listu, mówiące kto, od kogo, co i za ile kupił. W niektórych krajach za brak wypełnienia tej rubryki można dostać 2 tys. euro mandatu - mówi w rozmowie z tvn24.pl doświadczony przewoźnik.
- To są dokumenty niezastrzeżone, które dostaliśmy w sposób jawny w Agencji Rezerw Materiałowych i wynika z nich, że jedyne 50 respiratorów trafiło do magazynów Agencji 4 czerwca. Niestety z tego dokumentu nie wynika kto, komu i za ile sprzedał te urządzenia - mówi w rozmowie z tvn24.pl poseł Michał Szczerba.
Chińska firma: byliśmy gotowi w kwietniu i maju
Daty, które są widoczne na dokumentach, nie potwierdzają słów z odpowiedzi przesłanej przez resort zdrowia. Dodatkowo, przeczy im to, co mówi chiński dostawca respiratorów, które zamówiło polskie Ministerstwo Zdrowia. - Normalnie realizujemy zamówienia w ciągu 6-8 tygodni. Ale w nagłych przypadkach potrafimy działać zdecydowanie szybciej. Tak było w przypadku umowy z Polską. Byliśmy gotowi z dostawami już w kwietniu i maju. W siedem dni po opłaceniu zamówienia przesyłka byłaby w Polsce - mówi Tony Zhu, prezes firmy Shendun Medical Group, która jest oficjalnym dystrybutorem respiratorów Boaray 5000D firmy Prunus, i który odpowiadał za kontrakt sprzedaży respiratorów do Polski. Na dowód przesyła nagrania respiratorów czekających na odbiór.
Według Zhu, chińskie respiratory są też tańsze od niemieckich, więc mówienie przez ministerstwo o braku wzrostu ceny nie jest prawdą. - Nasz sprzęt kosztuje ok. 29 tys. dolarów za sztukę. W przypadku modelu Draegera Savina 300 to ok. 40 tys. - twierdzi Zhu.
111,8 milionów dla E&K
Rzecznik Ministerstwa Zdrowia w mailu do tvn24.pl przyznał, że "kwota wypłacona podmiotowi E&K jest zgodna z postanowieniami umowy zawartej 14 kwietnia 2020 roku i wyniosła 35,1 mln euro z czego 9,9 mln euro firma zwróciła w związku z niezrealizowaniem jednej z transz dostaw". Przy poniedziałkowym kursie euro oznacza to, że firma E&K, mimo że dopiero 4 czerwca dostarczyła 50 respiratorów, wciąż dysponuje 111,8 milionami złotych z polskiego budżetu.
Biuro prasowe MZ, mimo naszych próśb, nadal nie przekazało nam aktualnej listy zakupów sprzętu medycznego, a także informacji o tym, jak dokładnie wygląda umowa z E&K, kto odpowiada za serwis i kalibrację dostarczanych respiratorów ani od kogo dokładnie pochodzą dostarczone do Polski respiratory, skoro ich producent twierdzi, że nie ma nic wspólnego z ich dostawcą.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock