Najpierw urzędnicy rozebrali most - jedyny łączący dom Władysława Skrzypacza z resztą świata. Potem od władz, zamiast mostu, dostał gumowce. Więc pan Władysław, żeby żyć normalnie, sam zbudował kładkę. Tyle, że to dla urzędników samowolka budowlana i kładkę każą rozebrać.
Na księżyc jeżdżą, a widzi pani nie ma kto zwykłej kładki zrobić - skarży się pan Stanisław. Most władze rozebrały już 7 lat temu, w zamian dając mężczyźnie gumowce do przeprawy przez rzekę. Rozmowy z urzędnikami nie pomogły, dlatego pan Stanisław sam wybudował kładkę, łączącą jego położony w lesie dom z resztą cywilizacji. Już wtedy urzędnicy nakazali mu ją rozebrać.
Nadzór budowlany, teraz już nieodwołalnie, nakazał panu Władysławowi kładkę rozebrać, bo to zagrażająca bezpieczeństwu samowolka budowlana. - Jakby coś się stało, prokurator pierwszy przyjdzie do mnie - mówi Marian Pędlowski, Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego w Stalowej Woli i ostrzega, że do rozbiórki wyśle specjalistyczną firmę.
A mostu nie dostanie...
Na Władysławie Skrzypaczu ciąży już trzytysięczna grzywna za postawienie kładki. Na nowy most nie ma co liczyć, bo po zmianie granic gmin stał się "eksterytorialny". - Rzeka leży na terenie gminy Bojanów, ale natomiast pan Skrzypacz jest mieszkańcem gminy Grębów - tłumaczy wójt gminy Grębów, Sławomir Serafin.
Jednak żadna z gmin nie chce dać pieniędzy na budowę mostu, a rodzina, by dotrzeć do wsi, musi pokonać pieszo 7 km przez las.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24