W środę prezydent Karol Nawrocki reprezentował Polskę podczas wideorozmowy europejskich liderów i prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego z prezydentem USA Donaldem Trumpem. Jednak - jak zapowiadał we wtorek rzecznik rządu Adam Szłapka - to premier Donald Tusk miał wziąć udział w tym spotkaniu.
Szłapka, już po tym, jak pojawiły się informacje o rozmowach, precyzował, że tego dnia zaplanowano łącznie trzy rozmowy. Pierwsza to spotkanie przeprowadzone w wąskim formacie liderów europejskich z Zełenskim, w którym wziął udział premier. Drugie spotkanie to telekonferencja liderów europejskich z Trumpem i ukraińskim prezydentem, na której przedstawiano europejskie stanowisko. W tym spotkaniu Polskę reprezentował prezydent Nawrocki. Natomiast w trzeciej rozmowie udział brało kilkudziesięciu światowych liderów, w tym Tusk.
Magierowski: lekceważenie roli prezydenta się mści
O rozdźwięku w zapowiedziach rozmów z Trumpem mówił w "Faktach po Faktach" w TVN24 były ambasador Polski w USA i Izraelu Marek Magierowski. - Premier Tusk niestety dzisiaj sam sobie zgotował taki, a nie inny kryzys wizerunkowy, bo chyba wszyscy się zgadzamy, że nie najlepiej to wyszło w mediach - ocenił.
Prowadzący Grzegorz Kajdanowicz przypomniał, że - jak informował na środowej konferencji Tusk - informacja ze strony amerykańskiej, że chcą, aby to Nawrocki reprezentował Polskę, pojawiła się we wtorek przed północą. - Można było tę informację sprostować dzisiaj od rana, czego rząd nie uczynił - stwierdził gość.
- Wspomniałem o tym, że sam premier Tusk sobie ten kryzys zgotował, po części także pewnie pan minister (Radosław - red.) Sikorski, odpowiedzialny formalnie za politykę zagraniczną tego rządu, dlatego że od wielu lat tak naprawdę i premier Tusk, i pan minister Sikorski lekceważyli rolę prezydenta w polityce zagranicznej i w polityce bezpieczeństwa naszego kraju - przekonywał.
Magierowski zaznaczył, że nie chodzi mu o konkretnego prezydenta, a o samą instytucję głowy państwa, co dzisiaj na szefie MSZ i premierze "po prostu się mści".
Spotkanie Putin - Trump. "Nie jestem optymistą"
Były ambasador został zapytany także o opinię dotyczącą piątkowego spotkania Trumpa i rosyjskiego przywódcy Władimira Putina na Alasce. - Nie jestem optymistą. Staram się zachować chłodną głowę i pewien pragmatyzm, szczególnie że śledzę politykę prowadzoną przez Donalda Trumpa w tym obszarze. Jego miotanie się czasami od ściany do ściany i pogróżki kierowane w stronę Kremla, a potem kolejne koncesje i przymilanie się do prezydenta Putina... Ciężko przewidzieć, co się wydarzy w najbliższy piątek - przyznał.
- Samo zaproszenie i fakt, że to spotkanie odbędzie się na terytorium Ameryki, jest zwycięstwem prezydenta Putina, dlatego że do tej pory przez większą część światowej opinii publicznej (...) prezydent Rosji był uznawany za pariasa. To jest wyraźne wyciągnięcie do niego ręki, jak i wyciągnięcie go z tej roli - ocenił Magierowski.
Jego zdaniem "mamy do czynienia z pewnego rodzaju iluzją", że rosyjski przywódca byłby w stanie zgodzić się na rozejm, jednak według wielu ekspertów "Putin, mówiąc kolokwialnie, nie odpuści swojej koncepcji podbicia całej Ukrainy i ujarzmienia jej niezależnie od tego, czy pozostanie jako państwo niepodległe, czy w końcu wstawi na stanowisko prezydenta jakąś swoją rozsądną marionetkę".
Autorka/Autor: kgr//akw
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Paweł Supernak