Sąd Najwyższy krytykuje poselski projekt, który skraca drogę do objęcia stanowiska sędziego Sądu Najwyższego i umożliwia wybór pierwszego prezesa SN w sytuacji, gdy jedna czwarta stanowisk sędziowskich nie będzie obsadzona. W opublikowanej dziś opinii prezes SN zarzuca posłom instrumentalne traktowanie prawa.
To nie są rządy prawa. To są "rządy prawem" - tak o poselskim projekcie zmian w trzech ustawach pisze zastępujący pierwszą prezes sędzia Józef Iwulski. "W systemie określanym jako 'rządy prawem' prawo staje się narzędziem opresji" - ostrzega w swojej opinii.
Co zawiera poselski projekt
Przypomnijmy - grupa posłów Prawa i Sprawiedliwości pod przewodnictwem Marka Asta zgłosiła 12 lipca projekt kolejnych zmian w ustawach sądowych. Zakłada on między innymi, że:
:: Zgromadzenie Ogólne Sądu Najwyższego będzie mogło wybrać i przedstawić prezydentowi kandydatów na pierwszego prezesa już po obsadzeniu 80 stanowisk sędziowskich. Tymczasem, zgodnie z obowiązującym prawem, sędziów w Sądzie Najwyższym ma być docelowo co najmniej 120. A wyboru kandydata na pierwszego prezesa miało móc dokonać 110 sędziów.
:: Kandydaci na sędziów Sądu Najwyższego mają składać nie co najmniej 200, a co najmniej 150 orzeczeń lub opinii prawnych, które przygotowali.
:: Zespół Krajowej Rady Sądownictwa będzie mógł zaopiniować kandydata na sędziego Sądu Najwyższego, nawet gdy ten w ogóle nie przedstawi dokumentów na temat swojego doświadczenia zawodowego i dorobku naukowego.
:: Kandydaci odrzuceni przez KRS będą mogli odwołać się od tej decyzji. Ale odwołanie nie wstrzymuje obsadzenia stanowiska sędziego przez wybranego przez KRS kandydata.
By "grupka" nie blokowała dobrej zmiany
Motywację wprowadzenia tej ostatniej zmiany wprost wyraził jeden z liderów Prawa i Sprawiedliwości, Ryszard Terlecki.
- Nie pozwolimy, aby grupka zajadłych przeciwników dobrej zmiany wśród sędziów blokowała funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości. Nasza reforma została przeprowadzona i teraz ją tylko wprowadzamy w życie - oznajmił.
Przewodniczący klubu parlamentarnego PiS nawiązywał w ten sposób do częściowo ujawnionych informacji o planach środowisk sędziowskich, aby do naboru na stanowiska sędziów w Sądzie Najwyższym zgłosiło się możliwie najwięcej kandydatów, a odrzuceni odwoływali się od decyzji Krajowej Rady Sądownictwa do sądu. Miałoby to maksymalnie wydłużyć i utrudnić procedurę naboru. Wszystko dlatego, że - jak twierdzą stowarzyszenia sędziów - wprowadzane obecnie w życie zmiany w Sądzie Najwyższym łamią konstytucję i podporządkowują sądy władzy wykonawczej.
Zasadniczym celem "przyspieszenie wymiany kadrowej"
Wyrazem tego poglądu prezentowanego przez sędziów jest również wydana dziś opinia Sądu Najwyższego, podpisana przez sędziego Iwulskiego.
Autor pisze w niej, że zaproponowane przez posłów PiS zmiany w procedurze naboru na sędziów oraz wyboru pierwszego prezesa są jaskrawym przykładem stanowienia prawa dla rozwiązywania doraźnych celów politycznych.
"Analiza zaproponowanych rozwiązań nie pozostawia wątpliwości, że zasadniczym ich celem jest przyspieszenie wymiany kadrowej w Sądzie Najwyższym i to ze szkodą dla rzetelności oceny kompetencji poszczególnych kandydatów" - pisze Józef Iwulski.
Posłowie, którzy chcą maksymalnie skrócić drogę kandydatów do objęcia stanowisk sędziowskich w Sądzie Najwyższym uzasadniają, że proponowane przez nich zmiany polegające na zmniejszeniu liczby składanych dokumentów dotyczących doświadczenia, dorobku i ocen dotychczasowej pracy mają służyć "wyeliminowaniu nadmiernej biurokracji i zaangażowania czasu sędziów na analizowanie zbyt dużej liczby akt i innych dokumentów wskazanych przez kandydata na wolne stanowisko sędziowskie".
Opinia Sądu Najwyższego głosi, że taki argument jest całkowicie nieprzekonujący. Iwulski dowodzi, że im więcej dokumentów na temat kandydata, tym lepiej można go ocenić. "W przypadku większej ilości dokumentów, mniejsze jest prawdopodobieństwo ukrycia niedostatków kompetencyjnych kandydata" - zauważa.
Kandydaci bez dokumentów - decyzja w oparciu nie wiadomo, o co
Posłowie, którzy zgłosili projekt, chcą również, żeby nowa Krajowa Rada Sądownictwa mogła pracować nad kandydaturami nawet wtedy, gdy kandydaci w ogóle nie dostarczą wymaganych dokumentów. Chcą dodać przepis brzmiący "brak dokumentów (...) nie stanowi przeszkody do opracowania listy rekomendowanych kandydatów". Uzasadniając go twierdzą, że miałby on doprowadzić "do usprawnienia postępowań prowadzonych przez Krajową Radę Sądownictwa w sprawach powołania do pełnienia urzędu na stanowisku sędziego, w tym sędziego Sądu Najwyższego".
Opinia Sądu Najwyższego podważa sens przepisu, który pozwala na opiniowanie kandydatów, którzy nie przedstawili żadnych dokumentów potwierdzających ich doświadczenie i dorobek. "Wprowadzenie takiego rozwiązania odbędzie się ze szkodą dla rzetelności procesu wyboru kandydatów do pełnienia urzędu sędziego, czyniąc ten proces wyjątkowo mało transparentnym. Powstaje bowiem pytanie, na jakiej podstawie Rada ma dokonać rekomendacji poszczególnych kandydatów" - czytamy w opublikowanej we wtorek opinii.
Sytuacja "nie do pomyślenia"
Sąd Najwyższy podważa też logikę pomysłu posłów PiS, aby kandydaci do Sądu Najwyższego odrzuceni przez KRS mogli wprawdzie odwoływać się do sądu, ale nie blokowałoby to obsadzenia stanowiska przez kandydata, którego KRS wskaże. Odwołujący się mogą bowiem podnosić zarzut, że decyzja KRS o wskazaniu kandydata była podjęta niezgodnie z prawem. Jeżeli więc jednocześnie taki kandydat obejmie stanowisko, a sąd uwzględni odwołania odrzuconych, doprowadzi to do sytuacji, w której racja będzie po stronie odwołujących się, ale w Sądzie Najwyższym będą zasiadać sędziowie powołani z naruszeniem prawa. Wyrok sądu, korzystny dla kandydata odwołującego się, wcale nie będzie oznaczać automatycznego powołania go na sędziego i pozbawienia funkcji kandydata wyłonionego wcześniej przez KRS. Odrzucony kandydat, który wygra proces, ma być uwzględniany w kolejnym naborze. Kandydat zaś, który został sędzią, a wobec którego sąd wykazał naruszenie prawa, niezmiennie cieszyć ma się godnością sędziego Sądu Najwyższego.
"W demokratycznym państwie prawa nie do pomyślenia wydaje się sytuacja, w której sędzia nadal będzie pełnił urząd, zwłaszcza w Sądzie Najwyższym, gdy uchwała o jego przedstawieniu Prezydentowi RP została podjęta sprzecznie z prawem, a sprzeczność ta została stwierdzona prawomocnym orzeczeniem sądu" - zauważa prezes Sądu Najwyższego Józef Iwulski.
Nowe zasady wyboru pierwszego prezesa - nie odnotowane
Opublikowana opinia Sądu Najwyższego nie odnosi się natomiast wprost i bezpośrednio do tego, aby pierwszego prezesa wybierało zgromadzenie złożone z 80, a nie ze 110 sędziów. Poza ogólnym stwierdzeniem, że celem większości zaproponowanych zmian jest przyspieszenie wymiany kadrowej w Sądzie Najwyższym, sędzia Józef Iwulski nie podważa zasadności zmniejszenia liczby sędziów, którzy mają wybrać nowego pierwszego prezesa.
Sędzia Józef Iwulski, sędzia Małgorzata Gersdorf, która w związku z planowanym uchwaleniem nowych przepisów wróciła z urlopu, stoją na stanowisku, że żadna ustawa nie może przerwać gwarantowanej Konstytucją kadencji pierwszego prezesa. Sędzię Małgorzatę Gersdorf uważa za pierwszego prezesa Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego. Inne zdanie w tej kwestii ma prezydent, który ogłosił, że Małgorzata Gersdorf w związku z osiągnięciem wieku 65 lat i niezłożeniem oświadczenia o zamiarze dalszego orzekania przeszła w stan spoczynku, a tym samym przestała kierować Sądem Najwyższym.
Autor: jp/adso/kwoj / Źródło: tvn24.pl