Antoni Macierewicz traktuje MON jak prywatny folwark. Wacław Berczyński wkradł się w jego łaski - mówił w "Faktach po Faktach" były minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak.
Politycy PO po wizycie w MON poinformowali, że do akt związanych z postępowaniem na śmigłowce Caracal dostęp mieli dr Wacław Berczyński, Kazimierz Nowaczyk i Bartłomiej Misiewicz.
Wiceszef MON Michał Dworczyk we wcześniejszej wtorkowej rozmowie w "Faktach po Faktach" tłumaczył, że mieli oni dostęp do "dokumentów archiwalnych" dotyczących postępowania - które jak tłumaczył - zakończyło się we wrześniu 2015 r.
Jak dodał, zgodnie z prawem i w wyniku decyzji szefa MON. Później natomiast - mówił - rozpoczęła się druga część procesu, czyli negocjacje offsetowe, które prowadziło Ministerstwo Rozwoju.
Były minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak powiedział, że Dworczyk "nie mówi prawdy, jeśli chodzi o to, że postępowanie zakończyło się rzekomo we wrześniu 2015 roku". Dodał, że trwało do października 2016 roku.
- Student pierwszego roku prawa wie takie rzeczy, kiedy się kończy przetarg, kiedy jest podpisywana umowa, więc Berczyński i towarzystwo grzebali w tych w dokumentach w trakcie postępowania. To nie jest tak, że MON nie uczestniczy w tej części offsetowej, jego urzędnicy uczestniczą. Więc mamy sytuację taką, że nie da się obronić tego, co się wydarzyło - mówił.
- Dziwię się też bardzo, że wiceminister Dworczyk de facto pogrąża swojego szefa ministra Macierewicza, mówiąc, że on upoważnił Berczyńskiego do zbadania, czy były jakieś nieprawidłowości w dokumentacji, bo de facto przyznaje rację Berczyńskiemu z osławionego wywiadu, że był takim pełnomocnikiem do spraw śmigłowców. To sytuacja - myślę - bardzo przykra dla Macierewicza i Berczyńskiego, bo okazuje się, że Berczyński miał rację, nie jest mitomanem - ocenił Siemoniak.
"To jest postać niejasna"
Odnosząc się do wydanego 21 marca 2017 roku przez szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego poświadczenie bezpieczeństwa dla Wacława Berczyńskiego, Siemoniak zwrócił uwagę, że musiał on na nie czekać rok i trzy miesiące.
- To jest bez precedensu. Służby zapewne - nawet pod rządami PiS - nie chciały mu (Berczyńskiemu - red.) wydać takiego poświadczenia - ocenił Siemoniak.
- Sądzę, że to jest postać niejasna. Że kwestia zakupów domów, kredytów, pracy w Boeingu, pojawienia się w Polsce, nawet w PiS-owskich służbach budziła ogromne wątpliwości. Żaden funkcjonariusz SKW nie chciał się pod tym podpisać. Nie słyszałem o tym, żeby za naszych czasów jakieś postępowanie trwało dłużej niż trzy miesiące - podkreślił.
Pytany, dlaczego Macierewicz chciał, by Berczyński przeglądał dokumenty przetargowe, odpowiedział: "Bo traktuje ministerstwo obrony jako prywatny folwark".
- Uważa, że jeżeli on chce, by pan Berczyński miał dostęp do czegokolwiek, to ma ten dostęp na warunkach takich, że przez osiem miesięcy może grzebać w papierach - dodał.
Poza tym - jak dodał - "Berczyński wkradł się w łaski Antoniego Macierewicza jako smoleński współnarrator, aż do tego stopnia, że został przewodniczącym podkomisji smoleńskiej".
Jego zdaniem sprawa dostępu do dokumentów przetargowych będzie się toczyła, bo chodzi o 13 mld zł i "człowieka, który się zabrał z Polski i uciekł".
Siemoniak ocenił, że Berczyński to "Misiewicz razy 13 i pół miliarda złotych".
ZOBACZ CAŁY PROGRAM "FAKTY PO FAKTACH":
Autor: js//plw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24