Prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień przez policjantów. Chodzi o śmierć 37-letniego mężczyzny w Ełku, który zadzwonił na policję z prośbą o pomoc, mówiąc, że jest pod wpływem narkotyków. Według rodziny i świadków funkcjonariusze byli wobec niego brutalni. Według prokuratury obrażenia nie miały związku ze śmiercią. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Zdaniem siostry Tomasza Wróblewskiego "to było ewidentne pobicie i uduszenie". Rodzina mężczyzny jest rozgoryczona decyzją prokuratury o umorzeniu śledztwa. - Nie stwierdzono żadnych uchybień popełnionych przez funkcjonariuszy policji - mówi zastępca prokuratora rejonowego w Łomży Małgorzata Kosiorek-Soboń.
37-letni Tomasz Wróblewski zmarł rok temu w Ełku. Przebywał w hotelu z poznaną na portalu randkowym kobietą. W pewnym momencie zadzwonił po policję z prośbą o pomoc. Powiedział, że jest pod wpływem narkotyków i że ktoś próbuje go okraść. Zmarł podczas interwencji policji.
- Bezpośrednią przyczyną nagłej śmierci Tomasza Wróblewskiego była niewydolność krążeniowo-oddechowa spowodowana wstrząsem kardiogennym, który nastąpił w wyniku zażycia substancji psychotropowych i środków odurzających, a w zasadzie przedawkowania tych środków - informuje Małgorzata Kosiorek-Soboń z łomżyńskiej prokuratury.
"Oni go tak dociskali, że jak już oddychał, to nawet krwią pluł"
Rodzina jest przekonana, że mężczyzna zmarł w wyniku poniesionych podczas interwencji obrażeń. - Narkotyki nie wybiły mu gałki ocznej, narkotyki go nie dusiły, narkotyki nie zrobiły mu śladów od pałki. Kto to zrobił? Sam? - pyta siostra zmarłego, Justyna Dawidowska. - Połamane wszystkie żebra miał. Niby to od resuscytacji, ale jak można połamać wszystkie żebra od resuscytacji? - zastanawia się brat zmarłego, Robert Wróblewski.
- Z sekcji zwłok wynika, że doznane przez pokrzywdzonego obrażenia wewnętrzne i zewnętrzne nie pozostawały w związku skutkowo-przyczynowym z jego zgonem - odpowiada Małgorzata Kosiorek-Soboń.
Kobieta, która tamtej nocy, w listopadzie 2019 roku, była z Tomaszem Wróblewskim w hotelowym pokoju, opowiadała reporterowi "Uwagi!" TVN, jak zapamiętała interwencję policjantów. - Wyważyli drzwi. Prysnęli gazem pieprzowym. Weszli i od razu próbowali w kajdanki go zakuć - powiedziała pani Katarzyna. - Jak go walnęli o glebę, to masakra. Oni go tak dociskali, że jak już oddychał, to nawet krwią pluł. Jeden dociskał butem i trzymał za kark. On nawet nie reagował - dodała.
Prokuratura uznała, że policjanci zachowywali się prawidłowo w czasie interwencji. - Nie ujawniono, aby kopali Tomasza Wróblewskiego po całym ciele, używali wobec niego pieści, używali pałki służbowej czy też dusili go nadmiernie, uciskając jego szyję - wyjaśnia Małgorzata Kosiorek-Soboń.
"Prosił policjantów, żeby puścili go, bo nie może oddychać"
Policja twierdzi, że funkcjonariusze wyważyli drzwi, bo kobieta wołała o pomoc. - Mówił, że ty nigdzie stąd nie wyjdziesz, drzwi zakluczył. Twoi znajomi tam stoją, chcą mnie okraść, ja dzwonię na policję. Przestraszyłam się - opowiadała pani Katarzyna. Przyznała, że Tomasz Wróblewski nie był wobec niej agresywny.
Rodzina mówi, że mężczyzna stronił od używek. Sugeruje, że narkotyki mogły mu zostać podane. - To nasz brat wzywał pomocy. Oni jechali na interwencję do naszego brata - zwraca uwagę Justyna Dawidowska. - Prosił policjantów, żeby puścili go, bo nie może oddychać - dodaje Robert Wróblewski, brat zmarłego.
- Jeżeli rzeczywiście mamy do czynienia już z taką sytuacją, że człowiek jest pod wpływem narkotyków i policjanci to potwierdzili, natychmiast na miejsce wysyła się także karetkę pogotowia, bo temu człowiekowi potrzebna jest pomoc lekarza, a nie interwencja policyjna - podkreśla były rzecznik Komendy Głównej Policji Mariusz Sokołowski.
Prokuratura tłumaczy, że policjanci udzielili mężczyźnie pomocy i reanimowali go do przyjazdu karetki. - Była próba [reanimacji - przyp. red.], ale nie tych policjantów, którzy zostali wezwani jako pierwsi na interwencję. Dopiero drugi patrol jak przyjechał na miejsce i zobaczył, że brat leży na kostce brukowej, zapytał tych policjantów, dlaczego on tam leży, a oni powiedzieli, że zmęczył się i śpi - mówi Robert Wróblewski.
"Polska ma systemowy problem z wyjaśnianiem tego typu spraw"
Sprawą śmierci mężczyzny zajmowały się trzy prokuratury. Na decyzję śledczych z Łomży rodzina wniosła zażalenie. Interwencję w prokuraturach podejmowała też Helsińska Fundacja Praw Człowieka. - Niewątpliwie Polska ma systemowy problem z wyjaśnianiem tego typu spraw. W sytuacji, kiedy nie mamy obiektywnych dowodów, takich jak nagrania z kamer policyjnych, to postępowanie jest siłą rzeczy umarzane - komentuje Piotr Kubaszewski z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Rodzina zmarłego napisała list otwarty do ministra sprawiedliwości z prośbą, żeby jako także prokurator generalny zainteresował się sprawą. Ministerstwo sprawiedliwości odesłało dziennikarzy "Polski i Świata" TVN24 do Prokuratury Krajowej - ta informuje, że śledczy w Białymstoku analizują umorzone śledztwo.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24