Sprawa otrucia Siergieja Skripala w Wielkiej Brytanii najbardziej uderzy w Rosję i Władimira Putina - ocenił wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej Tomasz Siemoniak. W internetowej dogrywce programu "Jeden na jeden" w tvn24.pl wyraził opinię, że atak ten - przeprowadzony na tydzień przed wyborami w Rosji - Putinowi "wyjątkowo nie pasuje".
Tomasz Siemoniak pytany był o poniedziałkowe słowa sekretarza stanu USA. Rex Tillerson stwierdził, że Biały Dom uważa za uzasadnione podejrzenia Wielkiej Brytanii, jakoby za próbą otrucia byłego pracownika rosyjskiego wywiadu Siergieja Skripala, stała Rosja. Skripal, wraz ze swoją córką, w stanie krytycznym trafił 4 marca do brytyjskiego szpitala po zatruciu środkiem paralityczno-drgawkowym.
"Zdradzisz, będziemy cię ścigać"
- W Wielkiej Brytanii jest szok po tej historii - podkreślił Tomasz Siemoniak choć przypomniał, że w przeszłości zdarzały się podobne ataki. - Był taki sposób działania radzieckich, sowieckich służb specjalnych i ich satelitów - powiedział. Zdaniem wiceszefa PO "bezprecedensowe" jest jednak to, że celem ataku był szpieg, który nie uciekł, ale został oficjalnie wymieniony przez rosyjskie władze.
Dopytywany, kto może stać za atakiem na Siergieja Skripala, były szef MON odparł: - Ten jest winien, kto ma z tego korzyść.
- Korzyść jest taka, że pokazuje się całemu światu: zdradzisz, przejdziesz na drugą stronę, to do końca życia będziemy ciebie ścigać - podkreślił.
Jego zdaniem cała sytuacja "najbardziej uderzy w Rosję i Putina". Tomasz Siemoniak wyraził jednak nadzieję, że nie dojdzie do bojkotu mistrzostw świata w piłce nożnej przez Anglików, a "Władimir Putin zadeklaruje rzetelne, uczciwe śledztwo". - Jeśli Putin pokaże, że chce współpracować i że nie miał z tą sprawą nic wspólnego, być może wejdziemy na normalną ścieżkę - powiedział, dodając, że jego zdaniem sprawa Skripala na tydzień przed wyborami w Rosji Putinowi "wyjątkowo nie pasuje".
Siemoniak: pomniki nie powinny budzić protestów
Wiceszef PO krytycznie wypowiedział się na temat decyzji wojewody mazowieckiego o lokalizacji pomnika prezydenta Lecha Kaczyńskiego wyznaczonej przed budynkiem garnizonu warszawskiego przy placu Piłsudskiego.
- Nie podoba mi się to, że dzieje się to bez Rady Warszawy, bez mieszkańców Warszawy, że wojewoda przejął plac, a potem podejmuje jakieś decyzje - wskazywał Siemoniak.
Podkreślił jednocześnie, że jego zdaniem Lechowi Kaczyńskiemu należy się pomnik w Warszawie. - Tylko, że to powinno być w zgodzie. Nie powinno być takiej sytuacji, że będzie to jakiś element emocji, jakiejś gry - ocenił. - Takie rzeczy się załatwia w taki sposób, żeby nie budować nadmiernych emocji. Nie powinno być pomników, które wywołują protesty - dodał.
Wiceszef PO stwierdził również, że nie spodziewa się zaproszenia na odsłonięcie 10 kwietnia pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej, który również powstaje na placu Piłsudskiego. - Na nic nie zapraszają teraz MON czy Kancelaria Prezydenta, nawet byłych ministrów obrony - dodał.
Zaznaczył jednak, że ten pomnik jeszcze bardziej niż ten Lecha Kaczyńskiego "wchodzi w przestrzeń placu Józefa Piłsudskiego, Grobu Nieznanego Żołnierza". - To jest w moim przekonaniu jakimś ogromnym nadużyciem, najpierw przejęcie placu pod pozorem bezpieczeństwa, a potem wybudowanie pomnika, który jest wyższy od Grobu Nieznanego Żołnierza - stwierdził.
Podkreślił, że mówi to jako osoba, która jako minister obrony narodowej "zrobiła wiele, by upamiętnić ofiary katastrofy smoleńskiej".
Dzwonek alarmowy
Były szef MON odniósł się również do informacji irlandzkich mediów o tymczasowym wstrzymaniu przez irlandzki sąd decyzji o ekstradycji polskiego obywatela podejrzanego o udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Sąd najpierw zażąda od Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, aby ten wydał orzeczenie na temat skutków ostatnich zmian w polskim sądownictwie.
- Mamy skutki tego, co się dzieje w Polsce w ciągu ostatnich dwóch latach i ogromnych wątpliwości, które powstały wokół tak zwanych reform sądownictwa i Trybunału Konstytucyjnego - powiedział.
Podkreślił jednak, że nie podoba mu się taka decyzja irlandzkiego sądu.
- To oznacza powolne wykluczanie Polski z międzynarodowej społeczności państw prawa - ocenił. - Jeżeli sędziowie w dalekiej Irlandii powzięli takie informacje, które sprawiły że wątpią, czy w Polsce będzie uczciwy proces, bo władza rządząca przejęła sądownictwo, to to jest naprawdę dzwonek alarmowy - dodał gość internetowej dogrywki "Jeden na jeden" w tvn24.pl.
Autor: mm//now / Źródło: TVN24, PAP