Dwaj mężczyźni, którzy znęcali się nad młodą klaczą, usłyszeli zarzuty i przyznali się do winy. W trakcie przesłuchania mówili, że "zrobili to z głupoty, bo klacz nie chciała iść". Zdarzenie nagrała przypadkowa turystka. Za znęcanie się nad zwierzęciem podejrzanym grozi do trzech lat więzienia. Obrońcy zwierząt chcą surowszej kary.
Jak informuje policja i prokuratura w Sejnach, do znęcania się nad koniem doszło 21 lipca we wsi Budwieć w gminie Giby - na północno-wschodnim skraju województwa podlaskiego. Policjanci sami zatrzymali mężczyzn widocznych na nagraniu tydzień po zdarzeniu.
Sprawę od poniedziałku prowadzi Prokuratura Rejonowa w Sejnach, która przesłuchała mężczyzn i postawiła im zarzuty. Podejrzani to 32-letni pomocnik Artur P. i 38-letni Jerzy J., właściciel klaczy widocznej na amatorskim nagraniu oraz kilkudziesięciu innych koni, którymi handluje.
Mężczyźni usłyszeli zarzuty znęcania się nad zwierzęciem. - Są podejrzani o to, że wspólnie i w porozumieniu znęcali się nad klaczą rasy polskiej, maści siwej w ten sposób, że przywiązali zwierzę za szyję do samochodu i przez kilkanaście metrów, w czasie kilkudziesięciu sekund, wobec widocznego oporu zwierzęcia, właściciel Jerzy J. ciągnął konia, a Artur P. kilkakrotnie sznurem uderzał w zad konia – przytoczył treść zarzutu Rafał Haraburda, prokurator rejonowy w Sejnach.
Bili z głupoty, bo klacz nie chciała iść
Mężczyźni chcieli przeprowadzić konia z gospodarstwa właściciela na pole - kilometr dalej.
- Obaj podejrzani wyrazili skruchę i tłumaczyli, że zrobili to z głupoty, bo klacz nie chciała iść i wpadli na pomysł, że pociągną ją za samochodem – mówi o wyjaśnieniach podejrzanych prokurator.
Policjanci zajęli się sprawą w miniony piątek na polecenie komendanta policji w Sejnach, który tego dnia zobaczył film. Tydzień wcześniej, w dniu zdarzenia, ktoś zadzwonił na telefon alarmowy Wojewódzkiego Centrum Powiadamiania Ratunkowego. Stąd notatka trafiła do dyżurnego policji w Sejnach, który zlecił interwencję. Jednak tego dnia nie udało się nic ustalić, bo policjanci - jak tłumaczą - nie wiedzieli o istnieniu nagrania. Osoba, która nagrała film, na razie nie została przesłuchana.
- W toku prowadzonego postępowania ustalane będzie, kto był osobą zgłaszającą, ale na ten moment nie była ona przesłuchana – poinformowała sierżant sztabowy Edyta Pacuk, oficer prasowa Komendy Powiatowej Policji w Sejnach.
Wobec podejrzanych zastosowano dozór policji i zakaz opuszczania kraju. Właściciel konia musiał także wpłacić 1900 złotych, a jego pomocnik 100 zł na poczet przyszłych kar finansowych. Ustawa o ochronie zwierząt za znęcanie się nad zwierzętami przewiduje karę trzech lat więzienia. Mężczyźni deklarują gotowość dobrowolnego poddania się karze.
Obrońcy zwierząt chcą surowszej kary
Przedstawiciele Fundacji Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt Viva także wysłali w piątek zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Na nagraniu naliczyli 21 uderzeń batem nie tylko po zadzie, ale też po nogach konia.
- W naszej ocenie to jest przypadek znęcania się ze szczególnym okrucieństwem z uwagi na intensywność zadawanego cierpienia, bo koń aż usiadł, czego normalnie nie robi. Takie uderzenia są bardzo bolesne. Ciągnięcie przez samochód stwarza ryzyko urazów i powoduje ogromne cierpienie fizyczne i psychiczne – uzasadnił zawiadomienie Paweł Artyfikiewicz z Fundacji Viva.
Artyfikiewicz uważa też, że doprowadzenie konia do nienaturalnej pozycji świadczyło o bardzo dużym wyczerpaniu, co także uzasadnia szczególne okrucieństwo. Fundacja w przyszłym procesie chce reprezentować zwierzę w sądzie i będzie wnioskowała o zakaz posiadania zwierząt wobec podejrzanych.
Prokuratura w Sejnach nie widzi potrzeby zmiany kwalifikacji czynów. - Prokuratura nie przewiduje zaostrzenia zarzutu o znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem, bo było to krótkotrwałe działanie, a klacz nie ma na chwilę obecną widocznych śladów bicia – wyjaśnił prokurator Rafał Haraburda.
Autor: nina/ks/kwoj / Źródło: TVN24 Białystok
Źródło zdjęcia głównego: Kontakt24